środa, 29 czerwca 2022

Balansując na krawędzi

 

  Jak ogólnie wszem i wobec wiadomo, jestem zgorzałym i nieprzejednanym ateistą, więc nie bardzo wiem komu dziękować za powrót do żywych, bo mówiąc po prawdzie, w tej sytuacji nawet lekarze na to nie zasługują. Pozostaje mi chyba w końcu uwierzyć w Jego Makaronowatość, czyli Latający Potwór Spaghetti. Tu gwoli ścisłości wspomnę o dwóch z prawd głoszonych (nie mylić z dogmatami): Latający Potwór Spaghetti stworzył świat, zaczynając od gór, drzew, łosi i karłów oraz to, że podobnie jak Jahwe narodził się w epoce kamienia, a Jezus objawił się dopiero w epoce żelaza – tak Latający Potwór Spaghetti objawił się ludziom dopiero w czasach, gdy autorytatywnie uznano piwo z Mazowsza za najohydniejszą lurę na świcie1. Bo Latający Potwór Spaghetti nie rozdaje swojej krwi ani ciała, On jest wielbicielem i smakoszem dobrego piwa i pięknych dziwek (PS. – karą dla niewiernych jest picie tylko mazowieckiego piwa i dziwki zarażone chorobami wenerycznymi). Coś w tym musi być na rzeczy, bo od czasu, gdy lekarze zabronili mi używek (narkotyków, panien podejrzanego autoramentu, papierosów i wszelkiego alkoholu) z każdym dniem czuję się tylko coraz gorzej. Najgorzej zaś od chwili, gdy rzuciłem ostatni ulubiony napój  – piwo – w co trudno uwierzyć mnie samemu (sic!)

  Właśnie dopadło mnie trzecie balansowanie na krawędzi (trzecie w ciągu dwóch lat). A każde trwało miesiąc z dużym okładem, Wtedy to nawet nie jestem pewien jak mam właściwie na imię. Powolutku wychodzę ze zdrowotnego dołka, co widać skoro napisałem notkę, ale spokojnie nie będę się użalał, ani tym bardziej chwalił się szczegółami dolegliwości. Dość, że prawdopodobne grozi mi kolejny pobyt w szpitalu. Sam pobyt w szpitalu nie jest zły, nieszczęścia dopadają mnie w kilka dni po powrocie do domu. Tak a propos. Moja ulubiona sąsiadka pojechała na kilkumiesięczny pobyt do córki w Anglii. Naraiła mi inną pomoc z gwarancją uczciwości. I nie uwierzycie – to jest jej chyba jedyna zaleta – typowa „baba z familoków” (sorry za „babę”, ale innego określenia nie znajduję). Jej rzekomo śląska gadka nawet by mnie nie raziła, gdyby nie fakt, że już nie tylko każdy przecinek czy kropka to przekleństwo, już nie tylko każdy oddech kończy się wulgaryzmem, ale czasami miałem wrażenie, że i sylaby w dłuższych słowach przedziela kuchenną łaciną. Kiedyś rozmawiała u mnie ze swoją córką przez telefon na głośnomówiąco. Do dziś zgaduję, o czym była ta rozmowa, bo córka odziedziczyła jej kwiecisty styl wymowy. Nie mogę narzekać, bo gdzie ja znajdę pomoc, która zechce sprzątać kuwetę po Havie i to w sytuacji kiedy ta Hava jej totalnie nie cierpi? Kiedyś padłem ze śmiechu (mimo, że leżałem w łóżku), choć powinienem unikać sytuacji każdego pobudzenia. Niosąc woreczek do kosza rzekła: „Ale śliczna kupka” (wygrzebana z kuwety).

  Muszę wspomnieć o dniu, w którym mimo ustalonego terminu, nie przyjęto mnie na pewien oddział szpitalny. Byłem zmaltretowany podróżą i upałem, co ewidentnie zaniepokoiło pielęgniarki (i słusznie). Zmierzyły mi ciśnienie i zrobiono szybkie EKG. No i się porobiło. Najpierw zjawiał się ordynator, za nim jakaś lekarka. Oboje orzekli stan migotania przedsionków i nie pytając mnie o zdanie przewieziono mnie na oddział kardiologiczny. Tam podłączono mnie do specjalistycznej aparatury i..., i stwierdzono, że żadne tam migotanie przedsionków a tylko zwiększone tętno z powodu zmęczenia i stresu. Profilaktycznie zaaplikowani mi kroplówkę i rozpoczęły się negocjacje o powrót na właściwy oddział, bo na kardiologię się nie nadawałem. Skończyły się fiaskiem i wróciłem do domu, na szczęście karetką. Jednak co innego zaprzątnęło moją uwagę. Usłyszałem w jakimś nadajniku wypowiedź prezesa, Zbawcę Narodu, zupełnie wyrwaną z kontekstu, że on by to leczył. Wyobrażacie sobie mnie na izbie przyjęć słyszącego tego rodzaju groźbę? Przed oczyma stanął mi kwartet: J. Kaczyński, św. Matka Teresa, siostra od Boromeuszek z Zabrza, i ta ostatnia, też siostra zakonna z ośrodka DPS. Aż wykres pracy serca na monitorze uległ mocnemu, choć chwilowemu zakłóceniu, w efekcie zaordynowano mi jeszcze jedną kroplówkę.

  Już na koniec. Nie rozumiem zadowolenia Kaczora z faktu, że Ukraina stała się kandydatem do Unii Europejskiej, którą to Kaczyński oskarża o całe zło współczesnego świata. Ktoś wie, o co tutaj biega?

PS. Na komentarze poprzedniej notki będę sukcesywnie odpowiadał.

 

Przypisy:
1 – Jan Stanisław Bystroń, „Megalomania narodowa”, str. 138.