Mój blogowy kolega napisał: „Poza tym [sarmatyzm] jest to spektrum kultury narodowej, pojęcia Ci obcego, którego boisz się jak diabeł święconej wody. W formie ideologii przetrwał zabory, kultywowano w dworach szlacheckich najbardziej (...) wartościowe cnoty przodków”1. Nie wiem czy się boję jak diabeł święconej, ale na pewno mam ambiwalentny stosunek do tego, co dziś nie tylko władza nazywa spektrum kultury narodowej. Wiecie dlaczego? Bo za dużo w niej megalomanii i mesjanizmu, które mnie wręcz odrzucają, a są tak charakterystyczne dla idei narodowo-katolickiej. Spór poszedł dalej. „Poczytaj sobie trochę Brucknera, Bystronia - będziesz wiedzieć skąd się wziął mit założycielski szlachty dlaczego i jaki miał wpływ na kulturę i jak kształtował późniejszą mentalność ludzi, którzy przechowali tą kulturę do lat XX”. Przyznam, że nie cierpię, gdy mi ktoś narzuca, co mam czytać, w końcu mam swój gust i nim się kieruję przy wyborze lektury. Ponieważ mój oponent dodał „Broń Boże nie czytaj! Jeszcze zmądrzejesz”, postanowiłem zmądrzeć na modłę narodowców. A co mi tam, w moim wieku ryzyko zmiany poglądów jest niewielki. I takim to sposobem trafiłem na Jana Stanisława Bystronia „Megalomania narodowa”2.
Ja to kręcę, chyba Najświętsza Panienka naprowadziła mnie na ten tekst! Mój oponent powinien ją koniecznie przeczytać. Moja krytyka sarmatyzmu to nic w porównaniu z tym jak ów sarmatyzm zbeształ i sponiewierał J. Bystroń. Nawet wpływ szlachty na kulturę polską, na mentalność ludzi tą kulturą zachwyconych, nie zostało przez Autora oszczędzone. Uspokoję, nie mam zamiaru streszczać tej książki, bo o pokracznych mitach sarmatyzmu pisałem w poprzedniej notce. Lektura Bystronia mnie tylko utwierdziła we własnych przekonaniach. Zresztą, jak się okazało – całkowicie słusznych. Niemniej zaciekawiło mnie coś innego. Bystroń porusza temat, z którym nawet ja, ateista, miałbym problem. Pisze: „Jeżeli Jehowa mówi Mojżeszowi: „Nie będziesz miał innych bogów przede mną'', to stwierdza jedynie swą wyższość, nie negując istnienia innych bogów plemiennych. Chrystianizm staje na nieznanym dotychczas stanowisku, nie uznając innych bóstw poza Bogiem w Trójcy Świętej jedynym, którego nie ogranicza do jednego tylko plemienia, ale oddaje mu rządy całego świata. (...) szlachetny, w wielkim stylu, utopijny idealizm kosmopolityczny pierwszych gmin chrześcijańskich przeciwstawia się doktrynom plemiennym, czyli (w myśl dzisiejszych pojęć) nacjonalistycznym. Walka dwóch diametralnie odmiennych poglądów jest treścią dziejów chrześcijańskiego świata”3. Musiałem przeczytać ten fragment dwa razy, bo trudno było uwierzyć, kogo mi mój blogowy kumpel polecił. Jak dalej twierdzi Bystroń „doktryna chrześcijańska jest zbyt idealna, zbyt abstrakcyjna, aby mogła zapanować w zupełności, wymaga ona już wysokiego stopnia rozwoju intelektualnego, aby ją pojąć, cóż dopiero, aby przejąć się nią i stosować w życiu”. Chrześcijaństwo stanęło ponad bogami plemiennymi i zakładając istnienie jedynego Boga, starało się uzasadnić jedność całego świata ludzkiego. Paradoksalnie prowadziło to do nadużywania religii dla celów walki narodowej, często również rasowej.Bóg w pojęciu ogromnej większości chrześcijan jest dla wielu związany ściśle z tym czy innym narodem. Im bardziej zagłębiamy się kulturę jakiegoś narodu, tym bardziej zakorzenione są podobne zapatrywania. „Człowiek [nie tylko – dopisek mój] mało wykształcony może wyobrazić sobie Boga inaczej jak przez podniesienie do niebiańskich wyżyn stosunków ziemskich. Stąd też oczywiście naród polski czasów sarmacji wyobraża sobie cały świat ponadziemski na wzór szlachecki; w głowie sarmaty przecież nie powstanie nigdy wątpliwość, że w niebie mówią innym językiem niż polskim, który przecież jest każdemu zrozumiały”4. A już, co do Matki Boskiej, to jest nasz sarmata najgłębiej przeświadczony, że tylko Polakami zajęta. Jest to nieuniknione nacjonalizowanie Boga w umysłach ludzi, nieumiejących sięgnąć myślą nieco głębiej czy szerzej. Jeżeli jednak chodzi o podkreślenie specjalnej opieki Boga (Matki Boskiej czy świętych) nad jakąś grupą społeczną czy nad jakimś jej przedsięwzięciem, zwłaszcza nad wojną, to tutaj nie ma żadnych trudności – tego rodzaju nacjonalizacja bóstwa jest czymś wręcz powszechnym. Nie było chyba ważniejszej akcji, której by nie umiano uzasadnić wolą Bożą. W Polsce Matka Boska nosi od czasów Jana Kazimierza tytuł Królowej Korony Polskiej. Jako ciekawostka: „w przeddzień powstania państwa polskiego w dyskusji o przyszłym jego ustroju jeden ze znanych publicystów podniósł (zdaje się, zupełnie serio) projekt, aby za królową uznać zgodnie z poglądami szerokich mas Matkę Boską, a regencję powierzyć papieżowi jako namiestnikowi Chrystusowemu” (sic!) Najczęściej spotykamy się z zapewnieniami, że Bóg sam prowadzi hufce swego narodu do wojny, że w decydującej chwili przechyla cudem zwycięstwo na stronę wiernego sobie ludu. A współcześnie? Warto przypomnieć „cud na Wisłą”, gdzie Matka Boża rozpędziła kacapów, a w co nawet współcześni, w XXI wieku wierzą bez zastrzeżeń. Wiara w określonego Boga narodowego kształtuje wierzenia religijne szerokich mas w duchu nacjonalizmu, a przez to podtrzymuje skutecznie wiarę w wyższość narodu, uzasadnia imperialistyczne dążenia (patrz idea Międzymorza).
Wprawdzie czytana przeze mnie książka została wydana w 1995 roku, niemniej jej pierwsze wydanie pochodzi z 1935 roku (wydawnictwo „Rój”). I w tym miejscu dopada mnie pytanie: czy ten Jan Stanisław Bystroń nie był jakimś prorokiem? Wyprowadza on megalomanię z pojęcia wiary we własne siły, jednakże wiary wypaczonej, patologicznej. Owa sarmacka megalomania i mesjanizm idealnie pasują do dzisiejszych czasów rządów Zjednoczonej Prawicy oraz do wielu kaznodziei polskiego Kościoła. I to podobno są najwartościowsze cnoty naszych przodków. Tego nie da się inaczej określić jak wulgarnym: ja pierdzielę!
Przypisy:
1 - https://delator1004.blogspot.com/2022/05/porozmawiajmy-o-penisie.html
2 - książkę w formacie pdf można pobrać tu: https://docer.pl/doc/ss5cxc8
3 - wszystkie poza wstępem pochodzą z „Megalomanii narodowej”
4 - ten cytat jest wyjątkowo sparafrazowany przeze mnie