sobota, 31 października 2020

Ciul bęc!

 

  Z polskimi ortodoksami katolickimi nie ma żartów. Nawet tymi świeckimi, a może przede wszystkim z nimi. Dla nich nie ma żadnej świętości, papieża Franciszka nie wyłączając. Pamiętacie to hasło: „Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Cię nosiło, błogosławione piersi, które ssałeś”? Na wczoraj, 30 października roku pańskiego 2020 jest już nieaktualne. Drugiemu Polakowi w historii naszego narodu, po Janie Pawle II grozi – ekskomunika! Ja nie żartuję...

 

  Środowiska zbliżone do Radia Maryja i Ordo Iuris postulują, aby to właśnie go spotkało, i czekają na rychłą decyzję kardynała Kazimierza Nycza. Instytucjonalny Kościół stęknął ustami swego rzecznika, że się na taki projekt nie zgadza, bo jego nauczanie jest niezmienne. Wszystko dlatego, że pan prezydent Duda, który tyle razy podkreślał, że jest katolikiem, że ponad wszystko najdroższe są mu wartości chrześcijańskie, wysłał do Sejmu RP projekt uchwały zezwalającej na aborcję z przyczyn letalnych (aborcja z wyłączeniem chorób zespołu Downa). Kiedy PiS wziął na sztandary byłego prezesa SN Rzeplińskiego wybaczając mu wszystko, co złego mówił o PiS dlatego, że potępił protesty kobiet, prezydent Duda, bożyszcze pisowskich wyborców zadaje im cios w plecy. Nie trudno zgadnąć, że zrobił to by gasić pożar, który wywołał jego przełożony i protektor J. Kaczyński. Trudno orzec jaki będzie efekt tego kroku, niemniej pewne jest, że politycy jedynie słusznej partii znaleźli się w niezłym błotku, co jest określeniem nad wyraz wysublimowanym. Bezpieczna metoda zamrażarki w TK, która uwalniała ich od podjęcia konkretnej decyzji, wyrok Przyłębskiej, który na chwilę pozwolił im odetchnąć z ulgą – to wszystko poszło się ***** ***!. Kukułcze jajo zakazu aborcji znów znalazło się w ich rękach, a sytuację mają daleko trudniejszą niż trzy lata temu, gdy obywatelski projekt Kai Godek trafił do Komisji sejmowej. Już wiedzą, co ich czeka po przyjęciu projektu. Po raz drugi przekonali się też, że z kobietami nie ma żartów, skoro ledwie w ciągu tygodnia słupki oparcia kurczą się niby bałwan w promieniach wiosennego słońca.

 

  Zostawmy jednak politykę na boku, to wciąż wróżenie z fusów. Ja się przyznam bez bicia, że jeśli chodzi o moralno-społeczną stronę skutków tego projektu, to czuję w sobie dziką, taką zwykłą, ludzką, na wskroś małostkową satysfakcję. I nie chodzi mi o katolickich ortodoksów, a o wszystkich tych, którzy podchwycili język o mordowaniu nienarodzonych, o matkach zabójczyniach, o holokauście niewinnych dzieciątek, czy nawet o zachodniej cywilizacji śmierci. Od tygodnia mamy wszechobecną narrację o ataku szatana, który nie tylko opętał protestujące kobiety, ale wszystkich tych, którzy je popierają. A tu masz – ciul bęc – jak mawiał mój śp. dziadek August wcale nie mocny. Te strajkujące kobiety mimo swojej destrukcyjnej siły, nie mają żadnej sprawczej mocy prawnej. Tymczasem gorliwy katolik, niesiony na ramionach wiernopoddańczego ludu do władzy, wszystko jednym pomysłem spartolił. Poza ortodoksami, którzy na razie w opiniach o prezydencie są łagodni, jego wyborcy zamarli ciszą jak makiem zasiał, jak na zamkniętych cmentarzach. Nikt nie nazywa prezydenta Dudy mordercą niewinnych dzieciątek, współczesnym Herodem ludu bożego. Nikt też dziś już nie będzie żądał unieważnienia wyborów, bo gdyby on z tym projektem wyskoczył przed wyborami, jego wynik byłby na poziomie Bosaka.

  Wierny Ludu pisowski, żeby nie być wulgarny, ograniczę się do wyświechtanego: zrobiono cię w klasyczne jajuszka. Bo mało, że Twój prezydent popełnił grzech śmiertelny, to przy okazji rozgrzeszył rozwścieczone i protestujące kobiety. Jeśli nie wywieziesz na taczce Dudę z pałacu prezydenckiego, nie masz moralnego prawa o cokolwiek oskarżać protestujących.