Zastanówcie się przez chwilę, z czym byście skojarzyli tytuł notki? Dam Wam czas do końca notki, teraz zajmę się nowym pomysłem naszego szalonego, oświeconego inaczej naukowca, absolwenta KUL w randze tytularnego profesora, a dziś ministra edukacji. Trzeba przyznać, że jest młody, pełen sił, a w jego czaszce hulają pomysły niczym wiatr nad akermańskimi stepami. Też żadnych dróg i przeszkód nie ma, jest tylko tęsknota za bogobojną ojczyzną. Czego to on już nie wymyślił, ale ciągle mu mało.
Jego radosna twórczość, sięga teraz nowych kresów, przy czym ta metafora jest jak najbardziej zasadna, bo chodzi o bezkresną możliwość indoktrynowania na wiarę katolicką. Dzieci uczące się w szkołach już załatwił, przynajmniej formalnie, ale na skutki trzeba będzie czekać latami. Dlatego marzy mu się nowy kierunek nauki do studiowania i to od zaraz, czyli zupełnie odrębna dziedzina wiedzy stricte naukowej – o rodzinie. Tu efekt może być szybszy i wymiernie głębszy. Wszystko z powodu ważnej konferencji, w której wziął udział, pod wzniosłym hasłem „Kościół - państwo - społeczeństwo obywatelskie w służbie rodzin w Polsce”1. Okazuje się, że wszystkie „plusy” dla rodziny są bardzo dobre, mają tylko jeden drobny feler, nie chcą zadziałać, co grozi wynarodowieniem kraju i upadkiem religii katolickiej. Nawet pandemia nie pomogła, a przecież powinna. Ludzie nie chodzili na imprezy i do kościołów, w telewizji nuda, więc prokreacja powinna iść pełną parą (w znaczeniu mąż i żona), ale nie poszła, bo para poszła w gwizdek, czyli drastycznie wzrasło spożycie alkoholu. Dla abstynentów jest pełna gama galerii i supermarketów. Pięćset plus piechotą nie chodzi, piechotą idzie się do najbliższego sklepu, gdzie można nabyć tradycyjną „rudą małpkę”, albo nowy laptop z okazji pierwszej Komunii świętej. Według ministra za tymi „plusami” powinna iść wielka promocja rodziny, promocja małżeństwa i jedynie słuszne programy wychowawcze. Niby to już jest, ale jakby za mało, więc trzeba wykształcić nowe specjalistyczne kadry teologiczno-społeczne. Eksperyment z tym kształceniem zacznie się już od nowego roku akademickiego na KUL, gdzie wykładają wybitni naukowcy jak na przykład znany wszem i wobec, przez wszystkich lubiany ks. prof. dr Tadeusz Guz.
Zdaniem ministra nowa
dziedzina nauki ma nie tylko badać rodzinę, lecz także, a może przede wszystkim
przeciwstawiać się rozmaitym prądom, które są nieprawdziwe – czyli lewactwu.
Polski Kościół katolicki wytrwale broni boskiej Prawdy o rodzinie, więc trzeba
nam Jego uporu i niereformowalności. I wyjątkowo przyznam ministrowi rację.
Kościół broni tej Prawdy niczym twierdzy. Choć i tu coś szwankuje, skoro stale
przybywa singli, konkubinatów, rozwodników i o zgrozo – związków
jednopłciowych. Tu też wreszcie mogę odpowiedzieć na zadane we wstępie pytanie.
Pan minister stwierdził, że „zgodnie z polską konstytucją małżeństwo to
związek kobiety i mężczyzny, wiec innego rodzaju związki nie mogą liczyć na
taką samą ochronę prawną i opiekę państwa. Inne związki istnieją, to prawda,
ale to są prywatne związki obywateli [podkreślenie moje]”2. W tym miejscu muszę ponowić swój apel do młodych
kandydatów na ślubny kobierzec, choć innym argumentem niż poprzednio.
Zastanówcie się. Z chwilą zawarcia sakramentalnego związku małżeńskiego, wasze
małżeństwo przestanie być waszą prywatną sprawą, bowiem od tego momentu
jesteście już nieprywatnym związkiem obywatelskim, który podlega nakazom
i zakazom konstytucji RP. O nakazach i zakazach Kościoła już nie trzeba
wspominać.
Przypisy:
1 - https://lublin.wyborcza.pl/lublin/7,48724,27142218,czarnek-zapowiada-nowa-dyscyplina-to-za-malo-potrzebna-jest.html?_ga=2.175591842.1212371241.1622222596-704858237.1622222594#S.main_topic-K.C-B.1-L.1.duzy
2 - ibidem.