Feminizm w znaczeniu ogólnym jest ideologią znienawidzoną nie tylko przez Kościół, ale również przez skostniałe formy konserwatyzmu prawicowego. Nie będę się rozwodził nad genezą tej nienawiści, postaram się w możliwie skrótowy sposób przybliżyć zjawisko feminizmu konserwatywnego, powstałego w kontrze do właściwej ideologii kobiecych ruchów na rzecz równouprawnienia i przywrócenia im godności. Od razu dodam, że Kościół rozmył te dwa pojęcia, czyli równouprawnienie, jak i godność, na swoją transcendentną modłę. Czytam i jakiem ateista nie wierzę: „Dusza kobiety musi być szeroka i otwarta na wszystko, co ludzkie; musi być cicha, żeby gwałtowne wichury nie gasiły słabych płomyków; musi być ciepła, żeby nie uschły delikatne kiełki, […] uwolniona od siebie samej, żeby znajdywało w niej miejsce życie kogoś drugiego; a wreszcie ma być panią siebie samej i swego ciała, ażeby cała jej osoba była gotowa usłużyć na każde wezwanie”1. W tej deklaracji szczególnie ujmuje mnie powtarzane „musi być” wypowiadane i podkreślane przez o. Bartłomiej Józef Kucharski OCD. To bądź co bądź facet, choć w kiecce. Innymi słowy, zero, nul, cero, nihil czy jeszcze w jakimś innym języku by nie przytoczyć – zero własnej woli, zero godności i szacunku. Na nieszczęście to nie tylko ideologia jakiegoś księżulka. Za prekursorkę katolickiego feminizmu jest uważana Edyta Stein, ochrzczona żydówka, której dla niepoznaki zmieniono imię na Teresę Benedyktę od Krzyża. Szukając materiału dla tej notki nalazłem coś, co mnie wręcz zwaliło z nóg: „po przekroczeniu progu komory gazowej spotkała się twarzą w twarz z Oblubieńcem. (...) Edyta Stein przypieczętowała pakt małżeński z Chrystusem ukrzyżowanym, do którego przygotowała się jako mądra dziewica”2. Ten metaforyczno-realistyczny obraz jest autorstwa kardynała Michael Czernego wygłoszony ledwie przed tygodniem i jakoś nie mogę uwierzyć, że to tylko efekt mszalnego wina.
Wróćmy jednak do tego szczególnego i oryginalnego rodzaju feminizmu, który kobietom dyktuje Kościół, hierarchicznie na wskroś męski. I znów czytam prawdziwe rewelacje: „Poglądy nauk szczegółowych jak i filozofii są podrzędne wobec nauki wiary, gdyż autorytet Pisma Świętego i Urzędu Nauczycielskiego Kościoła wymaga uległości ze strony wierzącego katolika”3, i o ile mężczyzna może sobie pozwolić na pewne odstępstwa, czego dowodzi praktyka, o tyle kobieta już pod żadnym pozorem. Zdaniem Edyty Stein, w każdej kobiecie można odkryć „pragnienie stawania się tym, czym być powinna, pragnienie doprowadzenia do możliwie najdoskonalszego rozwoju swego człowieczeństwa ze szczególnymi, indywidualnymi cechami. Najgłębszą kobiecą tęsknotą jest dojrzewanie w miłującym zjednoczeniu i pomaganie innym w takim dojrzewaniu. To odpowiada wiecznemu przeznaczeniu kobiety. Jest to specyficznie kobiece, a nie ogólnoludzkie pragnienie. (...) Podobnie jak u jednostek, tak też u mężczyzny i kobiety miara i relacja tych władz jest bardzo różna. Dusza kobiety mocniej żyje i jest obecna we wszystkich częściach ciała i wewnętrznie zostaje bardziej zaangażowana w to co się z nim dzieje”4. W tym miejscu nasuwa mi się pytanie: czy odmienność „duszy”, jeśli nawet taki twór by istniał5, to dostateczny argument na rzecz dyskryminacji kobiet? Bo przecież te wywody służą przede wszystkim temu, aby kobiecie ograniczyć świat do znanej maksymy: Kinder, Kirche, Küche. Jak twierdzi Stein: „wszelkiego rodzaju abstrakcja z natury jest jej [kobiecie] obca. (...) Tak więc można powiedzieć, że szczególnymi cechami kobiecej duszy jest pełne oddania uczestnictwo w życiu drugiej osoby a zwłaszcza męża i dzieci. Kobiecość wyraża ducha głębi, skupionego i wielowarstwowego, wytrwałego i zdolnego do cierpienia”6.
W ślady Edyty Stein po wojnie poszła amerykanka, Phyllis Schlafly, konserwatywna antyfeministka. Jej ulubione powiedzonka: „Dziękuję mężowi, że pozwolił mi wziąć udział w tym zgromadzeniu”, „Kobiety spełnienie znajdują w domu z rodziną”, „poprawka [do konstytucji] odbierze kobietom wiele praw, w tym prawo do bycia na utrzymaniu męża czy alimenty, zmusi do służby wojskowej, promuje homoseksualizm i aborcję oraz, o zgrozo, zaprowadzi koedukacyjne toalety”, „w rubryce zawód wpisuję matka”, co nie przeszkadzało jej prowadzić działalności politycznej na terenie całych Stanów Zjednoczonych. W 2014 roku pisała: „Różnica płac między kobietą a mężczyzną nie jest zła, ponieważ pomaga promować i utrzymywać małżeństwa. Najlepszym sposobem na poprawę perspektyw ekonomicznych kobiet jest zwiększenie zawodowych perspektyw mężczyzn w ich życiu, nawet jeśli oznacza to zwiększenie tak zwanej różnicy płac”. I jeszcze to: „Kiedy wyszłam za mąż, jedyne, czego pragnęłam, to suszarka, żebym nie musiała wieszać pieluch. A teraz kobiety mają pieluchy jednorazowe i inne udogodnienia w domu. To dzięki mężczyznom i technologii dom stał się tak przyjemnym miejscem dla kobiet”7.
Jeszcze tylko drobny wtręt. W szkole średniej chemik miał kilka ciekawych powiedzonek a jedno z nich szczególnie utkwiło mi w pamięci: „cierp ciało, kiedyś chciało”. Pasuje mi do rozważań obu pań, choć z drugiej strony, nikt nie pyta kobiety, czy chciała być kobietą, szczególnie zaś oddaną mężowi żoną i równie oddaną dzieciom matką. Reszta pragnień tej istoty, według katolicko-konsewatywnego feminizmu jest zakazana, rzekłbym: wręcz grzeszna, gdyż wiele z postaci antyfeminizmu ugruntowanych jest w religii. Nie potrafię się powstrzymać od jeszcze jednej opinii ks. Bartłomiej Józef Kucharski OCD, która dowodzi, że feminizm konserwatywny, zaś katolicki w szczególności jest tylko skrajną formą antyfeminizmu: „Jej [kobiety] głównym zadaniem jest nie tylko wydać na świat dzieci i starać się o ich rozwój cielesny, lecz wychować je w bojaźni Pańskiej. Podstawową rolą kobiety jest więc włączenie się w walkę duchową, jaka toczy się pomiędzy Złym a Jezusem. Choć ten pierwszy już przegrał, wciąż atakuje świat. Kobieta, na wzór Maryi, powołana jest do wychowywania innych do bycia dobrymi, czyli do odrzucania podszeptów Szatana. Dlatego szczególnie atakuje on niewiasty. Edyta Stein w latach 30. i 40. XX wieku widziała, jak straszliwe może być zło i jak wielu mu ulega”8. W tym miejscu mogę już bez kozery napisać: nie mam więcej pytań.
Przypisy:
1 - https://www.karmel.pl/feminizm-edyty-stein/
2 - https://deon.pl/kosciol/kard-czerny-o-edycie-stein-po-przekroczeniu-progu-komory-gazowej-spotkala-sie-twarza-w-twarz-z-oblubiencem,2202803
3 - https://www.karmel.pl/kobieta-wedlug-edyty-stein/
4 - ibidem
5 - Nie wiem dlaczego celowo pojęcie samoświadomości przeinacza się w pojęcie
duszy? Ten ekwilibrystyczny zabieg, ma drugie dno – jest nim pojęcie „serce”
nie w znaczeniu organu wewnętrznego wszystkich zwierząt, a w ujęciu cechy
psychicznej. Pamiętam maksymę Mickiewicza „miej serce i patrzaj w serce”, jemu
można wybaczyć, wszak był romantykiem. Ale współczesnym apologetom?!
6 - https://www.karmel.pl/kobieta-wedlug-edyty-stein/
7 - https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,152731,25985003,phyllis-schlafly-kobieta-powinna-podziwiac-i-doceniac-meza.html?disableRedirects=true
8 - https://www.karmel.pl/feminizm-edyty-stein/