niedziela, 18 października 2020

Jabłuszko pełne snów

 

  Tak mi się spodobał ten wtręt byłego marszałka Senatu, Karczewskiego o jednym jabłku wieczorem, które chroni przed doktorem, że od razu przypomniał mi się tytuł przeboju z czasów radosnego socjalizmu o jabłuszku pełnym snów. Ten przebój doprowadzał mnie do szału, ale z perspektywy obecnych czasów, wydaje się być ponadczasowy. Przypomnę najistotniejszą, a zarazem najbardziej bogatą w treść część refrenu:
Lalalala lalala lalalalala
Lalalala lalala lalalalala
Lalalala lalala lalalalala
Jabłuszko pełne snu
”.
Jakby ten fragment nie interpretować, pasuje jak ulał do tego, co się Panie w tej obecnej polityce Najjaśniejszej dzieje, szczególnie od wiosny, kiedy to napadł na nas koronawirus. Najpierw był piękny sen o potędze przygotowań, później jeszcze piękniejszy sen o zwycięstwie, teraz mamy koszmar totalnej porażki.

  W szkole podstawowej ćwiczyli mnie z prusowskiej nowelki „Antek”. Też doprowadzała mnie do szału, ale pewnie dlatego zapamiętałem jej pewien znamienny fragment, który idealnie pasuje w dniach tej totalnej porażki w walce z pandemią. Przypomnę pod rozwagę Ministerstwu Zdrowia:
Zachorowała Rozalka. Znachorka rzecze:
Napalcie, kumo, w piecu do chleba. Trza dziewczynie zadać na dobre poty, to ją odejdzie. Teraz trzeba położyć dziewuchę na sosnowej desce i wsadzić ją w piec na trzy zdrowaśki. Ozdrowieje wnet, jakby kto ręką odjął.
Nie wiem czy ta metoda jest skuteczna, bo w tej noweli Rozalka upiekła się jak pieczone jabłuszko, to znaczy skóra z niej zlazła, ale być może teraz wystarczy zamontować w tym piecu jakiś regulator temperatury? Od razu spali się chorego na popiół. Wyjdzie taniej niż zakup i montaż nowych respiratorów, a i fachowców do ich obsługi nie trzeba będzie specjalnie szkolić. Wystarczy kurs palacza kotłów.

  Nie bez kozery te wspomnienia. Ruszyła nagonka na lekarzy, może nie tyle jako znachorów, ile nierobów. Zarabiają krocie a migają się od leczenia chorych. Narracja jest mniej więcej taka, że złość człowieka ogarnia na tych obiboków: sale przygotowane dla pacjentów świecą pustkami, respiratorów w brud, zdegenerowani ratownicy medyczni wożą chorych od miasta do miasta by zarobić na nadgodzinach, znudzeni lekarze popijają łapówkarskie koniaki i obmacują na dyżurach pielęgniarki, laborantki z nudów zasypiają podczas pracy, a do tego marnujące się w szpitalnych szafkach odkażalniki, odczynniki i lekarstwa. Im się po prostu nie chce, a taki Karczewski pracował za młodu i na starość dla idei. Nic to, że ta idea miła wartość blisko stu tysięcy złotych polskich rocznie. Trudno też pominąć wątek mecenasa Giertycha. Osobiście za nim nie przepadam, ale gdy zrobiono z niego temat zastępczy dla przegrywanej batalii z pandemią zrobiło mi się żal biedaczyny. Ja nie wiem czy on w tym szpitalu symuluje, czy nie, ale to dość dziwne, że wszystkim innym oskarżonym cofnięto areszt prewencyjny. Jemu też, ale za bagatelka pięć milionów kaucji. Wprawdzie na biednego nie trafiło, ale... Do tego ten kuriozalny zakaz wykonywania zawodu, co dowodzi, że nie tyle chodzi o wykrycie jakieś przestępczej afery, ile o wyeliminowanie go z adwokatury. Bez wyroku sądu!

  Wrócę na koniec jeszcze do przeboju o jabłuszku. Występuje w niej bohater w stopniu kaprala. Coś Wam to mówi, z kimś się kojarzy? Otóż ten kapral (z reguły mały wzrostem) marzy o tym, aby znać sny wszystkich jabłuszek. Pewnie tym niepoprawnie śniącym pozwoli zgnić w jesiennej trawie. W innej wersji może być tak jak w tej piosence z makami:

Aż nie wierzę, że te wideoklipy zamieściłem na swoim blogu.


 

17 komentarzy:

  1. Tajemnicą jest dla mnie - dlaczego skoro w moim powiacie jest 20 zachorowani potwierdzonych nie można się dostać do żadnego prawie lekarza specjalisty, a jeśli już - inkasują oni taką samą kasę za kilka minut rozmowy jak za normalną wizytę z "macaniem". Ja nie oceniam - lekarz też człowiek, ma prawo się bać wirusa. Z drugiej strony mam wrażenie, że jednak obrazki tyrających w kombinezonach pracowników służby zdrowia nie dotyczą ogółu, a mam wątpliwości czy jakiejś przeważającej części.

    W sumie ciekaw jestem - kiedy strażacy zaczną zdalnie gasić pożary, a policja zdalnie łapać przestępców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dodam że chodzi o rozmowę telefoniczną.

      Usuń
    2. Nie twierdzę, że znam tę tajemnicę, ale mam proste wyjaśnienie, poparte wydarzeniem z autopsji. Potrzebowałem w minionym tygodniu telefonicznej „wizyty” z lekarzem pierwszego kontaktu. Okazało się, że został delegowany do innej przychodni. Wszystko skończyło się ok, podano mi numer telefonu, skontaktowałem się i dostałem to, co trzeba. Miałem tylko w tamtej przychodni odebrać wynik badania. Na miejscu wyjaśniono mi, że część personelu medycznego została delegowana właśnie na odcinek frontu walki z koronawirusem. Wiesz dlaczego? Bo personel medyczny też nie jest w stu procentach zabezpieczony. Nie wiem ilu z nich ulega zakażeniu, ilu musi poddać się kwarantannie, a ilu „ucieka” profilaktycznie na zwolnienie lekarskie. Jedno jest pewne, te braki trzeba uzupełniać, stąd Ty nie możesz się dostać do specjalisty. A może być jeszcze gorzej.

      Strażacy jeżdżą do ognisk pożaru, a nie ognisk pandemii, podobnie policjanci, interweniują tam, gdzie nie ma wirusa, choć akurat komendant główny policji jest zakażony.

      Usuń
    3. Ale przecież ci co prowadzą porady telefoniczne na żaden front walki nie zostali odwołani. Po prostu nie przyjmują pacjentów.

      Usuń
    4. Jesteś pewien? Może Twojego lekarza nie delegowano, ale innego, przez co ten Twój ma teraz dwa razy więcej pacjentów? Ja tylko zapytam, czy wiesz, że do chorych na koronawirus wysyła się już studentów czwartego roku medycyny? Przecież nie dlatego, że brak łóżek, czy respiratorów. Brak kadry do leczenia tylu chorych.
      I nie pisz, że lekarze nie przyjmują pacjentów. Przyjmują, tylko trzeba czekać dwa, albo i trzy razy dłużej.

      Usuń
    5. Tłumaczę Ci, że akurat u mnie powiecie nie ma tylu chorych.

      Usuń
    6. Myślisz, że Ministerstwo Zdrowia interesuje Twój powiat? Jeśli jest w nim mało chorych, tym bardziej deleguje lekarzy do innego powiatu.

      Usuń
    7. Żeby się zarazili i wrócili z chorobą? Żartujesz chyba.

      Usuń
    8. A kogo obchodzi to, że się zarażą? Na pewno nie rząd.

      Usuń
  2. Zrobiło się naprawdę tragikomicznie. Twardoch w jakimś felietonie chyba (?) napisał, że Polska śni sen o sobie (to nie jest cytat). I coś w tym jest. Co rano się budzę i myślę sobie, przy takich wydarzeniach, jakie opisałeś, że to nie może być prawda, że to nie może się naprawdę dziać. Ale się dzieje. A dzieje się, bo komuś zamrożonemu w kapsule czasu z PRL zamarzyło się zmienić historię w/g swojej wersji i przy okazji odkuć na tych, którzy kiedyś tej jego wersji kupić nie chcieli.
    Co do lekarzy, to w pandemii nie marzę o żadnym macanku. Jeśli jeden z lekarzy w Poradni namaca się kogo nie trzeba, to zamkną na kwarantannie wszystkich. Lekarze sobie poradzą, choć kwarantanna to żaden cymes, ale co z nami?
    Specjalistów rozpaskudzono już dawno. Nie było Covidu i też chodziłam prywatnie. Zresztą najwyższa pora zmienić ten niby darmowy system. Tylko kto się odważy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym tego tragikomedią nie nazwał, to jest tragedia, choć opisałem ją w prześmiewczy sposób. Ludzie odpowiedzialni za ten kraj mają nas za idiotów. Tylko nic dziwnego, skoro idioci podatni na obiecanki cacanki ich wybrali.

      Nie zgodzę się z tezą, że lekarzy specjalistów rozpaskudzono. Po pierwsze, jeśli już, rozpaskudziliśmy ich sami owymi „koniakami”. Po drugie, a to już niekoniecznie wina PiS, nie oferowano im nic, co by ich tu zatrzymywało. Skoro uczelnie opuszcza co roku kilka tysięcy specjalistów, to ja zapytam: gdzie oni są? Pamiętasz sprawę protestów rezydentów?

      Usuń
    2. Rozpaskudzono ograniczając limit przyjęć. Rozpaskudzono nadal panującym w służbie zdrowia feudalnym układem, że jak ktoś się już dochrapie specjalizacji, jest prawie Bogiem. Wielu tych "specjalistów" mój dawny ordynator wywaliłby z oddziału po miesiącu.
      Byłam w moim dawnym szpitalu jako towarzysz matki, ojca, syna. Dawne, jeszcze pracujące tam oddziałowe, patrzyły mi (albo i nie patrzyły) w oczy z zażenowaniem. Wiedziały, co widzę i było im zwyczajnie wstyd. Jak się już ktoś staje specjalistą, a nie rezydentem, to odkuwa się za wszystkie te lata ciężkiej pracy za marne pieniądze. Tylko czemu na pacjentach?

      Usuń
    3. Ograniczono liczbę przyjęć, bo NFOZ nie dawał kasy. Kasy nie miał, bo z budżetu nie dostał.

      Natomiast przesadzasz z tym feudalnym układem. To jedna ze spiskowych teorii dziejów. Tego Twojego ordynatora bym najpierw wywalił. Od tego jest, aby nowa kadra spełniała wymogi w danej dziedzinie, a nie wywalać ją na pysk. Sam w końcu też od podstaw zaczynał, a nie od razu był geniuszem. Z rezydenta będzie taki lekarz jak go ukształtuje ordynator. Jeśli rodzi się z rezydenta cwaniak, to nauczył się tego od przełożonych.

      Usuń
    4. NFOZ dał zbyt wysoką wycenę za jednego pacjenta. I tyle.

      O jakiej spiskowej teorii piszesz? Przecież to wieści zasłyszane opisują, tylko przeżyte. Ale wierz sobie w co chcesz ;)

      Krótko, bo poprzedni komentarz mi wcięło. Wrrrr

      Usuń
    5. To nie jest kwestia wiary. Jeśli taki ordynator, sławy specjalista, strzeże swojej wiedzy i oczekuje, że rezydent sam ją posiądzie, to to jest chore. I nie dziwi, że oni zaraz uciekają, skoro tu nie mają szans na zdobycie odpowiedniego doświadczenia (pomijam zarobki).

      Byłem w szpitalu. Dziesięć dni. Każdego dnia zbiera się cały zespół lekarski (po obchodzie) i po kolei wzywają pacjentów. Siadasz wygodnie i słuchasz jak rezydent relacjonuje swoje zalecenia. Ordynator też. Jeśli nie ma zastrzeżeń, akceptuje, jeśli ma, koryguje przy wszystkich bez zbędnych epitetów. Uczą się wszyscy (łącznie z pacjentem). Obawiam się, że nie wszędzie tak jest.

      Usuń
  3. Przecież zawsze w polskiej "służbie zdrowia" panował super bałagan. Tu pomimo covidu mam dostęp do lekarzy. Główną formą zapisu do lekarza jest mail, w drugiej- telefon, na ogół nikt nie przychodzi tylko po to by się zapisać. A pacjenci, choć towarzycho jest mocno międzynarodowe, zna się na zegarku i przychodzi na wskazaną w mailu godzinę.W czasie covidu byłam u lekarza rodzinnego, robiłam analizy ( bo to co rok się je obowiązkowo robi), szczepiłam się p. grypie, byłam też u endokrynologa. Dentyści też pracują normalnie.Oczywiście piszę o lekarzach państwowych, nie prywatnych. Już i tak jest tu raban, bo gdy wybuchła epidemia to odwołano milion planowanych operacji chirurgicznych. Zakażeń covidowych na dobę mamy tu liczbowo mniej więcej tyle co u Was, ale w Polsce jest 37 mln obywateli a tu 80 mln.I znacznie więcej testów tu się wykonuje. Żebyś, mi nie zazdrościł -to gdy leżałam w szpitalu zapłaciłam 180€ za 18 dni pobytu. Tu jest do takiego najzwyklejszego ubezpieczenia wprowadzona częściowa odpłatność. Dopłaca się też do sprzętu rehabilitacyjnego i do rehabilitacji. Za zabiegi dopłaciłam nawet więcej niż za ten pobyt w szpitalu, a miałam raptem 12 zabiegów.Kas Chorych jest jak mrówek, ale jest jedno dobre- jeśli dużo zarabiasz musisz wybrać sobie droższą Kasę Chorych, a nie tę dla imigrantów, bezrobotnych i emerytów, do której i ja należę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie potrafię znaleźć przyczyny olewania Służby Zdrowia od początków transformacji. Nigdy tego nie mogłem zrozumieć. Przypuszczam, że to pozostałość czasów radosnego socjalizmu, kiedy to kadra lekarska miała się dużo lepiej od reszty. Mam wrażenie, że rządzący myśleli, że tak będzie już zawsze, a przecież oni podlegają tej samej grze rynkowej, co inne zawody.

      Tak naprawdę za bardzo nie narzekam na służbę zdrowia, choć muszę z niej korzystać. Jest może gorzej, ale z pewnych rzeczy sam rezygnuję z powodu pandemii, dlatego nie zdecydowałem się na drugi zabieg usunięcia zaćmy. Nie chciałbym się teraz znaleźć w szpitalu, a jeśli jakaś dolegliwość nie wymaga wizyty nawet w przychodni, powiem wprost – chwała Panu, że mogę być dziś leczony na telefon.

      Usuń