niedziela, 9 maja 2021

Niedole cnoty


  Niestety, pamięć mnie już zawodzi. Rzecz dotyczy bulwersującej książki pod tytułem „Niedole cnoty”. Czytałem ją w latach młodzieńczych, nie powiem – z wypiekami na twarzy, ale bez entuzjazmu, jaki towarzyszył koleżance, która mi ją pożyczyła. Ona była, koleżanka a nie książka, jak to się wtedy mówiło „niezdrowo zafascynowana”. A przypomnę, to było gdzieś pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy dostępu do pornograficznych treści przez interent nie było. Książka chyba pochodziła z czwartego obiegu, nie miała okładki i przypominała bardziej kopię pisaną na maszynie do pisania. Na potrzeby tej notki postanowiłem sprawdzić w necie coś na jej temat i ogarnęło mnie zdziwienie graniczące z niedowierzaniem. Czytając opis treści dzieła, znanego Markiza de Sade pod nieco innym tytułem „Justyna, czyli nieszczęścia cnoty”, doszedłem do wniosku, że to nie mogła być ta sama książka. Ale pewności nie mam, właśnie przez to, że pamięć mnie jednak zawodzi, a na ponowną lekturę wspomnianej książki nie mam ochoty.


  A rzecz dotyczy właśnie cnoty, ściślej – zabawnego (jak na mój gust) artykułu1 na katolickim portalu, mającym podobno być, a jakże – świadectwem – choć nie bardzo wiem czego. Bo świadectwo (nie mylić ze świadectwem szkolnym, czy z certyfikatem) jest ostatnio modne. Jeśli bowiem coś jest „świadectwem” to znaczy, że jest ważne, szczególnie w kontekście wiary. Artykuł jest krótki, polecam lekturę, a dla leniwych krótkie streszczenie. Trzynastoletnia dziewczynka uwikłała się w oglądanie pornografii i w masturbację. Dotarło do niej, że to ciężki grzech i nastał czas silnego poczucia winy oraz wstrętu do seksualności. Przestraszyła się pierwszej miesiączki i zaczęła się bać chłopaków. I tak przez ponad dziesięć lat. Przed dwoma laty poznała chłopaka na odległość, co jej odpowiadało właśnie z powodu owych lęków i silnego postanowienia pozostania w świętej „czystości”. Nieszczęsna nie przewidziała jednego. Natura upomni się o swoje, bo na nią nie ma mocnych. I tak nasza bohaterka z powodu niewinnych pocałunków ze swoim partnerem wróciła do praktyk masturbacji, w dodatku kompulsywnej, bo przecież to grzech. Podobno pomaga jej częsta spowiedź (współczuję spowiednikowi), jeszcze częstsza modlitwa (współczuję Bogu) i udział w mszy świętej (tu już nikomu nie współczuję). Nie, nie chodzi o ograniczenie praktyk masturbacji, ale z ich pogodzeniem się, bo jak sama pisze: „(...) głęboko wierzę, że Bóg mi zawsze towarzyszy. Staram się widzieć Go w każdym doświadczeniu2.


  Jeszcze jedna dygresja, tym razem już mnie szokująca. Pod artykułem jest formularz, w którym można opisać własne „świadectwo”, opatrzony dość dziwną zachętą: „Podziel się z czytelnikami swoją historią” (sic!) Pominę kwestię, że można ostatecznie ukryć się za pewną anonimowością (adres mailowy do wiadomości redakcji), ale czyli co? Mam opowiadać o tym jak się masturbowałem, i co z tego wynikało? Nie jestem pruderyjny, potrafię szczerze rozmawiać o każdych przejawach swojej własnej seksualności, ale tylko z kimś, do kogo mam pełne zaufanie, bo według mnie to są sprawy na tyle intymne, że nie nadają się do „publicznej wiadomości”. Nawet spowiednik nie jest taką osobą, a co dopiero forum katolickiego portalu internetowego.

  Zastanawia mnie ta cała historia również pod innym kątem. Bowiem gdy jesteś młody i chodzisz na lekcje religii (a ja chodziłem) dowiesz się, że masturbacja jest grzechem ciężkim. Wystarczy, że przekroczysz próg dojrzałości, pewnie nie wszyscy, ale ci sami sukienkowi moraliści namawiają Cię do publicznego przyznania się do czegoś, co od tego momentu okazuje się już być piękną ideą „akceptacji, otwartości i prawdy3, czymś, czemu towarzysz sam Bóg.
Nie znajduję innej puenty, i sorry, że ją tak dosadnie przedstawię: ja pierdzielę... propagują i reklamują moralno-erotyczny ekshibicjonizm!

 

Przypisy:
1 - https://deon.pl/wiara/swiadectwa/stlumilam-swoja-seksualnosc-swiadectwo,1311980
2 - ibidem
3 - Ibidem
Fotki:
- pierwsza z Wikipedii
- druga z pornoportalu.

 

38 komentarzy:

  1. Takie formatki do "podzielenia się swoją historią" można z powodzeniem użyć do produkcji opowiadań erotycznych i fantazji tego typu.
    A cnota? No cóż, już ktoś to powiedział wcześniej: "Cnota to chroniczny brak okazji".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawy pomysł. ;) Jotka często zadaje czytelnikom „zadania domowe”, oczywiście na bardziej przyzwoite tematy. Może u siebie coś zaproponuję, he, he...

      W tym przypadku chyba bardziej chodzi o religijna indoktrynację, wszak cielesność w połączeniu z seksualnością to zmora katechetów. Propagowanie cnoty, jako walki z grzechem pozwala unikać drażliwej tematyki.

      Usuń
    2. Na takie zadanie domowe to chyba bym nie wpadła ;-)
      Ale chyba cos jest na rzeczy z tym zbieraniem materiałów do wykorzystania, bo nijakiego świadectwa tu nie dostrzegam ...

      Usuń
    3. To była tylko taka drobna prowokacja, bo ja nie mam tak szerokiego grona czytelników. Myślałem, że się skusisz ;))

      Przestałem już dochodzić, co w tym artykule jest świadectwem.

      Usuń
  2. Może w momencie, gdy jest coś skrywane, to jest be, a gdy człowiek przyznaje się otwarcie to jest cacy?
    Oczywiście nie ze wszystkim tak jest, ale taka zasada też funkcjonuje w społeczeństwie.

    Kiedyś napisałam kilka postów ( blog onetu) o goliźnie i anatomii człowieka w kontekście funkcjonujących schematów myślowych. Może warto się zastanowić nad własnymi? Gdyby nie te różnice nie byłoby tego tekstu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie trzeba rozróżnić czym jest seksualność rozumiana jak normalne funkcjonowanie organizmu i o tym powinno się umieć mówić otwarcie, a czym jest tworzenie na różne sposoby „niezdrowej” sensacji, która już znamionuje pornografię.

      Jak zaznaczyłem w notce, nie mam żadnych problemów z mówieniem o seksualności. Gdybym miał, nie byłoby tej notki. Nie wyśmiewam samej masturbacji, a to, co jej towarzyszy w związku zafiksowaniem się na grzeszność. Efekt jest tak zabawny jak zwierzenia tej dziewczyny. Jeśli mnie coś bulwersuje w tym artykule..., ale to już opisałem w notce.

      Usuń
  3. Też popieram pomysł dawania świadectwa. Może jakieś nowe techniki dzięki temu poznam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę niczego sugerować, ale jeśli chodzi o techniki są dwa źródła. Starożytna Kamasutra, albo strony porno. „Świadectwa” to tylko opis męki, a przecież seks jest wspaniały. Niestety, ja już mogę mówić tylko w czasie przeszłym dokonanym.

      Usuń
    2. Kamasutra i strony porno są grzeszne... Poczekam na pobożny opis!

      Usuń
    3. Nawet w pobożnym opisie będzie zawsze grzeszność.

      Usuń
  4. dla mnie zwierzenia ludzi, którzy sami się okaleczają nie są zabawne...
    dodam tylko, aby uniknąć zbędnej dyskusji o gustach, że w pełni sobie zdają sprawę z tego, iż moja ocena czegoś jako "okaleczanie się" nie musi pokrywać się z czyjąś inną i vice versa...
    i właściwie na tym można by zakończyć, w końcu dorosły człowiek ma prawo robić ze swoim ciałem lub psychiką co chce, jeśli nie krzywdzi tym drugiego... szkopuł jednak w tym słowie "dorosły": raczej trudno uznać trzynastoletnią dziewczynkę za dorosłą... a właśnie w tym wieku /jak wynika z opisu/ ktoś wcisnął jej do głowy, że oglądanie erotycznych treści i zabawa swoim ciałem to "grzech" /czyli "zło" w tym żargonie/...
    świadomie nie piszę "pornografia", bo wiem, jak różne rzeczy ludzie potrafią za takową uznać w swej głupocie...
    ale to jeszcze nie koniec... problematyczne jest, jak to naprawdę było z tym jej "nałogiem", gdyż ludzie nieraz dopatrują się nałogu tam, gdzie go nie ma, ale zakładając nawet, że diagnoza była trafna, to wkręcanie kogoś w poczucie winy to najgorszy rodzaj terapii, wręcz antyterapia...
    wynika z tego wszystkiego jasno, że jej samookaleczanie się to skutek jej wcześniejszego okaleczenia przez kogoś... a to już naprawdę zabawne nie jest, gdy ktoś okalecza dziecko...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wstępie mała prośba. Nie pisz w swoich komentarzach podobnych tekstów, jak tu: „i właściwie na tym można by zakończyć”. Jeśli coś trzeba zakończy, to po co w ogóle zaczynać?

      A sprawa ma się tak, że ja napisałem, że artykuł jest zabawny, a nie historia dziewczyny. Wprawdzie śmieję się z jej słów, ale to się wiąże z czymś zupełnie innym. Jak dla mnie ta historia jest podpuchą, i choć mogła się wydarzyć naprawdę, z prawdą nie ma nic wspólnego. Ot, pobożny braciszek nasłuchał się spowiedzi i ta tematyka mu się tak spodobała, że prowokuje więcej, bo takich spowiedzi nie za dużo.

      Załóżmy jednak, że coś jest na rzeczy:
      - dorosła już dziewczyna próbuje pozbyć się demonów przeszłości, jak to się modnie teraz nazywa – syndromu z dzieciństwa. I co? I idzie z tym do tego środowiska, które, nie bójmy się słów, jest siedliskiem demonów grzeszności, gdzie się je hoduje? To tak jakby narkoman szukał ratunku u dilera. Ja w wiele rzeczy uwierzę, ale akurat nie w to.
      - problem dla niej ma wymiar osobisty i jasne, że niektórzy będą próbować szukać jego rozwiązania u innych. Ale z treści artykułu w ogóle coś takiego nie wynika. Sama dochodzi do jakichś wniosków i „ratunek” widzi w spowiedzi i modlitwie. Jaki „terapeuta” jej to zaleci, jeśli nie spowiednik, który umacnia ją w przekonaniu, że popełnia grzech? To powinno być karalne (tak działają sekciarze) i zapytam, gdzie jest jej partner?
      - ostatnia sprawa, czy mnie ma być jej żal? Nie, żal czy współczucie nikogo z niczego nie „wyleczy”. Mogę natomiast wyrazić wściekłość na taki system, który generuje takie problemy. Stąd kąśliwy charakter tej notki.

      Usuń
    2. nie bardzo rozumiem sensu tej wstępnej prośby... chcesz mi dyktować styl i konstrukcję wypowiedzi?... tymczasem ona taka właśnie miała być, taki chwyt artystyczny: wstęp mający pozory głównej treści, potem zaprezentowanie tej właściwej...
      ...
      nie zajmowałem się tym, czy to historia prawdziwa, czy fikcja literacka /aczkolwiek możliwa do zdarzenia się realnie/, nie miało to dla mnie znaczenia, nie dociekałem też powodów autora, po prostu czytałem to, co jest napisane...
      ...
      trudno powiedzieć, na ile ta dziewczyna ma wgląd w swój problem, wygląda bardziej na to, że uważa iż miała, ale już go rozwiązała... nie wiadomo nic na temat jej uwarunkowań /rodzina , otoczenie/, niemniej jednak trudno mi uwierzyć, że sama z siebie zaczęła szukać "lekarstwa" w postaci religijnych pow-pow, uważam, że ktoś to jej musiał podpowiedzieć, wysterować na to... kwestia tego partnera to już w ogóle jest dość tajemnicza, ale możliwe jest, że mogła go nawet po dwóch latach jeszcze nie spotkać w realu, być może on sam jest podobnie seksualnie zblokowany, więc mogą nie mieć parcia na to spotkanie...
      ...
      żal i współczucie nie są od tego, aby coś leczyć, wściekłość zresztą też, to tylko jakieś emocje, nic poza tym... z tą wściekłością na system jest nam zresztą jakby po drodze, tylko Ty napisałeś o tym wprost, a ja użyłem zawoalowanego eufemizmu...

      Usuń
    3. Artystyczny chwyt powiadasz? Tylko on ustawia tak Twój komentarz, że nie wiadomo, czy jesteś zainteresowany opinią innych, czy też Twój komentarz nie podlega już żadnej ocenie. I o tym informuje cały wstęp, a jeśli mi nie wierzysz, jeszcze raz go przeczytaj, ze wskazaniem na fragment: „moja ocena czegoś jako "okaleczanie się" nie musi pokrywać się z czyjąś inną i vice versa... i właściwie na tym można by zakończyć”. Tu tylko z drobniutką ironią: zaiste, artystyczna zachęta do polemiki... Ale od teraz już się nie czepiam.

      Z artykułu jednoznacznie wynika, że miała kontakt ze swoim chłopakiem (były niewinne pocałunki, chyba nie przez ekran smartfona). Za dużo szczegółów w takich sytuacja nie jest wskazane, szczególnie wtedy, jeśli historia jest zmyślona. Tam w ogóle nie ma wzmianki o tym skąd przekonanie, że masturbacja to grzech, tak jakby to wynikało samo z siebie, jakby ona się urodziła z takim przekonaniem. Gdyby nie informacja o spowiedzi, Bogu i mszy św., można by przypuszczać, że każdy musi mieć takie problemy.

      Usuń
    4. moja ocena jest taka, że "nie zabawne", taką podałem informację... to podlega ocenie, jako że nikt nie jest władny zabronić komuś oceniać jego wypowiedzi i informować o tej ocenie... tak więc tu problemu (realnego) nie ma... chyba że ktoś się poczuł zblokowany moją wypowiedzią, ale to już nie mój problem, sam go sobie stworzył...
      natomiast to "okaleczenie" faktycznie wymaga drobnych wyjaśnień... nie każdą modyfikację ciała lub psychiki nazywamy "okaleczeniem", a jedynie taką, którą uważamy za "nie tak", czyli słowo "okaleczenie", czy "okaleczać" niesie już w sobie jakąś negatywną ocenę... a jako że to jest ocena, to jest subiektywna: dla kogoś coś jest okaleczeniem, a dla kogoś nie, zaś dyskusja między nimi na ten temat to właśnie "dyskusja o gustach" i o to mi tylko chodziło...
      ...
      zgoda, mój błąd, przegapiłem to zdanie o przytuleniach i pocałunkach...
      natomiast z tą masturbacją to wyraźnie jest napisane, że "dowiedziała się", jakoby była ona uznawana za "ciężki grzech"...
      remis 1 : 1 w przegapieniach :)

      Usuń
    5. Hola, hola, do oceny czy to remis potrzebny jest niezależny arbiter ;)

      Zdanie brzmi: „Moment przełomowy nastąpił, gdy dowiedziałam się, że zachowania te uznawane są za ciężki grzech” i dotyczy ono wieku trzynastu lat. Jeśli się dowiedziała to albo od kogoś, albo skądś, i nie „jakoby to był grzech ciężki”, ale na pewno jest to grzech ciężki. Napisałem, że nie wiadomo w jaki sposób się dowiedziała, bo akurat o tym ona nie wspomina. Tylko trudno sobie wyobrazić, że trzynastoletnie, wierzące dziecko nie chodzi na religię, a tylko tam mogli jej powiedzieć, że to grzech.

      Usuń
    6. nie mam żadnych podstaw, aby zaprzeczać Twojej hipotezie, że dowiedziała się tego na lekcji religii, co więcej jestem gotów się z nią zgodzić...
      dla mnie w sumie istotne było, że nie wymyśliła tego sama z siebie, tylko ktoś jej to wcisnął, nie wnikałem już w detale, gdzie to się stało...
      tak więc luz, nie ma o co się za bardzo spierać...

      Usuń
    7. Przecież się nie spieram. Sam zasugerowałem o tej samowiedzy, choć oczywiście była to ironia.

      Usuń
  5. Gdy ja chodziłam na religię to nikt z sukienkowych nie poruszał tego tematu przy dzieciach, na liście grzechów, których zapewne dopuszczały się dzieci w wieku lat 7-10 było nieposłuszeństwo wobec rodziców, niewywiązywanie się z nałożonych na dziecię obowiązków, zapominanie wieczornego pacierza, przezywanie koleżanek i kolegów, zabieranie komuś rzeczy bez przyzwolenia. Nikt na spowiedzi nie pytał się nas o masturbację i o cokolwiek co można by podciągnąć pod sprawy seksu. Tak naprawdę to wszyscy sukienkowi mają od jakiegoś czasu świra na punkcie seksu i powinni się leczyć psychicznie albo poddawać sterylizacji chętnych do zawodu księdza czy też zakonnika. Ja chyba też tę książeczkę czytałam, ale bez żadnego wrażenia.Zapewne dlatego, że odkąd nauczyłam się czytać buszowałam w książkach i podręcznikach medycznych, których było w domu do licha i trochę.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś oficjalnie, choć pewnie nie wszędzie, podczas przygotowań do I Komunii św. jest wykaz grzechów, z których należy się wyspowiadać. Wśród niech pytanie, czy dotyka się miejsc intymnych w grzesznych zamiarach. Ja dziś nie powiem ile miałem lat gdy padł temat masturbacji, ale na pewno było to jeszcze w szkole podstawowej.

      Nie można wykastrować księży ;) Podstawowym warunkiem celibatu jest sprawność seksualna. Inaczej celibat byłby bez sensu.

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Pierwszy raz słyszę, że celibat jest uwarunkowany sprawnością seksualną celibatariusza. :)
      Ciekawe jak i gdzie sprawdza się ten warunek przed złożeniem ślubów wieczystych? :))

      Usuń
    3. Każdy z nich przechodzi bardzo dokładne badania lekarskie. Wyczytałem to w jakieś mądrej książce i była to wypowiedź księdza. Żaden "feler" w tej "materii" nie przejdzie. To da się sprawdzić w necie.

      Dla Ciebie za Onetem: "Artykuł 1024 KPK mówi z kolei, że kandydatem musi być przede wszystkim "ochrzczony mężczyzna". Co z tego wynika? Między innymi to, że księdzem nie może być impotent (bo według Kościoła nie jest w pełni mężczyzną ktoś, kto nie może mieć potomstwa), może jednak być nim wdowiec, który posiada potomstwo" ;))

      Usuń
    4. Ale zdaje się, że ani homoseksualistów ani pedofilów jakoś nie potrafią "wybadać" …
      No i co z ewentualnymi "aseksami"? Też nie mogą być celibatariuszami?
      Aż się trochę zdziwiłam - skąd u Ciebie nagle taka wiara w księży i mądre księgi ich autorstwa z zakresu seksualności? ;)

      Usuń
    5. "księdzem nie może być impotent"
      Ponawiam pytanie - jak i kiedy to się sprawdza? Badają wzwód, plemniki? No to chyba muszą zezwolić (grzesznie ciężko) na masturbację, bo chyba nie podkładają (też grzesznie ciężko) kandydatowi jakiejś baby??? :)
      Chyba coś kombinujesz DeLu…

      Usuń
    6. Według Kościoła mężczyzną jest ten, kto się mężczyzną urodził, co lekarze naocznie stwierdzili zaraz po urodzeniu i zapisali w dokumentach państwowych. Koniec kropka.
      A nie jakieś fanaberie, że komuś coś się tam w głowie czy hormonach miesza... ;)

      Usuń
    7. Wymagasz ode mnie jakby z dużo ;))

      Ta „mądra książka” to niezliczone wywiady z księżmi, i któryś ten temat poruszył. Aby było ciekawiej, homoseksualista też nie może być księdzem, tylko tego już nie sposób sprawdzić przed święceniami, chyba, że zostanie przez kogoś nakryty na „gorącym uczynku”. Dlatego tylu homoseksualistów wśród kleru. O pedofilii nie ma żadnej wzmianki, ale już na przykład osoba z amputowanym kciukiem lub palcem wskazującym też do święceń nie zostanie dopuszczona. Pominę chorych psychicznie, zbrodniarzy, głuchych i niemowów.

      Nie wiem jak w praktyce wygląda badanie na potencję, ale pamiętam lekki szum medialny, gdy chodziło o badania płodności u mężów par niepłodnych w metodzie naprotechnologii. Nie ma wyjścia, facet musi się masturbować by mieć materiał (plemniki) do badań. Podobno jest jakaś dyspensa, oczywiście wymagająca modłów przebłagalnych, spowiedzi i Komunii św. ;)

      Jak nie lubię linków, jeden zapodam: https://www.se.pl/wiadomosci/polska/chcesz-byc-ksiedzem-musisz-byc-prawdziwym-mezczyzna-aa-vstn-mqss-83JB.html

      Usuń
    8. Przyznam się do czegoś. Nie, nie chodziło o zostanie księdzem, ale jeden z lekarzy zalecił mi dawno temu badanie ejakulatu. Nie masz pojęcia jakie to było upokarzające dla faceta w średnim wieku. Młoda siostrzyczka w przychodni daje mi pojemnik i każe mi iść do ubikacji załatwić sprawę... , i oddać jej pełny pojemnik. A przecież już nie miałem się za katolika.

      Usuń
    9. A mnie teraz "olśniło". Swego czasu było słychać o molestowaniu kleryków w seminarium przez chyba abp Petza i jeszcze kogoś innego ważnego. A to może były takie nowatorskie "badania" na ewentualną homoseksualność kleryków - będzie się bronił w porządku, pójdzie na całość znaczy homo- . :)

      Ten brak kciuka (zwłaszcza) czy palca wskazującego rozumiem - jak bowiem taki ksiądz może komunikować czy też trzymać Hostię podczas konsekracji?

      Usuń
    10. Ja też nie mam nic przeciwko temu (jak ks. Rak z zalinkowanego artykułu), żeby super mężczyźni zostawali duchownymi. Obawiam się jednak, że im wyższe wymagania tym kandydatów może być mniej, a już teraz nie ma ich zbyt wielu.
      Akurat impotencję u duchownego uważałabym "za dar" ze strony niebios i mniejsze kłopoty w tej sferze, a nie usterkę uniemożliwiającą wejście do tego stanu. Dla mnie, przyznaję to novum. :)

      Usuń
    11. Kilka lat pracowałem z kumplem, który w ogóle dłoni nie miał. A dziewczyny latały za nim jak pogłupiałe. A pracował na stanowisku popularnie zwanym „złota rączka”, czyli ktoś, co wszystko zrobi, łącznie z drobnymi naprawami techniczno-elektrycznymi ;))

      Pomyśl, gdyby duchowny był impotentem po co mu celibat – dobrowolna wstrzemięźliwość seksualna? ;))

      Usuń
    12. Tyle, że celibat to nie jest dobrowolna wstrzemięźliwość seksualna, ale formalne bezżeństwo, czyli pozostawanie w stanie wolnym (kawalerskim lub jako wdowiec). Brak wstrzemięźliwości seksualnej jest nieczystością seksualną jak w przypadku każdego innego (laickiego) człowieka.
      Oczywiście, w przypadku osoby duchownej czy będącej w sakramentalnym związku małżeńskim, a więc po formalnych ślubach na wierność Bogu/małżeńskiej połówce, dochodzi jeszcze złamanie złożonej przed Bogiem przysięgi, co jest obłożone dodatkowym (oprócz tej nieczystości) grzechem ciężkim.

      O ile jakoś mogę sobie wyobrazić trudności w sprawowaniu czynności kapłańskich przez księdza bez kciuka czy wręcz całej dłoni, to zupełnie nie mogę sobie wyobrazić do jakich czynności związanych z posługą kapłańską jest potrzebny duchownemu sprawny w sferze seksualnej członek (w żadnym razie nie mówimy tu o fizjologicznej sprawie oddawania moczu). ;)

      A co do samego celibatu - wydaje się być dzisiaj przeżytkiem, jako, że wprost nie wynika z Ewangelii i nie będę się zbytnio gorszyć jeśli byłby zniesiony.
      W końcu jest w chrześcijaństwie opartym na tej samej Biblii i protestantyzm, i prawosławie, gdzie nie ma takiego celibatu jak w kk i jakoś to funkcjonuje.
      I tylko trochę byłoby mi żal tych uczciwych duchownych, którzy być może zmagali się ze swoją seksualnością w tym celibacie przez całe życie, a tu nagle - pstryk, stosowny dekret - nie jest to już wymagane i potrzebne.

      Usuń
    13. Przyznaję Ci rację, celibat to bezżenność i tu nie ma żadnych wątpliwości. Ja się jednak zawsze zastanawiałem z czego on wynika? Długo tłumaczyć, ale w jakimś sensie kiedyś uznałem, że to ograniczenie możliwości popełnienia grzechu nieczystości. Dopiero kilkanaście lat temu wyszło, że to durny argument, choć takie tłumaczenie funkcjonuje w społeczeństwie. Rzecz w tym, że owo bezżeństwo, he, he, ma uwolnić mężczyznę z powołaniem od uciążliwości bycia z kobietą. To oczywiście lekka ironia, ale tak to wygląda naprawdę. I paradoksalnie ten argument dopiero mógłby wywołać zamieszanie wśród żonatych mężczyzn, ale to już jakby inna sprawa.

      To, czego nie potrafisz sobie wyobrazić, też jest pokręcone. To jednak wynika z dobrowolności wyboru celibatu. Facet z „felerem” nie dokonywałby żadnego wyboru, a już tym bardziej dobrowolnego.

      Pełna zgoda, że celibat to przeżytek. Chyba już i kler jest tego świadomy. Ale Tradycja, to tradycja i tu nie ma mocnych. ;)

      Usuń
    14. @Maria - celibat nie wynika z Ewangelii.
      Prawdę mówiąc to z Ewangelii nie wynika żadna z obowiązujących w kościele reguł, może poza chrztem. Tylko miłość Boga i bliźniego.
      Tylko kosciół katolicki ma taką regułę celibatu i to dopiero od XI wieku.

      Usuń
    15. Ale jak to uwolnić "od uciążliwości bycia z kobietą" ?
      Chyba coś błądzisz DeLu. :)
      Nie pamiętasz, że "dobra żona to męża korona"? I nie o cierniową koronę tu chodzi, ale o tę chwały i dobrostanu mężowi przydającej. :)
      No chyba, że akurat jaka zołza się trafi...

      Ale dalej nie jestem przekonana co do potrzeby nieskazitelnej sprawności seksualnej tego księżego członka. ;)
      Tym bardziej, że wczoraj mignął mi w GW tytuł artykułu, że nowe zamierzenia oświatowe min. Czarnka mają iść m.in. w kierunku, że dzietność tak, ale bez seksu. :)
      Nie rozwijałam, więc się tylko domyślam, że to o ten seks dla przyjemności chodzi, a już nie daj Boże poza sakramentalny! Bo żeby dzieci bez seksu (i in vitro co oczywiste!) się rodziły jakoś też nie mogę sobie wyobrazić ….
      Drżyjcie sprawne seksualnie męskie członki! Idzie nowe! Kończy się czas rozbuchanego erotyzmu. Tylko zgodnie z naturą dla powołania nowego życia! :))
      I żeby było jasne - nic dzisiaj wyskokowego jeszcze nie piłam... :))

      Usuń
    16. @Lech
      Jak to ładnie i prosto wygląda "Tylko miłość Boga i bliźniego."
      A w realizacji takie pojemne w treści i trudne … :)

      Usuń
    17. Mario:

      To św. Paweł w jednym ze swoich listów pisał, że choć nie ma nic przeciw żonatym krzewicielom władzy, to uważał, że żona jest tu raczej zbytecznym balastem. Rozprasza święte myśli ;)) Bo jakby na to nie patrzeć, więcej jest tych zołz. Nawet chyba taka książka była: „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy”. Ktoś mi ją nawet pożyczył, ale nie przeczytałem, bo ja znam odpowiedź. Zołza skutecznie odstrasza od pomysłu stania się świętym ;))

      Ja Ci na temat potrzeby sprawności członka w stanie kapłańskim wiele nie powiem. W stanie świeckim już wiem na ten temat więcej. Mnie się to kojarzy z, i tu proszę o wybaczenie za owo skojarzenie, z męką Jezusa. Trudno, aby ksiądz chodził z ciężkim krzyżem na ramieniu, ma go więc namalowany na ornacie. Trudno by chodził z koroną cierniową na głowie skoro już mają jakieś śmieszne czapeczki. Więc w ramach cierpienia, cierpią na celibat... ;))

      Możesz mi dać namiary na ten artykuł? Gdzieś go musiałem przeczyć.

      Usuń
    18. Nie czytałam wcześniej tego artykułu, ale tytuł, przyznasz jest nośny: "O dzietności bez seksu. Jak Czarnek chce wychowywać dzieci do życia w katolickiej rodzinie:
      "https://wyborcza.pl/7,75398,27056883,o-jakim-modelu-rodziny-pis-chce-uczyc-w-szkole-zmiany-w-wdz.html

      Dziś pobieżnie go przeglądnęłam, ale w sumie chyba nic nowego do tematu nie wnosi. Z grubsza wiadomo jak można godnie uprawiać seks w katolickiej rodzinie. I tylko w niej! :))

      Usuń
  6. Nie dziwi mnie, że stronka internetowa zachęcała do ,,podzielenia się'' swoją historią. Skąd niby księża mają pomysły na kolejne kazania w kościele? Słuchają ludzi na spowiedzi, robią notatki, a potem na kazaniu wyciągają co lepsze historie i grożą palcem.
    Nie rozumiem tylko w historii tej dziewczyny jednej rzeczy. To ona masturbuje się dalej, ale ,,próbuje widzieć Boga w każdym doświadczeniu''? Mam rozumieć, że ona się teraz masturbuje na myśl o Bogu, czy jak tylko zaczyna masturbację, to od razu przystępuje do samobiczowania się w myślach i przepraszania, a mimo to dokańcza ten niecny czyn masturbacji? To się chyba nazywa tresowanie siebie i jedyne, do czego ją to doprowadzi, to jeszcze silniejsze przekonanie, że seks i masturbacja są okropne, odczłowieczające i godne potępienia. To już tylko krok od jakichś poważnych zaburzeń w sferze seksualnej. Nie rozumiem też, dlaczego wierzący są święcie przekonani, że nadal mogą robić to, co im się podoba, mimo, że jest zakazane, po czym się z tego wyspowiadać, albo przeprosić i jest ok. A co z mocnym postanowieniem poprawy? Czy nie jest to integralna część spowiedzi i bez tego postanowienia spowiedź jest nieważna, a rozgrzeszenie się nie liczy?

    OdpowiedzUsuń