Podobno pewna pani w New Jersey w jakieś restauracji przywłaszczyła sobie dwie butelki ketchupu i bozia, jako metafora (prawdopodobnie była niewierzącą), ten bozia ją kilka godzin później pokarał karambolem na drodze, a przez kilka następnych dni dopadały ją już mniej uciążliwe, ale zawsze nieprzyjemności. Skojarzyła nieszczęsna, że to musi mieć związek przyczynowo skutkowy, ruszyło ją jej sumienie, kupiła dwa ketchupy, napisała liścik wyjaśniająco-przepraszający i podrzuciła ten zestaw do restauracji. Może to dziwne, ale dopiero wtedy zaczęły się dziać prawdziwe cuda...
Właściciel restauracji oprawił przeprosiny w ramki i powiesił na ścianie, dał też anons w lokalnej prasie, jakie to dziwne zdarzenie się mu przytrafiło. Anons dotarł lotem błyskawicy do producenta ketchupu, firma uznała to za doskonałą reklamę swojego produktu i zwróciła skruszonej złodziejce koszty naprawy samochodu. Jak słusznie zauważa ks. Mateusz Pawłowski SJ „Wielbicielka ketchupu wydaje się być po prostu pospolitą złodziejką, którą, najzupełniej przy okazji, doświadczył los”1. I trudno się z tą oceną nie zgodzić. Pospolity złodziej, nawet jeśli skruszony, złodziejem pozostaje, i powinien ponieś konsekwencje daleko gorsze niż darmowa naprawa samochodu. Choćby symboliczną grzywną, jaką kiedyś u nas w Warszawie(?) otrzymał złodziej cukierka, zamienioną na tygodniowy areszt.
Mam jednak i tak osobisty problem związany z tą historią, w momencie, gdy wspomniany ks. Pawłowski SJ dodaje: „Otóż media, w pogoni za newsem i tanią sensacją, niestety, chętniej dzisiaj piszą o złodzieju, niż o uczciwym nabywcy 100 takich butelek. To bez wątpienia jeden z powodów degeneracji i upadku naszej zachodniej cywilizacji [podkreślenie moje]. Otóż, gdybym był właścicielem marki rzeczonego ketchupu, to z marszu zwolniłbym wszystkich, którzy wpadli na tak idiotyczny pomysł. Z kolei, będąc potencjalnym konsumentem, nigdy więcej nie kupiłbym tego produktu, ponieważ jeżeli ktoś preferuje złodziei, to de facto nigdy nie doceni uczciwego klienta. Zwyczajnie ma go „gdzieś”, gdyż o kimś takim media na pewno nie napiszą”2. Proszę zapamiętać, jakie byłby reakcje ks. Pawłowskiego, bo to ma znaczenie. Z jednej strony jest w tych słowach dużo racji, szczególnie w kontekście konsekwencji, jakie z powodu kradzież wynikły, i oceny uczciwych klientów, o których nikt hymnów pochwalnych nie pisze. Tylko po jaką cholerę ten wtręt o degeneracji cywilizacji zachodniej? Chyba, że ks. Pawłowski ma na myśli całą cywilizację łacińską, to wtedy pełna zgoda.
Już wyjaśniam. Swego czasu pisałem krytycznie o zjawisku „dawania świadectwa”. Ludzie, którzy kiedyś wiedli podłe życie, pod wpływem iskry wiary odmienili je na życie cnotliwe i teraz objeżdżają parafie, aby się tym, tak, tak, nie bójmy się słów, aby się tym pochwalić. I Kościół im w tym pomaga, naganiając wiernych by słuchali i pisząc o tym w pobożnych mediach. Zapewnia im tym samym sławę i chwałę, czasami kasę, bo dawanie świadectwa jest tu pewnego rodzaju zarobkowaniem. W końcu na nic innego nie ma czasu. Sobie Kościół też czyni dobrze, bo to swoista reklama wiary katolickiej. I powiem Wam, że Kościół jest jeszcze „lepszy” niż ten właściciel restauracji w New Jersey, producent ketchupu i miejscowe media razem wzięci. Od kilku dziesięcioleci, szczególnie od czasu nagłośnienia procederu pedofilii wśród kleru, szerzy się narracja, że Kościół to ludzie grzeszni, dlatego jest tak piękny i wspaniały. Mało? Bo w rzeczywistości jest gorzej. Od czwartego wieku jednym z największych świętych ojców Kościoła jest niejaki św. Augustyn z Hippony, rozpustnik nad rozpustnikami. Od tysiąclecia istnieje instytucja spowiedzi, która w zamian za modlitwy pokutne, oczyszcza również złodziei, i to nie tylko złodziei ketchupów. I aby było śmieszniej, bardzo często byłem świadkiem kazań, w których ksiądz kaznodzieja beształ uczciwych wiernych, uczestników mszy świętej, za to, że są grzeszni. Pochwał, paza tymi skierowanym na hierarchów i nieżyjących świętych, nie ma, bo wierni obecni w kościele powinni być jeszcze bardziej religijni i hojni niż są3.
Puenta sprowadza się do znanego przysłowia: „Co wolno wojewodzie...”. Chrześcijaninowi, szczególnie zaś katolikowi wolno wszystko, i tak będzie mu wybaczone, jeśli tylko wykaże skruchę. Ale jak ktoś jest „wyznawczynią tzw. „teorii sprawiedliwego świata””4, tu już nie ma zmiłuj się, to po prostu trzeba napiętnować. Nawiązując do fragmentu tytułu artykuł ks. Pawłowskiego „czyli etyka na opak”, teraz ja zapytam, gdzie etyka jest na opak, skoro przypadek gloryfikacji złodziejki ketchupu jest odosobniony, a takie same przypadki w Kościele katolickim są wręcz nagminne?
Przypisy:
1 - https://deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/kradziez-jako-swietna-historia-czyli-etyka-na-opak,1319333
2 - ibidem;
3 - https://www.money.pl/gospodarka/proboszcz-oburzony-kaze-doplacac-gotowka-a-nie-na-konto-6634632378379168a.html
4 - https://deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/kradziez-jako-swietna-historia-czyli-etyka-na-opak,1319333
przekaz reklamowy "nasz ketchup jest tak dobry, że złodzieje najchętniej go kradną i ma taką magiczną moc, że się po nim nawracają" ma pewien słaby punkt: może świadczyć o tym, że sama restauracja nie jest bezpieczna, dziś zginie ketchup, a jutro np. torebka jakiejś konsumentki... natomiast autorzy artykułu i pan Pawłowski coś pokręcili, bo nie akt kradzieży został nagrodzony, tylko akt owego "nawrócenia", gdyby nie to, to właściciel knajpy świata by o tym nie poinformował, choćby z powodu wspomnianej zdanie wcześniej antyreklamy lokalu...
OdpowiedzUsuń...
faktycznie znane są przykłady owych "świadectw" przez różnych skruszonych bandziorów, czy gangsterów, książki, prelekcje objazdowe, tylko jakoś do tej pory nie słyszałem o takim "świadectwie" danym przez księdza, który wcześniej molestował i gwałcił dzieciaki, a teraz się leczy i stara się swoje chucie trzymać na wodzy... ale może tylko dlatego nie słyszałem, bo jakoś mało mnie kręcą kościelne publikacje, tedy może ktoś bardziej obeznany w temacie się z takim "świadectwem" spotkał?...
p.jzns :)
Trochę i Ty pokręciłeś, bo jemu nie szło o akt, ale o osobę - dźwigną reklamy jest w tym wypadku złodziej.
Usuńfaktycznie, to trzeba po kolei, nie na szybko:
Usuńzłodziejka buchnęła ketchup, potem miała wypadek, który spowodował jej nawrócenie...
właściciel knajpy dostaje list (i ketchup), pisze o tym notkę w mediach społecznościowych, bardziej jako wyraz zdziwienia, niż reklamę knajpy /to już moja interpretacja, bo treści notki nie podano, być może Pawłowski tej jej nie zna/...
notkę czyta producent ketchupu /drugi podmiot/, refunduje kobitce naprawę i jakoś nagłaśnia sprawę /nie wiemy dokładnie jak, ale na pewno tak, żeby ludzie zapamiętali brand firmy - elementarz reklamy/...
o sprawie dowiaduje się Pawłowski /zapewne z drugiej ręki, ale to nie jest istotne/, a my od niego... wychodzi na to, że krytykuje tego producenta za rzekome "preferowanie" złodziei... moja interpretacja jest taka, że ta reklama nie opiera się na samej kradzieży i sprawczyni, bo taka kradzież to nic niezwykłego, tylko na niezwykłości wydarzenia, jakim było owo "nawrócenie" /czy jak to tam nazwać/... to "nawrócenie" jest kluczowym punktem, środkiem ciężkości tej sprawy, gdyby nie ono, to by nie zaistniała...
zaś to, że złodziejka wyszła z tego na zero /zdobyła ketchup - oddała ketchup, straciła auto - odzyskała auto/ i czy tak powinno być, czy to jest pedagogiczne,, to są już dywagacje na osobny temat...
p.jzns :)
Dopisze sie do was, bo nie wiem jak zostane potraktowan, moze olana totalnie:) Co w sumie ani mnie ziebi ani grzeje, albo uznana zostane ( nie pierwszy raz i byc moze nie ostatni za wariatke, ktora na spierdykac gdzie pieprz rosnie. :)
UsuńJa z innej beki. DeLu ciagle dopatruje sie podloza naszej cywilizacji w chrzesciajnstwie, chrzescijanstwo, chrzesciajnstwo... gdzie nie spojrzysz chrzescijanstwo. Nawet z lodowki chrzescijanstwo wyskakuje... jak katarynka- wszystkiemu winne chrzescijanstwo. Na tym podlozu powstala cywilizacja lacinska ( notabene termin uzyty TYLKO przez jakiegos polskiego naukowca- ogolnie mowi sie cywilizacja zachodnia).
DeLu ciagnie, ze jak kobieta pierdyknela z restauracji ketchup to ksiadz sie przyczepil, ze media propaguja ow jej czyn, czy tez propaguja jej wizerunek ( nawroconej jawnogrzesznicy), czy tez korzystaja z wizerunku nawroconej jawnogrzesznicy, a sam hipokryta jeden nie potrafi spojrzec na siebie i swa instytucje bo tam az roi sie od takich ketchupowych reklam. I kiedy mowa o owej wyszydzanej cywilizacji zachodniej, to przeciez nikt inny, jak wlasnie klechy sami ja sobie stworzyli.
Wydaje mi sie, ze tak absolutnie nie jest. I to probuje Rademenes DeLu powiedziec- o ile dobrze sie wczytalam.
Nasza powojenna cywilizacja nie ma nic wspolnego z filozofia chrzescijanska. W sumie cala nasza cywilizacja zachodnia powstala na podlozu starozytnosci- starozytnych myslicieli. Po spaleniu sie biblioteki aleksandryjskiej, zginelo okolo 90% wiedzy naukowej tamtejszego swiata. Resztki przewieziono do Rzymu. Odbudowy owej mysli podjelo sie sredniowiecze. Ponoc trwalo to okolo 1100 lat, specjalisci dywaguja, ze do czasow mysliciela Krtezjusza.... potem dlugo ,dlugo powielanie sie, ewentualnie jakies male zaskoczenia i doprowadzilismy sie do czasow II wojny swiatowej. I tu nastapil punkt zwrotny naszej cywilizacji. Ludzie mordowali sie wiekami, ale nigdy w dziejach nie doszlo do potraktowania czlowieka jak surowca. W tym momencie przekroczylismy pewna granice jako ludzkosci ( jak to szlo w Medalionych(?) " (...), można powiedzieć, ludzie umieją coś zrobić - z niczego..." ) Reasumujac: tym czyms bylo mydlo, tym niczym ludzie. To tylko jeden z cytatow, ale przykladow z omawianych czasow mozna by bylo mnozyc.
Po wojnie nastapilo pewne otrzezwienie i pytanie sie : "Dokad teraz? Co z tym dalej". Filozofowie ( bo to niestety mysliciele danej epoki wyznaczaja kurs, nie musi byc ich wielu, ale moga byc niesamowicie skuteczni) postanowili cofnac sie w historii myslenia do czasow gdzies tak Platona, Arystotelesa, a nawet jeszcze wczesniej. Zobaczyc do czegos sie dokopia. Wiodacymi powojennymi nurtami filozoficznymi byl egzystencjalizm( ci uwazali, ze nie damy rady zmienic TAK WYROBIONEGO ludzkiego myslenia) i postmedernizm ci chcieli wlasnie zmian i uwazali, ze da sie... cofneli sie do Sokratesa, ale u Sokratesa byl juz zalazek mysli Platona, wiec co? Trzeba pojsc jakas linia boczna, zajrzec do antagonistow Sokratesa. I byli nimi sofisci. Byl to nurt calkowicie scepytczny, antymetodologiczny. Nie jest wazne co jest dobre a co zle. Liczy sie tylko to, co jest skuteczne. To czlowiek jest miara wszechrzeczy. Nie ma prawdy obiektywnej. Kazdy ma swoj wlasny autorytet, swa prawde, i swoje wartosci. Posmodernisci postanowili cos z tym zrobic i wyrwac sie z kleszczy myslenia , ktore wedlug nich doprowadzilo do tego co mielsimy podczas wojny.
Poszlismy za postmodernistami, wrocilismy sie do sofistow i to jest to, co dzisiaj mamy ( nasza cywilizacja nowoczesna) w polityce, w mediach, wsrod celebrytow...to sa wlasnie owi neosofisci . Wiele mowia, ale nie ma w tym zadnej tresci.
Moze warto sie w koncu od tego chrzesciajnstwa odpimpac? Wyjsc z tych kleszczy myslenia, ze wszystkiemu winni oni.
Mozna ujac to tak, ze cywilizacja zachodu to rozmaite modne bzdury, ktore nasz Gospodarz chwyta jak zanecona robakiem na wedce ryba:))
UsuńWydaje mi się, że opisywany przypadek kwalifikuje się raczej do kategorii wychowania.
OdpowiedzUsuńMyślę, że zarówno rodzice jak i nauczyciele czują większą sympatię i zaufanie do dziecka, które czasem coś zbroi, ale przyzna się do winy, niż do skrytego milczka. Tego samego doświadczyłem w pracy - nie skrywaj że coś spieprzyłeś.
Dla sfer kościelnych to przykłady z przypowieści Jezusa - pasterz więcej ceni znalezienie owcy która zbłądziła niż spokój z pozostałymi stoma. To samo przypowieść o synu marnotrawnym.
Osobna sprawa to kampania reklamowa.
W tym przypadku mam pełne zaufanie do speców od reklamy - możemy sobie kpić lub narzekać, a oni i tak lepiej sprzedają towar.
Za ostatnie zdanie masz u mnie „plus” ;))
UsuńOczywiście, sama kradzież jest kwestią wychowania i tu nie ma o czym dyskutować. Jednak z tą sympatią mam drobny problem. Nie wiem skąd się wzięło przekonanie, że drobne przestępstwa to mały pikuś i mają często przychylność publiki. Jakby na to nie patrzeć, zawsze większe przestępstwa biorą się z drobnych i bezkarnych.
Sama kradzież nie jest może głównie wynikiem wychowania, ale pisząc o wychowaniu nie miałem na myśli motywacji kradzieży tylko skutki dobrowolnego przyznania się do winy a to jest chyba centrum całej tej afery.
UsuńUważam, że w opisywanym przypadku sprawą powinna zająć się instytucja do spraw drobnych kradzieży. Wyobrażam sobie, że karą mogłaby być jakaś praca społeczna.
Wyznam, że dziwię się, że spece od reklamy sami tego w ten sposób nie pokierowali, co za potencjał do dalszych działań. To mogłoby się skończyć filmem, zdybywcą Oscara.
Mając codzienny kontakt z reklamami (szczególnie rodzimymi), obawiam się, że tam nie ma żadnych „speców”. To oczywiście nie rozgrzesza reklamodawców. W tym przypadku zadziałała chyba dewiza: nie ważne, co o Tobie mówią, ważne, żeby mówili.
UsuńW zasadzie na Zachodzie zaczęto relatywizować ludzkie zachowania, co w zasadzie przyjęło się również u nas. W końcu to wymysły zachodnich mediów, by robić celebrytów z ludzi, którym jedyną zasługa i wkładem w kulturę jest nagranie amatorskiego filmu porno, jak w przypadku Kim Kardashian, w Polsce mało znanej, za to mającej status gwiazdy w USA.
OdpowiedzUsuńBezwzględność w zbijaniu majątku na zbrodni to też wymysł rodem z USA - a zaczął się dość niewinnie od nadawania seryjnym mordercom chwytliwych przydomków. Bandzior Jeremy Meeks stał się celebrytą po tym jak policja opublikowała jego facjatę, a jakieś idiotki zaczęły się zachwycać jego gębą, co doprowadziło do podpisania lukratywnego kontraktu z agencją modelingową. Naprawdę warto się zastanowić, czy łysy, wydziarany zbir jest takim pięknisiem, czy kogoś bardziej jara jego przestępcza przeszłość, będąca dodatkowym atutem marketingowym. A jeżeli to drugie - to czy ten ksiądz nie ma racji, pisząc o zdegenerowaniu?
Nie potrafię się z Tobą zgodzić i uzasadnię to czymś, co pewnie znowu będziesz próbował zdyskredytować, że nie na temat, że manipuluję itd., itp. ;))
UsuńW roku pańskim 1353, a więc na długo przed odkryciem Ameryki i posiadania świadomości istnienia jakieś cywilizacji zachodniej, został napisany zbiór nowel, chyba wszystkim znany, pod tytułem „Dekameron” (wydany drukiem dopiero w 1470). Prawdziwa reklama zachowań wątpliwych moralnie. Wprawdzie wszystko ubrane w rubaszny humor, ale zawsze, a może i przez to bardziej „groźna”. Nie bez przyczyny w 1559 roku ta książka znalazła się w indeksie ksiąg zakazanych.
Zmierzam do tego, że źródłem tzw. zgniłej cywilizacji Zachodu jest, czy tego chcesz, czy nie, cywilizacja łacińska, oczywiście nie tylko z powodu „Dekameronu”, który mi tu posłużył tylko jako namacalny przykład. Równie dobrze mogłem użyć przykładu Szekspira, robiącego reklamę wszelkim odrażającym typom, ale wtedy już Ameryka była znana.
Nie Radku, w żadnym razie tej historii z kradzieżą ketchupu nie da się przypisać li tylko wstrętnej cywilizacji zachodniej. Nawet szum, a raczej szmerek wokół reklamy tego wydarzenia, jest domeną i wymysłem Europy łacińskiej (czytaj: chrześcijańskiej). Że wspomnę św. Łotra, któremu religia zrobiła nie lada reklamę, o św. Augustynie już wspomniałem. A taki Jacques Fesch, francuski rabuś, morderca i kobieciarz? Gdy już pod gilotyną wyznał swoje winy i powierzył się Matce Boskiej, od razu próbowano rozpocząć proces kanonizacyjny, do którego na szczęście w końcu nie doszło.
Próbował, dyskredytować? W zasadzie to co napisałeś w ogóle nie ma sensu i od chwili, gdy wspomniałeś o tym, że Boccacio trafił na indeks. Teza, że pikantne szkice obyczajowe w formie nowel i tragedie opisujące nadzwyczaj marny koniec występujących w nich antagonistów mają coś wspólnego z medialnym tworzeniem bohaterów ze zwyrodnialców (typ "Bonnie i Clyde'a"), albo heroin z ladacznic jest tak absurdalnie karkołomna, że nawet nie ma z czym polemizować. Dożyna ją w zupełności przykład niżej.
UsuńTylko jemu ścięto łeb, a taki Meeks pławi się w luksusach... :D Ale i tak jeszcze ciekawszy jest przykład międzynarodowej sławy literackiej Issei Sagawy. Przy tym co z kanibala i mordercy zrobiła amerykańska prasa i popkultura, beatyfikacja nawróconego mordercy to pryszcz - bo Sagawa nie musiał się nawrócić, ani nawet umrzeć, tylko podzielić się z czytelnikami wrażeniami na temat smaku ludzkiego mięsa... A teraz spróbuj mi znaleźć odniesienie do "cywilizacji łacińskiej"...
Ja czułem, że nie pojmiesz wtrętu o „Dekameronie” i przykładu świętych;)) Radku, nie chodzi ani o to, czy to są prawdziwe postaci, ani o to czego się dopuścili, to chodzi tylko i wyłącznie o reklamę, oczywiście inną niż ta współczesna, ale to zawsze była i jest reklama. A przecież o nią ma ks. Pawłowski ma najwięcej pretensji. Tymczasem w polskim Kościele...
UsuńWeź pod uwagę coś bardzo na czasie: ks. Rydzyk. Na niektórych portalach kreowany na męczennika, a który sam siebie reklamuje, jako pierwszy naśladowca Jezusa Chrystusa, gdy mu świecka organizacja prześwietla finanse. Już nawet apelował do prezydenta Dudy o pomoc, bo go chcą „ukrzyżować”. Tymczasem gdzieś tam w New Jersey, jakaś kobieta ukradła ketchup (słownie: dwa ketchupy) i inni na tym korzystają reklamą. No, zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, zdegenerowana ta cywilizacja zachodnia, oj, zdegenerowana ;))
A co reklamuje Szekspir, albo Bocaccio, bo może faktycznie nie zrozumiałem. Też Ketchup?
UsuńA Rydzyk? Po pierwsze - nie jest bandytą, jego działalność może go plasować najwyżej wśród osób kontrowersyjnych. Po drugie, jego autopromocja nie opiera się na wizerunku cynicznego kapłana cwaniaka, który balansuje na granicy prawa, tylko kapłana uczciwego, prześladowanego przez wrogów. Więc mój drogi - znów pudło. :) No i czuję się rozczarowany, ja tu wyciągam Ci Sagawę... a Ty mi tu z Rydzykiem, który - nie oszukujmy się - aż tak popularny nie jest ;D.
Jajeczka to my, ale nie z nas :D
UsuńO bandytyzmie Rydzyka nie pisałem, ani jeszcze nie słyszałem, ale może jest coś na rzeczy, że sam zaprzeczasz? To, że Rydzyk nie miał nigdy wyroku za oszustwa i wyłudzanie, wynika z faktu, że nie ma takiej sił w Polsce, która postawiłaby go przed sądem. Zaś jego autopromocja polega na kreowaniu się na męczennika, kiedy jeszcze mu nigdy włos z głowy nie spadł.
Nie wiedziałem, że Japończyk kanibal jest przedstawicielem cywilizacji zachodniej. O ile się orientuję, kanibalizm to element prymitywnej kultury afrykańskiej, również daleko-wschodniej. Ale chcesz kogoś na miarę Sagawy w kulturze łacińskiej? Znam nawet ponad tę miarę. Pierwszy z brzegu – Marcial Maciel, gwałcił nawet własne dzieci, a miał ich chyba tyle, co ojciec Wirgiliusz ze znanej rymowanki. Był szeroko reklamowany przez JP II i media nie tylko Watykańskie. Ten Sagawa powinien brać u niego nauki, skoro zjadł tylko jedną studentkę. Maciel dałby mu wskazówki jak to się robi hurtowo i stać się przy tym dostojnikiem.
Muszę jeszcze o tym Rydzyku, skoro piszesz, że „nie oszukujmy się - aż tak popularny nie jest”. On jest tak sławny, że nawet w Kanadzie go nie chcą...
UsuńNo jajeczka... widzę że zabrakło Ci towaru do reklamy w Dekameronie. :D
UsuńZależy jaki kanibalizm. Sagawę nie interesowała jego rytualna strona. I oczywiście jest bzdurą, że jest to element kultury tylko afrykańskiej, polecam "Dzieje Kanibalizmu" Constantine'a.
Sprawa miała miejsce we Francji, mordercę wypromowała na zachodzie prasa, robiąc z nim wywiady.
No robisz sobie jajeczka. Czy JPII promował Maciela za gwałty na dzieciach? Chyba nie. To że facet jest kanalią okazało się później.
.
O Dekameronie jako promocji niezbyt chwalebnego życia pisałem wcześniej. Dalszą próbę wgłębiania się w temat uważam za prowokację. Zbyt dobrze Cię już znam. ;)
UsuńNie będę czytał Constantine'a, bo taki kanibalizm jest efektem feleru w mózgu. Ale skoro wspomniałeś o mediach, które nagłaśniały sprawę. Miały o tym nie pisać? Jeśli możesz, wskaż mi jakąś pozycję, poza „dziełem” samego kanibala, która do kanibalizmu namawia, i czy faktycznie znaleźli się chętni do eksperymentowania w tym zakresie. Siłą rzeczy, opisywanie tego zjawiska nie miało nic wspólnego z reklamą pełną zachwytu dla kanibalizmu. Podobnie z reklamą ketchupu. Owszem, pewnie spożycie tej marki wzrosło, ale drugi numer ze zwrotem kosztów naprawy samochodu nie przejdzie. Tymczasem w Kościele reklama spowiedzi świętej wręcz nakręca grzeszność...
A skąd Ty wiesz, że JP II nie wiedział? Cały świat wiedział, a papież nie? Ale nawet gdyby (co jest możliwe, wszak kard. Dziwisz dbał, aby żadne złe wieści do niego nie docierały), wytłumacz mi co to za „pasterz”, który nie tylko nie wie w jaki sposób jego owieczki brykają, ale jeszcze trzeba by umarł, aby zwyrodnialca osądzić? Panie Radku, kasa była ważniejsza niż moralność.
Jeśli za prowokację uznać prostowanie wygłaszanych przez Ciebie faramazonów to słusznie uważasz.
UsuńDekameron nie jest żadną promocją niezbyt chwalebnego życia. Jest szkicem obyczajowym, w formie humorystycznych opowieści. Mówił o ludzkiej seksualności i o tym, że każdy jest na nią podatny. Opowiadał w końcu o uczuciach takich jak miłość.
O nie nie, nie chodzi o to, że o tym pisały. Chodzi o to, że wykreowały zboczeńca, umożliwiając mu zarabiania na zbrodni. Udziela wywiadów, pisze książki i ogólnie wiedzie dostanie życie bo ktoś mu je wydaje i je sprzedaje.
"Kościele reklama spowiedzi świętej wręcz nakręca grzeszność..." Już nic głupszego nie dało się chyba wymyśleć?
Ale to nie ma znaczenia co on wiedział. Nie omijaj tematu, nie o to chodzi co kto wiedział, tylko jakie cechy nagłaśniano i za co go forowano. Nie chodziło o pedofilię, ani w ogóle nic zdrożnego więc po co wleczesz temat, skoro nie ma on odniesienia do głównego tematu?
Podobie z Jankowskim - nie postawiono mu pomnika za to, że dobierał się do nieletnich, tylko za rolę jaką pełnił podczas zrywu solidarnościowego. Pojmiesz w końcu różnicę, czy będziesz drobił ten temat dalej?
To może ja zapytam inaczej? Skoro Dekameron jest szkicem obyczajowym, jakim cudem stał się książką zakazaną? To Ty, czy ja tak postrzegamy tę książkę. Wtedy była skandalem i promocją skandalu. Czytam: „Opowiadał w końcu o uczuciach takich jak miłość” a Ty słyszałeś, że nie każda miłość jest chwalebna? Nawet dziś?
UsuńTu już muszę rzucić kamyczek w Twoje podwórko. Dla większości wielbicieli horrorów ten gatunek literacki nie niesie ze sobą żadnych wartości moralnych, w drastycznych przypadkach powiela przekonanie o istnieniu tajemniczych i groźnych sił, które mogą zagrażać człowiekowi. Czym jest „twórczość” kanibala? Dokładnie tym samym, choć bardziej drastyczna. Natomiast, co do mediów – zawsze interesowały ich dziwolągi, bo temat się sprzedaje. Nie odpowiedziałeś mi na pytanie o następców tego kanibala i tu czuję się zawiedziony, bo skoro to ma być reklama tej potwornej zbrodni (tak mi to przedstawiasz), to jednak naśladowców powinno być sporo.
Zaś, co do spowiedzi. Naprawdę nie pojmujesz tego mechanizmu, czy po prostu nie chcesz pojąć? U większości chrześcijan spowiedź ma charakter ogólny. Wierny przyznaje, że zgrzeszył bez podawania szczegółów. Jego grzeszność jest jego osobistą sprawą. Tymczasem w katolicyzmie ksiądz spowiednik, i tu z premedytacją ździebko przesadzę, traktuje szczegóły tej grzeszności, jako przyczynek do orgazmu. Wiem, wiem, nie wszyscy księża są tacy sami, niemniej wszyscy uznają, że aby przystąpić do spowiedzi MUSISZ zgrzeszyć. I wierni grzeszą...
Piszesz: „nie o to chodzi co kto wiedział, tylko jakie cechy nagłaśniano i za co go forowano” i tu jest pies pogrzebany. Daruję już tego JP II, piszę o instytucjonalnym Kościele najwyższych szczebli. Wiedziano o „wyczynach” Maciela już w latach pięćdziesiątych, dlatego mówiono o nim w superlatywach, aby zła wiedza nie przebiła się przez dobrą. Znany zabieg reklamowy. Mówi się o zaletach dietetycznego masła roślinnego, ale żadna reklama nie powie Ci, że de facto to trucizna. Z Jankowskim było podobnie. Nikt poważnie nie traktował oskarżeń, choć takie były. Potrzebny był kapelan Solidarności, to był.
Stał się książką zakazaną ze względu na ukazanie w sytuacjach seksualnych przedstawicieli kleru. Jeżeli naprawdę myślisz, że chodziło o skandal to po prostu nie rozumiesz tego dzieła. Boccacio był humanistą a nie pornografem, pisał o naturalnym poszukiwaniu szczęścia i o tym że tkwi ono w miłości oraz związanej z nią cielesności.
UsuńNie nie jest, a to dlatego, że horror jest dla zasady fikcją. Jest też gatunkiem na tyle uniwersalnym, że nie jest wcale normą brak w nim wartości moralnych. Pierwsze straszne opowieści głównie taki miały cel, nadnaturalne siły wymierzały grzesznikowi karę.
Naśladowcy tego Japońca? Nie pozostawię Cię zawiedzionym. Choćby Armin Meiwes kanibal z Rotenburga. Ofiara sama się zgłosiła, znalazł ją na grupie fascynatów kanibalizmem. W holenderskiej telewizji Dennis Storm zjadł na wizji kawałek niejakiego Valerio Zeno i odwrotnie. Trudno o lepszą promocję, nieprawdaż?
Dobra, szkoda mi czasu na komentarz do tego "przyczynku do orgazmu". Jest gdzieś granica bredni, które jestem w stanie u Ciebie komentować, mówię serio.
Delu, to są dwie zupełnie różne rzeczy. W jednym przypadku chodzi o ukrywanie, w drugim o eksponowanie złych cech.
Tylko akurat nie chodzi o to, co Boccacio miał na myśli (jaki miał zamiar), ile właśnie o powszechny odbiór, ściślej skutek. Jeśli autor opisuje skandaliczne jak na owe czasy rzeczy, to jest skandalistą. A skandal się dobrze sprzedaje. Ta zasada obowiązuje do dziś.
UsuńJasne. Chcesz mi powiedzieć, że horrory są jak Biblia, opisująca nadnaturalne siły i problem kary za grzechy? Jedziesz po bandzie! W młodości dziadek czytał mi o „utopcach”. Topiły dzieci. Może wiesz, jaki jest w tym przekaz moralny, poza sianiem strachu przed utopcami, których nikt nigdy nie widział?
Zaiste, plaga kanibali. W 1972 roku, po katastrofie samolotu w Andach, aby ocaleć życie ludzie też się zjadali. Musieli. Czy media nie powinny o tym pisać, bo „a nóż” ktoś wpadnie na pomysł, by sprawdzić jak smakuje ludzkie mięso? Pokazujesz mi w sumie cztery typy ludzi, którzy bez racjonalnych powodów byli kanibalami. O siebie dodam, że mieli nie po kolei w głowie (tego Meiwesa skazano na dożywocie). A Ty mi chcesz dowieść, że to wina cywilizacji zachodu? Wybacz, ale muszę napisać: to jest szyte tak grubymi nićmi, jakiej grubości żadna ustawa nie przewiduje.
Sprawa sprzed kilku dni. Kościół w Polsce optuje za tym, aby homoseksualność leczyć wstrząsami elektrycznymi albo wycinaniem jąder w zależności od tego, na co delikwent się zgodzi (sprawa oparła się o kuratorium oświaty i episkopat). Porównaj to do sprawy Meiwesa, bo jego ofiara sama się do niego zgłosiła, aby być zjedzoną. I co? Nikt w tych środowiskach nie widzi problemu, bo takie jest, i tu się skup, bo takie jest nauczanie Kościoła.
Pewnie, jeśli tylko nie potrafisz uporać się z problemem od razu nadajesz mu miano bredni, choć sam mi tu coś w podobnym stylu tworzysz. Bo co z tego, że powód jest inny, skoro mechanizm ten sam? Fałszywa reklama rzekomych cnót ma zmienić Twoje postrzeganie i o nic innego w tym nie chodzi. Gdyby Ci dwaj, Maciel i Jankowski działali skrycie, tak żeby nikt nic nie wiedział i niczego nie podejrzewał, może bym uwierzył. Ale byli tacy, którzy wiedzieli i nie ośmielili się protestować, bo Kościół mógłby stracić „dobre imię”. Tylko jak to w życiu bywa, i tak stracił.
Nie to już jest przesada. Nie wiem już czy dyskutuję z dzieckiem, czy dorosłym mężczyzną, bo wydaje mi się z tym pierwszym. Będziesz się uciekał do coraz absurdalniejszych kontrargumentów, bo musi być po Twojemu. Wytłumaczyłem Ci o co chodziło w Dekameronie, Ty swoje o tym skandalu że się sprzedaje i nie ważne, że Boccaciemu na żadnym skandalu nie zależało.
UsuńMówię Ci o popkulturowej stronie kanibalizmu, że ofiary wynajdował na specjalnie dedykowanej stronie internetowej, TY wyskakujesz z Andami i tragedią, kiedy ludzie zjedli ciała nieboszczyków żeby przeżyć. Temat programu telewizyjnego w którym dwóch głupków się "spróbowało" w ogóle zignorowałeś, choć ich nikt nie ukarał (ukarano stację, ale nie za pokazanie kanibalizmu, tylko za sam fakt że doszło do okaleczenia).
Chrzanisz mi jak katarynka o tym kościele, to jedyne chyba trafia Ci do głowy i każesz szukać jakichś nieistniejących zależności. Ni w ząb nie potrafisz zrozumieć, że promowanie ludzi miernych za ich rzekome zasługi, to nie to samo co promowanie samej patologii. w takich warunkach nie ma sensu dyskusja.
Nic nie musi być po mojej stronie. Nie jestem krytykiem, abym oceniał wartości moralne, czy nawet artystyczne „Dekameronu”. Treść tych nowel w zasadzie jest bez znaczenia. Usiłują Ci tylko wytłumaczyć, że jest w tym zjawisko propagowania (reklamowania) pewnych amoralnych postaw. Dlatego nie ja, a święte oficjum uznało tę książkę, że musi się znaleźć na indeksie ksiąg zakazanych. Tak na marginesie, sam masz obiekcje do książek kanibala i próbujesz mi wmówić, że to reklama kanibalizmu. Naprawdę nie dostrzegasz podobieństw, choć tematyka książek jest daleko różna? Nie wiem jakie były intencje Boccacio, Ty też nie wiesz, bo tylko domniemywasz.
UsuńNiczego nie zignorowałem, tylko zapytam cicho: o czym my właściwie dyskutujemy? O szczegółach kanibalizmu w wykonaniu głupków, czy o zjawisku pewnej formy reklamy? Andy wyciągnąłem Ci jako przykład, który został chyba opisany powieścią (tu nie jestem pewien), ale na pewno doczekał się filmowej adaptacji. Czy to jest reklama kanibalizmu? W końcu kinematografia to też popularne media.
Przypomnę, bo chyba Ci już umknął główny wątek notki. Ks. Pawłowski uznał, że swoista reklama ketchupu jest de facto propagowaniem złodziejstwa, choć de facto, jeśli już, jest to propagowanie postawy skruchy i zadośćuczynienia, która przez firmę została wynagrodzona (w mojej osobistej ocenie też wątpliwe moralnie) . Piszę, że to samo, a nawet bardziej robi Kościół, choć ks. Pawłowski nie ma z tym problemu, nawet jeśli uznać, że celem takiej propagandy nie jest gloryfikacja pedofilii, bo faktycznie nie jest. I teraz posłużę się Twoim wyrażeniem: „ni w ząb nie potrafisz dostrzec” różnych ocen obu, wprawdzie różnych realnie, ale podobnych w charakterze zdarzeń. Jak to często określa pewna blogowiczka: „w własnym oku belki nie widzi” (ks. Pawłowski).
@Radku...
Usuńbez przesady, co prawda "być znanym" to pojęcie względne, ale modelka Kim Kardashian nie jest w Polsce tak mało znana, nawet ja o niej słyszałem co nieco, choć bardzo mało interesuję się tą branżą i tym światkiem, tyle co przypadkiem...
za to o historii z domowym filmikiem ("porno"?) dowiedziałem się właśnie od Ciebie, aż poszperałem w necie z ciekawości, żeby zobaczyć o co tam chodziło... ale jakoś nie przysłoniła mi ona całości wizerunku tej postaci i jej ewentualnego wkładu w kulturę, dla mnie to jakaś marginalna sprawa...
@Piotrze Czy ja wiem czy marginalna, nie żebym jakoś szczególnie interesował się celebryckim porno, ale niektórzy zaliczają ten element lansu - przykładem Pamela Anderson, czy Paris Hilton. Rzecz w tym, że Karszadianka przed nakręceniem tegoż, znana nie była wcale, ani po tej, ani po tamtej stronie oceanu.
UsuńGeneralnie klaruje się tu pewna warstwa "znanych z tego, że są znani", bo jak wspomniałeś o "wkładzie Kim w kulturę", to się zacząłem mocno zastanawiać o jaki wkład i w jaką kulturę...
@Radku...
Usuńja też nie mam ochoty wkręcać się w debatę na temat, co to jest porno...
natomiast ciekawe jest, jaki wkład w kulturę może mieć modelka /taka od ciuchów lub fotomodelka/, skoro pracuje pod dyktando innych, np. projektanta mody, fotografa, etc i właściwie niewiele ma do powiedzenia, jeśli chodzi o własną inicjatywę, a od siebie "daje" jedynie to co ma: ciało i urok osobisty...
/te od ciuchów zresztą i tego za bardzo nie mogą, bo klient ma patrzeć na ciuch, a nie na "ładność" modelki, co się przejawia na przykład w makijażach pań na wybiegu, które zbytnią urodę i urok mają maskować (to akurat wiem od profesjonalnej wizażystki)/...
tak więc faktycznie można się zgodzić, że ten zawód jako taki niewiele do tej kultury wnosi... dlatego też te ambitniejsze modelki próbują swoich sił w bardziej twórczych zajęciach, jak aktorstwo, projektowanie ciuchów, biżuterii, wizaż i stylizacja, czy śpiewanie na ten przykład... pominę już kwestię angażowania się w działalność społeczną, czy też polityczną...
ani mi w głowie bilansowanie, jak w tym wszystkim wygląda konkretnie działalność Kim Kardashian, jakie miała/ma w tym wyniki, jaki jest jej wkład w kulturę w porównaniu do całej reszty "wkładowiczek/ów", bo to jest kwestia indywidualnego gustu, nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem jakoby nie miała żadnego i ograniczała się jedynie do pracy modelki i celebrytki biorącej kasę za sam fakt bycia celebrytką...
@Piotrze, ależ możesz się nie zgadzać, nie przeszkadza mi nawet że nie bardzo potrafisz wskazać ten wkład. Zresztą można by zacząć od tego co to jest ten "wkład", bo może po prostu chodzi o to, że gdzieś ktoś coś powie lub zaśpiewa.
Usuń@Radku...
Usuńpotrafić to ja potrafię, ale chcę się najnormalniej w świecie wymigać od jałowej dyskusji o gustach, porównywania tego wkładu z innymi i dywagacjach na temat, jak duży to musi być wkład, aby go nazwać "wkład"...
Spowiedź według mnie można porównać do tzw. kuroniówki.
OdpowiedzUsuńPo wprowadzeniu tej drugiej spora cześć obywateli zaprzestała szuka pracy, bo po co?
Niby po spowiedzi można usłyszeć - idź i nie grzesz więcej, ale jak zgrzeszysz to i tak ci wybaczymy i tak w kółko, gdzie tu progres?
jotka
Na takie porównanie bym nie wpadł ;))
UsuńBardziej tu chodzi o „reklamowanie” spowiedzi, jako wstępnej metody odzyskania spokoju sumienia. Różnica między tym, co wydarzyło się New Jersey a tym, co się dzieje w Kościele, polega tylko na tym, że tam nie ma spowiednika. I to chyba boli ks. Pawłowskiego.
Rozumiem ,że kobietę mogło sumiennie ruszyć. Ale dlaczego ona się z nazwiska do kradzieży przyznał, to już nie za bardzo.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie dziwna to powieść jest.
"Teoria sprawiedliwego świata", zło dotyka wszystkich nie tylko tych co uczynili źle.
Wicca ma swoje Prawo powrotu
"Cokolwiek uczynisz, powróci do ciebie po trzykroć"
Nie wiem ile razy dokładnie coś tam wraca. Ale jeżeli kogoś uderzysz musisz się liczyć z tym, że ci odda.
Można by to to różnych rzeczy odnieść.
Jeżeli chodzi o kobietę, zadośćuczyniła człowiekowi okradzionemu. Więc niejako jest po sprawie.
A że producent ketchupu chciał się przy okazji wylansować ,to juz inna historia.
Jeśli była stałą bywalczynią restauracji, mogła być znana z nazwiska. A może właśnie chodziło jej o to, aby w „pokucie” się ujawnić? Ale dla dziennikarzy to nie problem, bo skoro pisała o karambolu, łatwo było ustalić, kto zacz.
UsuńPrzyznam, że nie podejmę tematu „Wicca”. To tak, jakbyś mi kazała uwierzyć w Boga. ;)
Odpłynęło gdzieś w niebyt pojęcie kradzieży/zaboru mienia państwowego uważanego za wspólne - wszak my wszyscy wspólnie je wytwarzamy. Kradzież "wspólnego" była potępiana/karana jakby łagodniej niż prywatnego, chyba że była ona "w wielkich rozmiarach".
OdpowiedzUsuńPrzypomniałeś dość ciekawe zjawisko, bo faktycznie tak było, że państwowe to 'nasze", więc o kradzieży nie może być mowy.
UsuńWidać bardziej opłaca się być złym, a potem okazać skruchę, albo się ,,nawrócić'', bo kończysz i z zarąbanym ketchupem, i w dodatku inni na nowo cię lubią/ szanuja/ albo ciebie żałują, niepotrzebne skreślić. Z drugiej strony, jeśli zawsze ''jesteś dobrym człowiekiem'', to niczym się nie wyróżniasz, nie robisz furory wśród społeczeństwa swoim niesamowitym nawróceniem i wzruszającą historyjką, więc ani nikt ci niczego nie zasponsoruje (w nagrodę za chwytliwą historyjkę), ani sam sobie niczego nie buchniesz ze sklepu, za co można potem przeprosić i po sprawie. Jak dla mnie to ta historia z ketchupem pokazuje, że ludzi z natury dobrych olewamy i nie opłaca się takim być, bo cię w prawdziwym życiu zadepczą. W tych wszystkich telewizyjnych show typu Mam Talent itd też wygrywają głównie ci, którzy po prostu mają do sprzedania łzawą historyjkę o swoim ciężkim losie.
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie, to pani od ketchupu nie nawróciła się dlatego, że jej się zrobiło przykro ( a chyba właśnie to nagradzałoby społeczeństwo/ kościół- zły wie, że źle zrobił i przeprosił, bo sumienie mu kazało, włąśnie to na ogół pochwalamy)- ona postanowiła przeprosić, bo uwierzyła, że spotykają ją za to złe rzeczy (skasowanie auta). Więc jej ,,nawrócenie się'' było oparte o strach przed tym, że może spotkać ją jeszcze coś złego, wynikało z egoizmu. W sumie wiele ludzi właśnie dlatego wierzy w różne religie- ,,muszę, bo inaczej bóg będzie zły i mnie ukarze'', albo lepsze ,,bo co rodzina powie, odwrócą się ode mnie''.
Jeśli chodzi o ocenę moralną złodziejki ketchupu to ja się z Tobą w pełni zgodzę. Faktycznie jej irracjonalizm połączył kradzież ze skutkami, które żadnego związku przyczynowo-skutkowego nie mają.
UsuńAle mam inną wątpliwość. Piszesz: „ta historia z ketchupem pokazuje, że ludzi z natury dobrych olewamy i nie opłaca się takim być, bo cię w prawdziwym życiu zadepczą”. Otóż bycie dobrym, choć jest to pojęcie względne, opłaca się jak najbardziej. Ja bym swojego dobrego samopoczucia i mniemania o sobie nie sprzedał nawet za najdrobniejszy skandalik. Najpierw żyję dla siebie, dopiero później dla innych. Jeśli więc moje „ja” jest nie w porządku, dla innych będę taki sam. Że dobro się nie sprzedaje? Nigdy się nie sprzedawało, bo jest nudne jak flaki z olejem. Ale ja tam lubię flaczki ;))