Prawicowe media zawyły z zachwytu. Na portalu wPolityce.pl czytam: „Badania nad amantadyną przyspieszają! Udało się stworzyć światowe konsorcjum, które zajmie się badaniem nad lekiem. To sukces polskich naukowców”1. Godne podkreślenia jest ostatnie zdanie. O co chodzi? Otóż grupa duńskich naukowców na Uniwersytecie Kopenhaskim podjęła własne badania w tym kierunku. Doprowadzili do zwołania międzynarodowego konsorcjum naukowego, zapraszając do współpracy m.in. zespół prof. Rejdaka z Polski. Podobno włączą się również ośrodki z Grecji, Szwecji, Włoch, a nawet RPA. Z relacji zawartej w artykule można odnieść wrażenie, że cały świat naukowy zamarł w bezdechu. Wszyscy czekają z zapartym tchem, na razie nie tyle na efekt badań, ile wynik konkursu, który ewentualnie sfinansuje powstanie tego konsorcjum, co we wskazanym artykule jest napisane „drobnym druczkiem”.
Ja się i tak dziwię. Po jakiego diabła to konsorcjum skoro w Polsce, sławny już na cały nasz ukochany kraj dr. Bodnar (nie mylić z RPO), promowany przez Pospieszalskiego, takie badania przeprowadził i dowiódł, że skuteczniejszego leku nie ma. Sam pan doktor według portalu RP.pl mówi tak: „Przyjąłem osobiście grubo ponad 3 tys. osób z covid-19. Ile z nich jest teraz zdrowych? - Powiem inaczej: ile nie jest zdrowych? Garstka”2. Polecam zapamiętać tę „garstkę”. Przyznam, że takiej drwiny z medycyny dawno nie słyszałem, a jeśli słyszałem, to tylko z ust znachorów. Napiszę tak: to, że część kleru zamiast szczepionek propaguje modlitwę nie dziwi mnie w połowie tak, jak owa promocja amantadyny, leku na chorobę Parkinsona z możliwością wystąpienia licznych i niebezpiecznych skutków ubocznych, co tak mimochodem i pewnie nieświadomie udowodnił właśnie dr Bodnar.
A sprawa ma się tak, że wbrew temu, co mówi ów pulmonolog-znachor, restaurator i hotelarz, wśród tych rzekomo ponad trzech tysięcy zakażonych covidem-19 tylko 800 miało kiedykolwiek przeprowadzony test, z czego dla 600 wynik testu był pozytywny. Wiadomo też, że z 1518 pacjentów dr Bodnara, którzy dostali receptę na amantadynę i ją zrealizowali aż siedemnastu (to ta owa „garstka”) zmarło3, co dowodzi, jak niebezpieczny jest ten lek. Nigdy nie dowiemy się też, jakie powikłania mieli ci, co zrealizowali receptę a mimo wszystko i na szczęście przeżyli. „Naukowa” metoda badań znachora takich statystyk nie przewiduje. Mogłaby zniekształcić sukces. I pomyśleć, że on nie poniesie z tego powodu żadnej odpowiedzialności, ba! jest przez Pospieszalskiego kreowany na dr Judyma XXI wieku. Ja rozumiem, że skoro w tym kraju nic nie wychodzi poza budową przekopu na Mierzei Wiślanej, kiedy wali się w gruz słynny Plan Morawieckiego, trzeba nam czegoś lub kogoś, co podbuduję naszą dumę narodową. Tylko dlaczego ma to nasze morale wzmocnić najzwyklejszy znachor? Ta mnie naszło, bo czasami nachodzi. Kiedyś ckliwa powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza pod znamiennym tytułem „Znachor” doczekała się nawet ekranizacji. Zastanawiam się nieśmiało, czy nie zaproponować kandydaturę dr Bodnara do nagrody Nobla w dziedzinie medycyny.
Przypisy:
1 - https://wpolityce.pl/polityka/550598-powstalo-swiatowe-konsorcjum-ktore-zbada-amantadyne
2 - https://www.rp.pl/Koronawirus-SARS-CoV-2/210329322-Dr-Bodnar-COVID-19-Te-chorobe-sie-z-powodzeniem-leczy-amantadyna.html
3 - https://www.rynekzdrowia.pl/Farmacja/Amantadyna-quot-cudowna-terapia-quot-dr-Bodnara-pod-lupa-dziennikarza,221251,6.html
Polak potrafi! A "garstka" zmarłych to tylko potwierdzenie reguły.
OdpowiedzUsuńJa się przyznaję bez bicia. Nie ustalono z jakiej dokładnie przyczyny zmarło tych siedemnastu. Niemniej to i tak dowodzi jak "naukowe" były "badania" Bonara.
UsuńNo przecież my wszędzie musimy mieć sukces, nawet gdy nas zapraszają tylko, to już sukces, nawet gdybyśmy tylko mieli probówki myć!
OdpowiedzUsuńjotka
To tak mnie więcej wygląda ;)
Usuńfilmowy znachor przynajmniej "umiał", znał się na rzeczy, więc końcowa metafora mocno niecelna...
OdpowiedzUsuńale to akurat jest najmniej ważne...
amantadynę mocno promuje pewien bloger chory na zaburzenia urojeniowe, raz na kwartał zaglądam doń kontrolnie, niczym do TVP-info, aby spojrzeć na rozwój rozmiaru nieszczęścia /adresu nie podam, za reklamę mi nie płaci/...
no cóż, nie jestem lekarzem, ani farmakologiem, znam się tylko na kilku chorobach i sposobach ich leczenia, też bez gwarancji, że się dobrze znam, więc na temat samej amantadyny i efektów terapii tym środkiem się nie wypowiem... po wybuchu pandemii próbowano wiele sposobów poradzenia sobie z chorobą U07.1/2 COVID - 19, naukowych i domowych, włącznie z piciem wódki i siedzeniem w saunie plus łomot pałami pacjentów fikających, a także niefikających, tak dla zdrowotności /terapia Łukaszenki/...
w końcu padło na amantadynę... pytanie dlaczego nie na marihuanę /medyczną rzecz jasna, innej zresztą nie ma/, przynajmniej jakaś korzyść społeczna była by z tego...
ja się przychylam do zdań przedmówców: chodzi o to, było "po naszemu", "narodowo", a jak "narodowo", to koniecznie "po katolicku", czyli kwestią dni jest, gdy do polskich ośrodków badań nad amantadyną zawitają klechy z pokropkiem żądni umoczenia dziobów w tym biznesie...
p.jzns :)
Filmowy znachor to postać fikcyjna, więc i jego „znanie się na rzeczy” jest fikcyjne.
UsuńNie przepadam z mieszaniem się Kościoła do polityki, ale tu chyba przesadziłeś ;)Na razie nie słyszałem, aby Kościół mieszał się w amantadynę ;)
fikcje literackie dzielimy z grubsza na możliwe, prawdopodobne do zaistnienia i mało możliwe, wręcz nieprawdopodobne... z pewnością mało możliwe jest, aby pan Kosiba vel Wilczur miał takie wyniki, jak pokazano w książce i w dwóch filmach, gdyż nie pozwalały na to warunki zewnętrzne... ale możliwe już jest, żeby lekarz, fachowiec z wyższej półki mimo urazu głowy zachował, przynajmniej częściowo swoje kompetencje lekarskie, różne bowiem bywają odmiany amnezji... tak więc ja bym był ostrożny z tą "fikcyjnością" i starał się wiedzieć, o czym się mówi...
Usuńale sporu na ten temat, udziału w nim odmawiam, mam dosyć od czasu, gdy zaprzeczyłeś istnieniu niskich ludzi na świecie...
...
tak, przesadziłem, popełniłem pewną "fikcję literacką", ale zważywszy na dotychczasową i obecną działalność tego konkretnego kościoła zaliczę ją do do tej pierwszej grupy, bardziej prawdopodobnych...
He, he... I znów to „ale sporu na ten temat, udziału w nim odmawiam” ;))
UsuńOk, czy ja mam rozumieć, że na Twoje komentarze mam nie reagować? Spoko, życzenia moich czytelników (choć nie każde) są dla mnie rozkazem ;))
no, tego to jeszcze chyba nie grali, żeby komentator dyktował blogerowi, czy i jak ma reagować na jego komentarze, ja taki bezczelny na pewno nie będę i nie zainauguruję takiego zwyczaju :)
Usuńja wyraziłem tylko niechęć do dalszej wymiany piłek w tym konkretnym temacie "fikcja mniej lub bardziej fikcyjna", a Ty z tym zrobisz co chcesz... być może powiesz/napiszesz coś tak mądrego, odkrywczego i intrygującego, że wpłynie to na zmianę mojego nastawienia?... a jak nie zrobisz nic, to tys piknie :)
Jakby Ci to powiedzieć? Fikcja, nawet ta najbardziej prawdopodobna, wciąż jest fikcją i fikcją pozostanie. To może nie jest odkrywcze, ale za to zdecydowanie oczywiste. ;)
UsuńOficjalnie Kościół się nie miesza do amantadyny, ale czy poszczególni księża też nie (pewnie sami nie leczą, ale czy nie popierają i reklamują wśród wiernych?) wcale nie byłabym taka pewna. ;)
UsuńTrudny temat dziś nam dałeś do dyskusji. Trudny nie tylko dla nas, ale także dla medyków, skoro bardziej trzeba się opierać na wierze niż nauce.
Jak jednak przystało na prawicowe media w tej sprawie (podobnie jak innych) należy wietrzyć jakieś spiski i szukać wrogów. Dlatego podejmują one misję reklamy tego preparatu cyklem szeregu audycji i generowaniem wątpliwości dotyczących oporu ze strony decydentów do wprowadzenia preparatu do powszechnego stosowania w medycynie przy leczeniu Covid.
Nawet zapowiedź ministra zdrowia, że na jego wniosek Agencja Badań Medycznych zajmie się badaniem skuteczności działania amantadyny na leczenie chorych na Covid jest krytykowana, bo zdaniem zwolenników tego preparatu badania, jeśli mają być rzetelne, powinny być prowadzone pod kierownictwem jednego z tych sławnych już doktorów (było podane nazwisko, ale nie potrafię podać, bo ci doktorzy są dla mnie nierozróżnialni).
Chodzi o doktorów Rejdak i Barczyk, ale spokojnie, ja też ich nie rozróżniam ;)
UsuńDla mnie sprawa jest o tyle dziwna, że amantadyna przy leczeniu choroby Parkinsona ma sporo skutków ubocznych, groźnych dla zdrowia. Musi być stosowana pod ścisłą kontrolą lekarską. Dlaczego nagle, przy leczeniu covid-19 te możliwe skutki uboczne miałyby zniknąć? Owszem, śmiertelność chorych przy covid-19 jest duża i być może owo ryzyko się opłaci, ale co w sytuacji, gdy przy owym wirusie ryzyko jest jeszcze większe niż przy Parkinsonie? Aby to stwierdzić trzeba długich, żmudnych i drogich badań. Przyjmując hipotetycznie, że szczepionki w jakimś znacznym stopniu ograniczą zasięg covid-19 rodzi się pytanie, czy te badania w ogóle będą opłacalne. I chyb dlatego jest taka niechęć do badań nad amantadyną. Biznes to biznes.
at TheLoo...
Usuńbardzo zgrabnie to spuentowałeś i nie mam już nic więcej do powiedzenia... co prawda smoki nie istnieją na trzy sposoby: są smoki zerowe, ujemne i urojone, niemniej jednak w każdym przypadku nie istnieją...
natomiast zwierzę Ci się, że rozkminiłem wreszcie dlaczego uparłeś się kiedyś, że nie ma niskich ludzi na świecie... po prostu patrzysz wprost lub do góry, nigdy poniżej, tak konstrukcja ciała, nic z tym nie zrobisz... słoń też uważa, że nie ma tyłka, bo nie ma jak nań spojrzeć :)
Piotrze:
UsuńTo nie do końca tak. Nie ma karłów jest choroba zwana niskowzrostością (zespół Turnera). Ponieważ jest to jednak choroba, nie możesz mówić, że gatunkowo lub rasowo istnieją karły (nazwa obraźliwa, tak jak dziś murzyn).
proszę, nie próbuj robić ze mnie idioty... może nie pamiętam dokładnie, co do słowa naszych dyskusji na ten temat, ale nigdy nie twierdziłem, że niscy ludzie /np. opisani przez braci Grimm/ tworzą jakiś gatunek, czy rasę...
UsuńNigdy bym się nie ośmielił zrobić z Ciebie wariata. Nawiasem mówiąc z nikogo. Natomiast przypomnę, że był mowa o krasnoludkach, w których istnienie nie wierzę, którą skierowałaś na istnienie karłów, co miało podważyć moją niewiarę w istnienie krasnoludków. Tyle. Proponuję nie rozdrapywać ran. Przed chwilą dostałem bana od Ani. Na dziś wystarczy...
UsuńNaprawdę tak się przejąłeś tym banem??? :))
UsuńCo się z Tobą DeLu dzieje?
Może "odwdzięcz" się tym samym... ;)
Albo jeszcze bardziej perfidnie - zawsze możesz odpowiadać na zaczepki z tamtego bloga na swoim. Taka dyskusja ponad "granicami" blogów. :))
UsuńSpokojnie Mario ;)
UsuńNie pierwsza kobieta, która mi zadaje bana, i w życiu, i na blogach. ;) Mógłbym rzec, że przywykłem.
Żadnej zemsty, to raczej nie w moim stylu, choć mi się już raz przytrafiło z epitetem „dewotki”. Słaby dzień miałem... ;)
Na swoim blogu tym bardziej nic nie będę „bruździł”.
Niemniej poproszę Cię o zdanie w innej kwestii. Krąży mi po głowie myśl o reaktywacji blogu „Świętoszek”. Dwa tematy: moralność w życiu (to na poważnie) i ostra krytyka tematyki religijnej (to pół żartem lub pełnym żartem)?
To "Na dziś wystarczy..." zabrzmiało mi jakoś przygnębiająco.
UsuńAle masz rację, wspaniałomyślność jest cechą ludzi wielkich. Mali niech się bronią stawianiem "banów", zwłaszcza jeśli brakuje im argumentów bardziej racjonalnych... :)
Co do "Świętoszka" - popieram w kwestii moralności i to na poważnie oraz pół czy nawet pełnym żartem. W kwestii krytyki tematyki religijnej trochę się obawiam ze znanych przyczyn osobistych. Zwłaszcza przy zapowiedzi ostrej krytyki. ;)
"Delator 1004" zniknie?
Reaktywacja rodzi wiele problemów ;)) Nie, DeLu raczej nie zniknie, ba, on przejmie „świętoszka”. Jedynie „Zrzęda” wciąż będzie tkwił w uśpieniu ;)
UsuńUspokoję w kwestii wiary. Nie mam zamiaru z niej drwić, choć być może będę zadawał „trudne pytania” ;))
Pewnie, że wystarczy jedna osoba z banem na dzień ;)) Dziś Radek stwierdził, że jestem irytujący, co też zapachniało banem. Powiedz mi tak szczerze, czy ja jestem człowiekiem już tak starej daty, że zaczynam nie rozumieć otoczenia? Ci dyżurni oponenci mnie tak pieszczą, że czasami mi bokiem wyłazi, ale nie narzekam, nie stawiam banów i nie wyzywam od najgorszych. A oni uważają, że ja ich tylko irytuję, bo co, bo nie chcę przytakiwać bzdetom? Tak się zastanawiam, czy przytakiwaczom nie jest lepiej? ;))
Najpierw mi wytłumacz, jak to jest z tymi banami.
UsuńDawanie sobie bana to taka metafora, że będę kogoś ignorować na forum, prawda?
Bo jak inaczej można wytłumaczyć takie słowa z forum u Rademenesa: "Faktycznie będę musiał dać sobie na Ciebie bana, skoro prosisz..."
Przeszarżowałeś, bo Ania postawiła bana nie sobie na Ciebie, ale Tobie u siebie, jeśli słowa "Przed chwilą dostałem bana od Ani" czyta się wprost …. ;).
Zawsze mi się wydawało, że bana może postawić tylko gospodarz bloga swojemu gościowi na swoim blogu. Czyli Ty możesz dać bana Ani na swoim blogu, a Ania Tobie na swoim, zaś Rademenes, jeśli zechce na swoim może dać bana i Tobie i Ani … ;)
Przytakiwaczom z pewnością jest lepiej, tyle, że nie mogą oni mieć swoich zasad innych niż ci, którym przytakują, albo muszą być hipokrytami. Inaczej będą w konflikcie z sobą samym, a to z pewnością jest frustrujące. Nie życzę Ci tego. ;)
Swoją drogą mógłbyś czasami trochę odpuścić. Próbowałam dojść o co Wy się tak spieraliście u Rademenesa. Naprawdę te szczegóły, o które tak się przepychaliście były tego warte? Czy był to tylko spór typu "moja racja musi być górą".
Musicie się naprawdę bardzo lubić, żeby się aż tak "czubić" … :)
Ha, ha... Trochę to skomplikowane, przyznaję, bo ja tego młodzieżowego slangu nie do końca rozumiem. Na jej osobistym blogu dostałem wcześniej szlaban, na blogu Radka dostałem ignora w połączeniu z banem. Rozumiem, że mam ignorować jej komentarze (ignor), i w ogóle nie odnosić się do niej (ban). A teraz najciekawsze. Właśnie przed chwilą odkryłem, że próbuje ciągnąć dyskusję dalej, albo po prostu tak, po babsku, chce mieć ostatnie zdanie. ;)) Mam wybór, więc wybieram drugą wersję, a co mi tam ;)) Jest ban, będzie brak polemiki.
UsuńFakt, mógłbym odpuścić, i wbrew pozorom, czasami adwersarzom odpuszczam, szczególnie wtedy, gdy mają rację, bo ja nie jestem nieomylny. W pewnych okolicznościach stać mnie nawet na przeprosiny. Tylko tu różnica zdań nie idzie o szczegóły, a o istotę tematu. Nie ma dowodu na to, że twórcy tabletki antykoncepcyjnej korzystali z badań niemieckiego nazisty „lekarza”, jakim był Clauberg. Są dowody na to, że ten drugi, Butenandt współpracował z Mengele. Gdyby zarzut brzmiał, że owi twórcy tabletki korzystali z odkryć Butenandta, słowem bym nie pisnął, bo tak się rzeczy mają, choć on odkrywając poszczególne hormony nie robił tego z myślą, że będzie aplikował kobietom chemię by wywołać u nich raka.
Wydaje mi się, że faktycznie musieliśmy się lubić ;) Może dlatego, że denerwowały ją moje poglądy i podejście do młodzieży ;))
Nie wiem gdzie to "wycie z zachwytu"... Rozumiem że dziennikarz podważył wiarygodność dra Bodnara, ale z tego co czytam Rejdak i Barczyk prowadzą badania kliniczne, a nie czarują zawyżonymi danymi. Wstrzymam się od komentarza, bo nie znam się wcale na teamcie, zobaczymy co ci Duńczycy powiedzą...
OdpowiedzUsuńZacznijmy może tak. Aby sprawdzić skuteczność amantadyny w leczeniu covid-19, potrzebne są dość kosztowne i długotrwałe badania kliniczne. Ani Polaków, ani Duńczyków na nie nie stać, stąd próba powołania konsorcjum, aby ktoś zapewnił środki finansowe. Prawicowe media odtrąbiły sukces, który polega na tym, że ktoś oprócz tych dwóch zespołów w Polsce może zechce się tym poważnie zająć. Chce to jeszcze nie znaczy, że się zajmuje. Małe ośrodki badawcze w Polsce i Danii nie są w stanie same sobie z tym poradzić, przynajmniej nie na tyle, aby mieć w przybliżeniu taką pewność jak w przypadku szczepionek wprowadzonych przez duże korporacje farmaceutyczne.
Usuń"Rejdak i Barczyk prowadzą badania kliniczne"
UsuńChyba jest to stwierdzenie mocno na wyrost. To nie są badania kliniczne z prawdziwego zdarzenia.
Aby rozpocząć badanie kliniczne konieczna jest spełnienie kilku warunków formalnych. Pierwszym z nich jest pozytywna opinia komisji bioetycznej odpowiedniej dla koordynatora badania. Wydanie zgody komisji bioetycznej na przeprowadzenie badania klinicznego oznacza pozytywną weryfikacją zarówno badacza jak i ośrodka badawczego.
Obawiam się, że w przypadku tych doktorów nic takiego (i wielu innych wymaganych prawem i dobrą praktyką kliniczną warunków) nie miało miejsca.
Gdyby kogoś ciekawiło jak to "z grubsza" powinno wyglądać https://www.badaniaklinicznewpolsce.pl/o-badaniach-klinicznych/podstawowe-informacje/jak-sie-prowadzi-badania-kliniczne/
Ok, poddaję się. Nie wiem jakie się prowadzi badania żeby były kliniczne.
Usuń@Radku...
Usuńkiedyś miałem staż w szpitalu psychiatrycznym, na oddziale otwartym zresztą /zamknięte były tylko "szałówka" i ćpuński detox/ i był to oddział kliniczny, ale nigdy nikt nie potrafił mi wyjaśnić, dlaczego tylko ten oddział był "kliniczny", a inne nie... tak się po prostu "mówiło" i tyle :)
Oddział nazywany nie wiadomo dlaczego klinicznym, a badania kliniczne prowadzone zgodnie przyjętymi przez uprawnionych specjalistów przepisami, to jednak są dość różne sprawy nie dające się racjonalnie ze sobą porównywać …. :)
UsuńCiekawie napisane. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń