sobota, 7 listopada 2020

Być albo nie być ciotki Donatyldy

 

  Ten hamletowski dylemat w całej swojej krasie dotyczy aktu apostazji w dzisiejszych czasach. A wszystko z powodu narastającej sekularyzacji, degeneracji wartości chrześcijańskich i instytucjonalnego Kościoła, oraz narastającego zjawiska radykalizacji ortodoksyjnej części wspólnoty wiernych. Nie wiem ile w tym prawdy, podobno narasta zainteresowanie formalnym opuszczeniem społeczności katolickiej, niemniej już pewną prawdą jest, że wręcz lawinowo wzrasta ilość osób deklarujących się jako niewierzące. Czy to jest bezpośrednio związane z popularnością ateizmu? W mojej ocenie – niekoniecznie. Prędzej zgodziłbym się z tezą, że przybywa agnostyków.

  W „Wyborczej” natrafiłem na list czytelniczki, w którym deklarując chęć dokonania aktu apostazji wymienia problemy związany z tym działaniem, tym dziwaczniejsze, że mieszka na stałe za granicą. Tam wprawdzie procedury są proste, ale polski Kościół, choć przyjmuje do wiadomości ten akt, zupełnie go ignoruje. Gdzieś tam jesteś urzędowo niewierzącym, ale nie w Polsce, bo w Polsce nadal jesteś formalnie katolikiem. Od samego listu lepszy jest komentarz Ciotki-Donatyldy, pełen ekspresji i emocji z takim fragmentami: „Nie chcę mieć absolutnie nic wspólnego z Kościołem rzymsko-katolickim – najbardziej zbrodniczą i zwyrodniałą organizacją w dziejach ludzkości, zdegenerowaną sektą odpowiedzialną między innymi za potworne mordy dokonywane na pojedynczych ludziach i na całych społecznościach na przestrzeni wieków oraz przerażające systemowe zbrodnie dokonywane na dzieciach od zamierzchłych czasów po dzisiejszy dzień. (...) Kościele katolicki: WON z mojego życia! Wynoś się razem ze swoim zakłamaniem, podłością, nikczemnością, niegodziwością, parszywą zbrodniczą naturą. Twoja istota jest mi zupełnie obca i wstrętna1. W mojej ocenie tekst przesadnie mocny, choć uczciwie trzeba przyznać, że jest w nim dużo racji. Jeśli takimi motywacjami kierowały się kobiety, uczestniczki protestów, to przestają mnie dziwić wulgarne hasła (i profanacja) pod adresem Kościoła.

  Warto sobie uzmysłowić, że Kościół, już nie tylko jako instytucja, ale jako wspólnota, solennie sobie na to zasłużył. W narkotycznej iluzji zaduchu kadzidła uwierzył, że sojusz ołtarza z polityką pozwoli mu kwitnąć mimo skandali i jawnej ingerencji w poczucie osobistej wolności owieczek. Fanatyczno-iluzoryczne przekonanie, że Bóg jest właścicielem świata i Jemu trzeba wszystko i wszystkich podporządkować może było dobre jeszcze dwieście lat temu, ale dziś? Alarmujące treści na portalach katolickich o potrzebie odnowy, o konieczności znalezienia nowej metody ewangelizacji już nie pogan a samych wiernych, przypominają żałosny ryk śmiertelnie rannego zwierza. Nie tyle rannego od strzału myśliwego ile z powodu sideł i wnuków, które sam bogato rozstawił we własnym lesie. Ta metafora jest być może przesadna, ale takie są prawa metafor.

  Wróćmy do owego aktu apostazji. Choć rozumiem jej pragnących, sam należę do grona apostatów, którym to zwisa i powiewa, dopóki za przynależność do Kościoła nie trzeba płacić podatku. Państwo na wpół wyznaniowe, jakim jest dziś Polska i tak mnie nie pyta, na co chce przeznaczyć część moich podatków, a nie da się ukryć, że hojną ręką Kościół wspiera. Moja pełna, wewnętrzna apostazja, jeśli już, jest problemem Kościoła, nie moim. Jak On sobie tłumaczy różnicę między ilością formalnie (na papierze) wiernych a praktykujących, to Jego zgryz, Jego ból głowy. Motanie się z przepisami, jakie Kościół wymyślił, aby zniechęcić do formalnej apostazji, nie jest dla mnie. Nie mam najmniejszego zamiaru usprawiedliwiać się przed proboszczem, którego do tej pory w życiu nie widziałem, i którego w ogóle nie znam nawet z nazwiska czy imienia. To już prędzej fryzjerce, której de facto też nie znam, opowiem jakąś anegdotkę ze swojego życia, bo mogę liczyć na dyskretny uśmiech rozbawienia. Życie jest zbyt piękne, nawet w dobie zarazy (można sobie dopisać jakąkolwiek), aby tracić czas na biurokratyczne i absurdalne procedury kościelne, których twarzą na dziś jest ten obleśny pan w czarno-czerwonym z fotografii poniżej.

 
  Na zakończenie, nie mogę sobie odmówić pewnego cytatu: „Otwartość i umiejętność słuchania innych – to bez wątpienia cechuje ks. kard. Gulbinowicza. Ksiądz kardynał jest szafarzem sakramentalnych łask, rozdawcą szczodrych darów swego miłującego serca i szlachetnym synem polskiej Ojczyzny. Wielu z nas tu obecnych, ze mną włącznie, doświadczyło od księdza kardynała wiele dobra i zaufania, a dobra się nie zmierzy, nie zważy, nie opisze nawet najzręczniejszym słowem. Dobro jest wielkim darem, który można tylko mierzyć miarą serca2. Ten panegiryk jest autorstwa innego znanego hierarchy, abp Sławoja Leszka Głodzia, i da się go określić dwoma słowami – zaduch kadzidła. Tak trzymać pasterze Kościoła, a kościoły będą bardziej puste niż podczas obostrzeń związanych z pandemią.

 

Przypisy:
1 - https://wyborcza.pl/7,162657,26484969,dlaczego-w-sprawie-apostazji-niczego-nie-moge-zalatwic-on-line.html#S.main_topic-K.C-B.6-L.2.glowka
2 - https://www.radiomaryja.pl/kosciol/we-wroclawiu-sprawowano-eucharystie-z-okazji-95-urodzin-ks-kard-henryka-gulbinowicza/

 

53 komentarze:

  1. List ciotki doskonale oddaje stan umysłów sporej części Polek i Polaków. Ale co już nie będziemy się modlili za pomyślność Gulbinowicza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie będziemy się modlić za tego pana. Kuria dolnośląska właśnie przeprasza wiernych za... Gulbionowicza (sic!) tak jak Kraków przepraszał za Gowina i Ziobrę ;)))

      Usuń
  2. Ja sobie sama zrobilam apostazje majac 16 lat, bez zadnych formalnosci, konczac z uczeszczaniem na lekcje religii, chodzeniem do kosciola co i tak robilam pro forma i rzadko - co w mym zrozumieniu byloby niejako zastosowaniem sie do zarzadzen Kosciola od ktorego sie przeciez odwrocilam. W sumie czyz nie wyszlo na to samo a moze nawet lepiej bo zademonstrowalo kompletne lekcewazenie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyapostazjowałem się [wolno mi chyba utworzyć taki neologizm?] ze Świętej Mafii w 1978 roku bez jakiejkolwiek dbałości o stronę biurokratyczno-papierkową... Czym to zaskutkowało? Ano tym, że w parafii, w której mnie ochrzczono jestem odnotowany jako "kawaler"... Matka do końca swoich dni musiała wysłuchwać od kolejnych parafialnych "pasterzy" wymmówek z tego powodu... Gdzie sens, gdzie logika?

      Usuń
    2. Serpentyno:

      Takiej apostazji dokonałem w wieku dojrzałym, po starannym zastanowieniu, aby mi nie zarzucono pochopności. A mimo to zarzucano tekstami, że się na Boga obraziłem, że zawiodłem się, bo nie spełniał moich zachcianek itp. Potrzebowałem argumentów na takie zarzuty.
      Mówiąc szczerze, nie chcę lekceważyć Kościoła w sensie lekceważenia wiary. Bardziej pociąga mnie piętnowanie klerykalizmu i zakłamania.

      Usuń
    3. Janie Krystianie:

      Nie doprecyzowałeś, czy matka Cię wspierał w tej decyzji, czy miała pretensje do Ciebie. A to wydaje się dość ważne, by ocenić matki zachowanie.

      Usuń
    4. 1. Matka i Ojciec [wierzący]nie mieli tu nic do powiedzenia, znali moje poglądy [i charakter], a ja byłem dorosły, samodzielny, miałem pracę i mieszkanie.
      2. Rodzice byli na moim kościelnym ślubie [tak, kościelnym, bo dla mojej wybranki to było ważne, a ja uważałem - uważam nadal, że skoro dla mnie ślub kościelny był bez znaczenia, winienem ustąpić; to nam jakoś nie przeszkadza - za nami 55 lat małżeństwa], więc jedyne co Matka mogła zrobić to "wygarnąć" wtedy księdzu przy okazji "kolędy", że ma w kancelarii bałagan. Po prostu zaś powinności nie dopełnił "pasterz" z E***, nie przesłał odpisu aktu zawarcia małżeństwa do "mojej" parafii odległej o około 300 km od Mazur]. Następny proboszcz usłyszał podobną reprymendę a potem... Rozpadła się parafia na parafijki, bo kościoły zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu, a w każdej co najmniej dwóch "apostołów" do utrzymania i nie w głowie im było widać poszukiwanie jednej "zagubionej" przed kilkudziesięcioma latami owieczki, gdy trzeba się było zająć owocnym strzyżeniem pozostałych.

      Z Panem Blogiem...
      https://zpanemblogiem.blogspot.com

      Usuń
    5. Teraz już wszystko jasne. Jeśli to nie mój ślub, nie mam nic przeciw mieszanym.

      Usuń
  3. do poważniejszej dyskusji warto by uściślić znaczenie słowa "apostazja", ale rozumiem, że w tym momencie chodzi o konkretną, wybraną zmianę światopoglądu - odejście od chrześcijaństwa w wariancie katolickim, oraz wyrzeczenie się udziału, członkostwa w konkretnym związku wyznaniowym "K.Rz-kat"...
    i tu mnie trochę zaintrygowałeś, na krawędzi zaskoczenia, twierdząc, że tak wielu apostatów z miejsca ("lawinowo", jak piszesz) przechodzi (mentalnie) na areligijność, bezwyznaniowość, "niewierzącość"... bo przeważnie bywa inaczej, że wiąże się to najpierw z konwersją na jakąś inną religię /chrześcijańską, niechrześcijańską, czy też (najczęściej) jakąś prywatną - eklektyczną/, czasem (aczkolwiek rzadziej) też ze zmianą "barw klubowych" (związku wyznaniowego), zaś areligijność to jakby ostatni stopień rozwoju, przed którym wielu się zatrzymuje...
    ale z drugiej strony możesz mieć mnóstwo racji: wielu katolików /tak się etykietykujących/ ma sprane mózgi, postrzegają świat zero-jedynkowo i katocentrycznie, dla nich jeśli "religia" to tylko katolicka, pojęcia nie mają na temat istnienia żadnej innej religii, czy religijnych wariantów światopoglądowych i faktycznie może tak być, że odchodząc od katolicyzmu "przechodzą" od razu mentalnie na "niewierzącość"...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Piotrze, może kiedyś, dziś apostazję deklarują (nie wiem ile w tym tylko obiecanek) areligijność (nie myl z wiarą). Zresztą, co to ma za znaczenie skoro chodzi o odchodzenie od Kościoła katolickiego, nawet w przypadku konwersji? W mojej ocenie procedury kościelne są dla apostatów i konwertytów wręcz upokarzające, i chyba o to chodzi. Podejmujesz decyzję i musisz się tłumaczyć jakiemuś dupkowi, z którym nie chcesz mieć nic wspólnego, a tymczasem Kościół poza wzmianką w akcie chrztu, dalej ma cię w swoich kartotekach. Jak twierdzą, chodzi o to, aby dać ci szansę powrotu na łono tegoż Kościoła (sic!) Oni mają apostatów za idiotów i to usiłują im udowodnić tą procedurą.

      Usuń
    2. No więc Piotrze tak nie do końca to niektórym wystarczy. Niektórzy są formalistami i chcą tą zmianę światopoglądu mieć na piśmie, a kościół ma pierdyknąć pieczęć, że oni faktycznie nie mają nic z tym kościołem wspólnego. Czytając list cioci omal nie pękłem ze śmiechu, bo to tak wygląda jakby po tej listownej "ekspresji" KK powinien zaszyć się w kącie i zacząć chlipać. Nic takiego nie nastąpi. I chyba Piotrze masz rację - że ci ludzie przejdą w dużym stopniu w jakieś samowierstwo.

      Tak mnie naszła refleksja będąca trochę pochodną tematu poruszonego przez Dela - że to chyba nie jest tak, że w miejsce jakiegoś systemu który zaczyna być fundamentalny pojawia się jakiś system w pełni wolnościowy. Mam wrażenie że pojawia się coś, co z biegiem czasu zaczyna być kolejnym fundamentalizmem, opresyjnym w inny sposób... Przynajmniej tak się kończyło większość idei z założenia wolnościowych.

      Usuń
    3. Radku, mógłbyś doprecyzować, czym jest dla Ciebie system w pełni wolnościowy? Jakoś nie potrafię go sobie wyobrazić. Natomiast insynuacja, że np. liberalizm stałby się system fundamentalny i opresyjnym, jest tak karkołomna, że aż mi trudno uwierzyć, iż sam to wymyśliłeś.

      Usuń
    4. at TheLoo...
      okay, ja tylko rozszerzyłem dla wygody pojęcie religii rozumianej jako mniej lub bardziej sformalizowany system do zbioru zawierającego także wszelkie indywidualne, prywatne, często nawet jednoosobowe systemy wierzeń... masz też rację, że kościół /w tym przypadku Rz-kat./ guzik obchodzi, co się dzieje dalej z byłymi jego członkami, co najwyżej jako ciekawostka, ale w końcu to TY napisałeś swoją hipotezę na ten temat, a ja się tylko do niej ustosunkowałem...

      @Radku...
      ja też swego czasu miałem taką chwilę, gdy poczułem irracjonalną potrzebę "domknięcia" sprawy formalnie, ale zrobiłem to po swojemu, potraktowałem K.Rz-kat. jako normalną organizację taką, jak inne, wysłałem oświadczenie wypowiadające członkostwo /do kurii, do parafii chrztu i do parafii opiekującej się wyznawcami w mojej dzielnicy/...
      ale na poziomie racjonalnym nie miało to jednak sensu, gdyż obojętnie, czy zrobiłbym to po swojemu, czy "po kościelnemu", to i tak szanse na odkłamanie statystyk /na poziomie jednostki/ były bliskie zeru, a to odkłamanie było jedynym w sumie celem...
      ...
      u mnie dość szybko przeszedł cały proces (prywatnej) pełnej apostazji... najpierw było odejście od samego kościoła Rz-kat. jako dzieciak /4-5 klasa podst./, a jako młodszy małolat z dolnego przedziału /1-2 l;asa liceum/ byłem już osobą bezwyznaniową i do tego na najwyższym poziomie, bo pozbawioną chrystianocentryzmu... niemniej jednak przez kilka lat trwał okres przejściowy własnych poszukiwań, rodzaj własnowierstwa eklektycznego (w którym dużą rolę grały religie Wschodu), zanim powstał u mnie światopogląd w pełni bezwyznaniowy...
      ale to jest tylko mój jednostkowy przykład, bo można sobie też wyobrazić proces przebiegający lawinowo, wręcz naraz, odejście od związku wyznaniowego i "konwersja na ateizm" /tak to nazwę umownie, trochę po myśli pewnego ateisty, który słowem "ateizm" określa cały swój światopogląd/, to się zdarza np. u katolików po wielkiej traumie (np. obozy), gdy dochodzą do wniosku, że boga (chrześcijańskiego) nie ma, a koncepcja innego boga, o jakichś innych właściwościach nie przychodzi im do głowy...

      Usuń
    5. Mój drogi - rewolucja francuska była poprzedzona bardzo wolnościowymi postulatami, a trudno sobie wyobrazić coś bardziej opresyjnego niż kolejne dyktatury - jakobinów, więc na Twoją wątpliwość czy sam to wymyśliłem odpowiadam że taką ewentualność wymyśliła sobie historia.

      Usuń
    6. puenta:
      uważam, że formalna apostazja /na warunkach kościelnych/ ma sens (polityczny) tylko wtedy, gdy przeprowadzi się ją na skalę masową w krótkim przedziale czasu i na taką samą skalę sprawdzi, czy poszczególne parafie odnotowały to w swoich rejestrach chrztu...
      ...
      poza tym warto by poznać metodykę GUS-u, który z tego co wiem otrzymuje tylko suchą informację o liczbie ochrzczonych, natomiast nie ma w niej procentu apostatów i GUS-u za bardzo to nie interesuje... i takim sposobem żyje mit o "katolickim kraju i 90% katolików"...
      inny sposób pozyskania danych (Spis Powszechny) jest kompletnie do bani, bo praktyka często jest taka, że większość pytana o wyznanie nie bardzo wie, jak to ubrać w słowa, bardzo często odpowiedź brzmi "wierzący", ankieter odznacza punkt "katolik" i nikt nie robi z tego sprawy, a wyniki w efekcie są przekłamane...

      Usuń
    7. @Radku...
      z tą rewolucyjną zmianą (politycznego) systemu opresyjnego na (teoretycznie) wolnościowy to faktycznie tak jest (paradoksalnie), że aby obalić system opresyjny potrzeba, przynajmniej na chwilę, jakiejś dyktatury, a ponieważ władza uzależnia bardziej, niż niejeden silny narkotyk, to dyktator do jej oddania raczej się nie pali...
      podam bliższy czasowo przykład: budowę wolnościowego(???) komunizmu już w założeniach miała poprzedzić "dyktatura proletariatu"... pominę już kwestię tego "proletariatu", to dyktatura nigdy się nie kwapiła do następnej fazy komunizmu właściwego, tak jak miało być w teorii...
      ...
      za to ciekawie było z wolnością obyczajową /tą najważniejszą/, która rozwijała się ewolucyjnie, za Gierka było jej więcej, niż za Bieruta czy Gomułki, ale nadal pod ścisłą kontrolą dyktatury, na zasadzie popuszczania pary z kotła, aby zaciemnić obraz braku wolności en bloc...

      Usuń
    8. Radku, ja pytałem o to jak ma wyglądać według Ciebie system w pełni wolnościowy, a nie o to, co można z postulatami wolnościowymi zrobić. Ciągle nie chcesz zrozumieć, że Rewolucja Francuska nie miał na czym bazować, wcześniej nie było systemów opierających się na wolności. Nic więc dziwnego, ze stała się systemem terroru.

      Usuń
    9. at TheLoo...
      jednym z efektów liberalizmu /powiedzmy, że chyba wiem o jaki liberalizm Ci chodzi/ jest system wielkich korporacji, które de facto z wolnością nie mają nic wspólnego...

      @Radku, p.s...
      tak się teraz zastanawiam /oczywiście dla czystego sportu jedynie/, co będzie, gdy Marta Lempart jakimś cudem obali neokomunę i obejmie władzę, czy będzie wtedy bardziej "wolnościowo" i od kiedy? :)

      Usuń
    10. Piotrze, religię od dłuższego czasu traktuję jako zjawisko naukowe, społeczne czy tam jak zwał, bez angażowania się w fakt, na ile wyobrażenia Boga wymyślone sobie przez katolików odpowiadają rzeczywistości, choć nigdy nie miałem potrzeby wypisywania się czy manifestowania jakiejś tam swojej niewiary, czy oporu wobec tego co tam ma obecnie miejsce. Widocznie to naturalna kolej rzeczy że KK wraz z promowanym światopoglądem po prostu pójdzie sobie do lamusa.

      Usuń
    11. Piotrze, pewnie masz rację, jeśli idzie o znaczenie apostazji, jako zjawiska powszechnego (pospolitego ruszenia). Ale zejdźmy na ziemię, jestem nomen omen święcie przekonany, że większość tych deklaracji z dziś charakteryzuje słomiany zapał.

      Zaś, co do danych GUS. Są trzy mierniki. Wspomniany przez Ciebie spis powszechny, są dane samego Kościoła odnośnie religijności, wreszcie są też sondaże. Żadne z tych źródeł nie jest w pełni miarodajne, i nigdy takie nie będzie. Sprawę wyjaśniłoby proste zagranie – podatek od wiernych na rzecz Kościoła pobierany przez fiskusa. Przypuszczam, że wtedy sam Kościół zrezygnowałby z takiej procedury apostazji. Nie wyrobiłby z ilością podań o wypisanie z członkostwa i nikt nie pytałby o powody.

      Usuń
    12. Piotrze Lempart? Jaja sobie chyba robisz. To jest negatyw Kaczyńskiego, łączy ich podobny fundamentalizm tyle że skrajnie rozbieżny ideologicznie - więc ch... dupa a nie idee wolnościowe, przynajmniej nie dla wszystkich - bo to towarzystwo pierwsze co by zrobiło to wzięło garść gliny do ręki i wpakowało w pysk tym co nie gdaczą jak oni - pod pretekstem siania mowy nienawiści, idei faszystowskich albo tym podobnych bredni. W kwestiach, w których oni się poruszają autorytet starego nieżonatego pryka z kotem = sfrustrowanej lesbijki z pieskami zamiast dzieci, których po prostu nie znosi.

      Usuń
    13. Delu, skoro nie Robespierre, to może Che Guevarra, albo Castro? Dla niektórych, osadzonych w bliższej rzeczywistości to nadal wolnościowcy.

      Usuń
    14. Che Guevarra, albo Castro? Zabrakło mi tu Mao Zedonga, Pinocheta i Kim Dzong Una. Jesteś pewien, że to wolnościowcy? Mnie się wydawało, że to komuniści, a komunizm nigdy nic wspólnego z wolnością nie miał. Nawet w założeniach.

      Usuń
    15. No jak to, walczyli o wyzwolenie społecznie klasy robotniczej. :D

      Usuń
    16. Tak jak PiS walczy o prawo i sprawiedliwość :D

      Wyzwolenie społeczne to nie jest postulat wolnościowy. Komunizm walczył o dyktaturę klasy robotniczo-chłopskiej. Dyktatura wyklucza wolność.

      Usuń
    17. badania statystyczne religijności, nawet zakładając ich rzetelność i obiektywność, obarczone są pewnymi trudnościami już na starcie, z założenia, na poziomie formułowania definicji...
      na poziomie czysto prywatnym, to jeśli ktoś się deklaruje jako wyznawca jakiejś religii, to mnie to wystarczy, wg. Zasady Dostojewskiego "niech się nazywają złodziejami, byle tylko nie kradli, niech się nazywają katolikami, byle tylko byli za aborcją, etc"...
      ale to nie jest podejście naukowe, do tego trzeba ściślejszej definicji, np. "kogo nazywamy -inem, -ikiem, itp?"... ale to jeszcze nie koniec, bo to by była definicja uzgodniona w gronie naukowym, zaś ludzie mają swoje definicje, czasem bardzo nieprecyzyjne i do tego czasem ze sobą sprzeczne... to naprawdę nie jest proste opracować takie badanie...
      czy wprowadzenie podatku kościelnego załatwia sprawę?... niestety tylko częściowo... załóżmy, że takie coś wprowadzimy i już funkcjonuje, abstrahując od kwestii chwilowych zawirowań w wyniku jego wprowadzenia... efektem tego jest pewien rejestr członków zarejestrowanych związków wyznaniowych, ale po drodze sporo ludzi się gubi:
      1. zwolnieni od podatków /np. beneficjenci opieki społecznej żyjący z zasiłku, osoby zarabiające poniżej pierwszego progu, etc./
      2. osoby bezwyznaniowe /mówiąc "po Twojemu": ateiści/...
      3. wyznawcy religij zrzeszeni nieoficjalnie jedynie, "podziemnie", zaś ich związek nie jest zarejestrowany /np. pastafarianie/...
      4. własnowiercy, "wolni strzelcy", czyli ludzie wyznający jakieś swoje prywatne religie, ale nie zrzeszeni nigdzie, nie poczuwający się do członkostwa nawet w "podziemnych" strukturach, czy wspólnotach wiernych...
      te cztery punkty tworzą jedną wspólną białą plamę, do tego sporą, na pewno o kilka rzędów wielkości większą, niż margine błędu statystycznego...
      czyli ta metoda tworzenia obrazu polskiej religijności jest mocno do bani... na pewno na przykład nie dowiesz się z niej, ilu jest osób bezwyznaniowych, co chyba jest dość istotne przy takich badaniach, a co więcej w tej grupie mogą się znaleźć nie płacący podatków katolicy, ewangelicy, muzułmanie, buddyści, etc, itp będący członkami zarejestrowanych związków wyznaniowych...

      Usuń
    18. nie bardzo... jak wspomniałem powyżej, dyktatura klasy robotniczo - chłopskiej według doktryny komunizmu miała być pierwszym etapem, a wolność (ekonomiczna zresztą jedynie) miała być później... a że w praktyce ogólna kicha z tego wyszła, to już osobna sprawa...

      Usuń
    19. Tak? A ci robotnicy na przełomie XIX i XX wieku, którzy wychodzili na ulicę też mieli w głowię wprowadzenie dyktatury? Przecież to na niezadowoleniu tych ludzi wyrośli ci ich wyzwoliciele. Rewolucja kubańska miała na celu obalenie reżimu Batisty.

      Usuń
    20. Ale w sumie to by tłumaczyło też prorocze skandowanie posłanki Szlezwig Wielgus -
      Dość dyktatury kobiet...

      Usuń
    21. Idea podatku kościelnego jest prosta jak drut ;) Żaden z Kościołów czy związków wyznaniowych, który jest oficjalnie zarejestrowany nie dostaje subwencji ze skarbu państwa. Jedyne dochody pochodzą z podatku i datków wiernych, nie wykluczam też jednorazowych dotacji na jakąś konkretną działalność. Można jeszcze mówić o fundacjach zrzeszonych wokół któregoś z tych Kościołów. Tym sposobem wszystkie Kościoły obowiązuje ta sama zasada. Wszyscy inni innowiercy, niezrzeszeni w zarejestrowanym Kościele, również ateiści są poza systemem takich podatków. Powiedz mi, jaka jest różnica dla niepłacącego czy jest uznawany za ateistę, pastafarianina, podziemnego etc., skoro to prywatna sprawa?
      Kogo dany Kościół zwolni z podatków (bezrobotni, na zasiłku, poniżej progu) to dylemat tych Kościołów, a nie państwa.

      Komunizm nie zakładał nawet wolności ekonomicznej, wszystkim miało być po równo, czyli jednakowo dupiato. Dopiero radosny socjalizm coś próbował tu zmienić, ale to już nie był komunizm sensu stricte.

      Usuń
    22. Radku, to, ze Scheuring-Wielgus się pierdyknęła w przemówieniu, nie dowodzi, że w tym stwierdzeniu nie ma racji. Zgodziłbyś się na dyktaturę kobiet? Mimo wszystko, już tak poważniej, nigdy nie spotkałem się agitacją na rzecz dyktatury kobiet poza „Seksmisją” ;)

      Usuń
    23. No teraz podobno nadal jest nierówno i trzeba znów równać - z tym że już nie klasy pracujące z niepracującymi. No i tak jak porównać te wypowiedzi feministek do tamtejszych manifestów socjalistycznych to trudno dostrzec różnice. Miejsce kapitalizmu zajął patriarchalizm, czy coś w tym stylu - tak samo znienawidzony i zgniły.

      Usuń
    24. coś pokręciłeś, my nie mówimy teraz o metodzie kontroli finansów kościołów, związków wyznaniowych, tylko o metodzie badania struktury wyznaniowej na danym terenie, a to akurat powinno obchodzić naukowca, ilu (dokładnie) jest jakich "-ików", czy "-istów" i wychodzi na to, że wykorzystanie do tego rejestrów podatków kościelnych nie nadaje się do tego...
      ...
      to prawda, komunizm (w teorii) zakładał, że ma być "po równo", ale zakładał też taką ilość zasobów, aby każdy miał wolność, przede wszystkim wolność od szarpania się o środki na godne życie... niestety system okazał się niewydolny, aby takie zasoby zapewnić, więc nawet takiej wolności nie było...

      Usuń
    25. Piotrze, to prawda, pokręciłem ;)
      Tylko, że przynależność do danego Kościoła deklarujesz płaceniem podatków. Stopień Twojej religijności nie gra tu żadnej roli.

      Poraziłeś mnie tym porównaniem: komunizm – godne życie ;)))

      Usuń
    26. Radku, przesadzasz. Walka z patriarchalizmem nie jest walką o dyktaturę kobiet. Słyszałeś, co wyrabiają młode góralki spod samiuśkich Tater? One nie chcą w********ć górali, one nie chcą być przez nich bite. Mnie się podoba jedno z ich haseł: „Góralu, chcesz wpierdol? - Matka Boska” ;)))

      Usuń
    27. Delu, ale walka o godność robotników też nie była walką o ich dyktaturę. Wszystko jest niby w porządku, ale nagle trafia się jakaś Lempart i nagle się okazuje że za nią jest już tylko ściana, obalanie rządu i wypierdalanie. I spoko, jakoś szczególnie nie jestem przywiązany do obecnego rządu, ale mam wrażenie, że nie jest tak, że gorzej być nie może. Bo może. I będzie.

      Usuń
    28. Przypomnę, walkę klas może nie wymyślił, ale określił Marks. Od samego początku chodziło o dyktaturę proletariatu, władzę nad środkami produkcji.

      Wyolbrzymiasz problem Lempart, jej idee są tylko w części akceptowalne przez ogół społeczeństwa, przynajmniej w kwestii wskazującej na obalenie tego rządu. Nawet „Wyborcza” pisze, o jej postulatach (wszystkich 13): „krytycy wypominają, że żądań jest za dużo i są nierealne”. Lempart się broni, ale nieudolnie: „Niech krytycy powiedzą to ludziom na ulicy, że akurat ich postulaty są tematem zastępczym. Powodzenia”. Owszem, te postulaty są niby zasadne, ale ona nie ma takiego zaplecza, które pozwoliłoby jej stanąć na czele rządu w miejsce PiS. Nawet przy pełnym poparciu aktywnie protestujących. Reszta, czyli zdecydowana większość, nawet jeśli protesty popiera, nie zgodzi się na kolejnego fanatyka mającego mieć władzę w rękach.

      Usuń
    29. Ja się zapytam ponownie, bo chyba nie rozumiesz pewnej kwestii. Czy robotnicy wychodzili na ulicę z postulatem oddania im władzy i wprowadzenia dyktatury? Z myśli Marksa niewiele tak naprawdę większość rozumiała, gdyż nie znała nawet literek, ale znaleźli się działacze którzy im to odpowiednio wytłumaczyli. A teraz taka ciekawostka - jak już dokonano tej rewolucji, rękami tych którym najbardziej na niej zależało, wiesz co się stało? Otóż nie zniesiono klas, zostali mniej więcej w tym samym miejscu co wcześniej.

      Usuń
    30. To ja Ci odpowiem ;)))
      Dziś mało, że ludzie znają literki, to jeszcze potrafią czytać i zrozumieć, co czytają. Z tym zrozumieniem to może nie wszyscy, ale to oni stanowią gro antyaborcjonistów i przeciwników równouprawnienia kobiet.

      Usuń
    31. Jak nie zniesiono klas? Pańskie dobra znacjonalizowano (paniska musiały na emigrację albo do roboty), kułaków rozkułaczono, majątki kościelne zmniejszono, chłopom dano ziemię, a robotnikom fabryki. :))
      Wszystkim dzieciom nakazano się uczyć, objęto je ubezpieczeniem i leczeniem.
      I wcale hasłem przewodnim nie było "po równo". Było - od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb/jego pracy. :)

      No i proszę też nie zapominać o tzw. komuniźmie chrześcijańskim obowiązującym w pierwszych wiekach tej religii... :) Jakże daleko przed Marksem! :)

      Usuń
  4. Katolicy boją się kolejnej schizmy. Zupełnie niepotrzebnie. Ona już się stała. Nawet jeśli nie formalnie, to w mentalności.
    Co do Twojego proboszcza, to naprawdę pochlebiasz sobie, że jesteś dla niego problemem ;) Tak, jak i dla mojego ja. SZCZERZE i rozsądnie tłumaczyłam, czemu nie praktykuję. Pewnie takich jak ja było więcej, ale olali nas równym siurem.
    O tym, że Papież robi porządki w polskim kościele wiedziałam i bardzo na to liczyłam. Tylko, czy nie za późno? Toczy się jeszcze 11 postępowań wobec kardynałów i szafowanych przez nich łask wobec pedofilii ;) To daje wierzącym jakąś nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic sobie nie pochlebiam. Nic! Procedura apostazji wymaga osobistego spotkania z proboszczem, który usiłuje „zawrócić zbłąkaną owieczkę z niebezpiecznej ścieżki”, bo takie ma wytyczne. Ja nawet bym z nim chętnie podyskutował ;))) ale obawiam się, że mógłbym mocno zachwiać jego wiarą. Innymi słowy, to on miałby problem, gdybym się zdecydował na formalne wystąpienie z Kościoła.

      Natomiast mylisz pojęcia. Wierzący niepraktykujący to jeszcze nie apostazja. To tylko grzech, dlatego ksiądz ma prawo Cię napominać i straszyć potępieniem ;)

      Ja jestem spokojny o to, że te postępowania wobec hierarchów niczego nie zmienią w polskim Kościele. Jest przecież cała rzesza pomniejszego kleru, którzy myślą nawet bardziej radykalnie niż hierarchowie. Gorzej, to przecież wśród nich szerzy się plaga pedofilii i ortodoksji, a tymi papież się nie zajmuje.

      Usuń
    2. Nie mylę pojęć. Wiem, co to apostazja. Pisałam o innym zjawisku w kościele.

      A tzw. pomniejszy kler ma bezpośredni kontakt z wiernymi. To oni są rugani, czasem zupełnie niesprawiedliwie. Większość z nich ma pewnie dość tych hierarchów, podobnie jak ja.

      Usuń
    3. Oczywiście, że kler w większości przypadków nie zasługuje na miano pedofilów, czy li tylko na miano amoralnych. Są dwa problemy. Raz, ciężko ich odróżnić, dwa, oni sami często siebie kryją i tolerują.

      Usuń
  5. Kochana Ciociu Donatyldo, podpisuje sie pod Twoim krzykiem w strone kk. Od wielu lat nie jestem katoliczka, myslalam o apostazji, lecz zaniechalam dalszego ciagu cyrku, aby nie traktowac tej instytucji powaznie, wysylajac jej swoje oswiadczenie. A jak traktuja kk ludzie, ktorzy z niego odchodza? Jak Boska instytucje, bo jesli ja porzucaja, przestaja wierzyc w Boga. Dlaczego? Chyba dlatego, ze nie mysla, dlatego, ze kk kojarzy im sie z samym Stworca. Nic bardziej bzdurnego. Przestac byc katolikiem nie oznacza przestac byc wierzacym. Co ma piernik do wiatraka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alenko, ja ateista, pod tym listem bym się nie podpisał. Jest zbyt impulsywny, ogólnikowy i nie na temat. Wyraża li tylko nienawiść do Kościoła opierającą się na mitach, i to zdecydowanie przesadzonych. Załóżmy hipotetycznie, że chcę wystąpić z Kościoła, ale jedocześnie pozostać osobą wierzącą. Już w tej chęci jest pewna sprzeczność, ale nie będę teraz tego rozwijał. Aby uzasadnić taką decyzję musiałbym się odwoływać do spraw bieżących Kościoła (w żadnej mierze do historii). Argumentów jest wprawdzie moc (pedofilia, pazerstwo, szerzenie nienawiści przez hierarchów i pomniejszy kler, czy nawet zbyt daleko idąca ortodoksja), ale to przecież nie jest jeszcze cały Kościół. Są w Nim nurty daleko różne od tych wymienionych i nic nie stoi na przeszkodzie się do nich przyłączyć, aby je wzmocnić i tym samym próbować „naprawić” tenże Kościół.
      Innymi słowy argumentacja cioci Donatyldy mnie nie przekonuje.

      Usuń
    2. DeLu, czy wypilbys wode ze szklanki, w ktorej bylaby tylko kropelka trucizny? Myslisz, ze gdybys te krople trutki z niej wydobyl, to woda stalaby sie krysztalowo czysta i zdatna do wypicia? Historia kk siega sredniowiecza, sila tej trucizny jest niewyobrazalnie ogromna. Ciocia Donatylda o tym wie i dlatego krzyczy, bo z kim i o czym tu spokojnie, przy stoliczku z kawa sobie porozmawiac? Na przyklad ja, skromna osoba gorszego sortu - jaka mam szanse rozmowy z panem w sukience pelnej zlota i przepychu? Gdybym rozpoczela z nim rozmowe o naprawie kosciola, jak zareagowalby na te moja propozycje? :) Moim zdaniem nie ma zadnej sprzecznosci w wyjsciu z kk i wierze w Stworce. Od lat nie naleze do zadnego kosciola, jestem niereligijna, wierze w Boga wiarą biblijną. Ale ... dziekowac dobremu losowi kazdy z nas "patrzac na ten sam swiat, inaczej go postrzega". Bardzo mi sie podobaja te slowa, ta mysl :)

      Usuń
    3. Mam coś w zanadrzu o tej szklance wody z trucizną, czeka w kolejce ;) Tu może inaczej. Słyszałaś o homeopatii i sposobach produkcji ich leków? Cokolwiek o tej metodzie myśleć, dowodzi, że wszystko da się rozwodnić, nawet arszenik ;) Wprawdzie mówi się, że Kościół to wspólnota, ale dodaje się też, że jest to wspólnota różnych postaw religijnych. Ja to ujmę inną metaforą. Jeśli nie lubisz na torcie wisienki, nie musisz jej jeść, tort na tym nie straci, a Ty możesz się delektować.

      Sprostowanie, ja nie twierdzę, że przez wyjście ze wspólnoty Kościoła musisz tracić wiarę, niemniej tym wyjściem niejako stajesz „okoniem” wobec słów Jezusa, który mówi wyraźnie, że pełnia wiary odzwierciedla się w Kościele, którego On sam jest integralną częścią.
      Czy Ty masz szanse rozmawiać z „kieckowym”? Jeśli to nie purpurat, Twoje szanse są duże, wystarczy się postarać. Mnie się udało, choć tylko mailowo. Ale od razu ostrzegam nie może to być dialog w stylu ciotki Donatyldy. Też nie będziesz rozmawiać z kimś, kto na Ciebie „wyskoczy z gębą”. Przy odrobinie szczęścia, równej trafienia szóstki w Lotto, też może się zdarzyć dialog z purpuratem. ;) Kiedyś prezentowałem filmik pokazują bezpośrednią polemikę ateisty z abp Jędraszewskim.

      Usuń
    4. Nie zadałam sobie trudu wypisania się z tej instytucji, ale parafii, do której należą mieszkańcy osiedla, na którym mieszkałam jestem na czarnej liście, bo na samym początku wytłumaczyłam duszpasterzowi- domokrążcy,że nie jestem instytucją kościoła zainteresowana. I chyba było więcej takich paskud jak ja, bo w krótkim czasie przed każdymi świętami bożonarodzeniowymi wisiały na klatkach schodowych ogłoszenia, że jeśli ktoś chce by go ksiądz odwiedził "po kolędzie" to musi to sam zgłosić w kościele. A tu jestem wypisana z tej instytucji.
      Miłego;)

      Usuń
    5. Witaj Anabell ;)
      Mam za sobą jedną kolędę w nowym miejscu zamieszkania. I tu jest piękny zwyczaj, ksiądz nie wchodzi tam, gdzie drzwi są zamknięte. Ciekawe co napisze w raporcie, bo ja wątpię, czy on wie, że w tym mieszkaniu mieszka ktoś inny (nie mam wywieszki na drzwiach)?

      Usuń
  6. Rodziców i teściów już pochowałam, mam nadzieje, że mój kontakt z wymienioną instytucja już się na tym zakończy ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he. Umieszczam ten komentarz w kategorii czarnego humoru ;) Lajk

      Usuń