wtorek, 24 listopada 2020

Służąca. Hańba czy profesja?

 

  Tytułem wstępu, dopadła mnie pustka w związku z śmiercią kuzyna i jego pogrzebem. To znaczy pomysłów jest sporo, ale gdy tylko zaczynam pisać, zaraz dopada mnie taki krytycyzm, że nie kończę, a podobno prawdziwego faceta poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna. Na szczęście mam tekst, który czekał na okazję. Aby nikt nie myślał, że sam umarłem, postanowiłem go upublicznić.

  Stary i samotny już jestem, mam problemy z generalnymi porządkami, więc za radą znajomych postanowiłem wynająć raz na miesiąc osobę, która mnie w tym wyręczą. Ją wprawdzie trudno uznać za służącą, bo żarcie, zakupy, pranie i mycie garów wciąż załatwiam sam, ale to już jakby pod definicję służącej podpada. Zajmuje jej to kilka godzin, radosnych dla nas obojga, bo obje jesteśmy gadułami, ja płacę za przysługę i dostaję paragon. Zawsze daję napiwek, ale wszystko w ramach pełnej legalności i bez żadnych podtekstów.

 

  Wspominam o tym nie bez przyczyny, bo oto przeczytałem alarmujący artykuł na portalu wPolityce.pl: „GW dyskryminuje kobiety i poniża zakonnice. Czy Bodnar zajmie się sprawą?”. W nim oświadczenie zakonnic elżbietanek: „Pańskie słowa [red. Piotra Żytnickiego – dopisek mój] odbieramy jako dyskryminację kobiet i przejaw poniżania sióstr zakonnych, które żyją zgodnie z charyzmatem swoich zgromadzeń i zgodnie ze swoim przekonaniem. Pisze Pan o nas lekceważąco, wyśmiewając nas i nasze życie. Jego istotą jest modlitwa, ofiara, oddanie Bogu. Nie jesteśmy służącymi abp Gądeckiego1. Czytam w Wikipedii: „służący – pracownik, który pracuje, a bardzo często także mieszka w domu pracodawcy. Służące tym się odróżniają od niewolników i chłopów pańszczyźnianych, że otrzymują za swoją pracę i usługi zapłatę. Zwykle mogą także wypowiedzieć lub porzucić swoją pracę w dowolnym momencie2. Nie wiem na pewno, ale wydaje mi się, że Żytnicki lekko przesadził z tym określeniem służące. Właściwie one są niewolnicami w apartamentach abp Gądeckiego, bo wątpię, aby płaciłby im za usługi (pranie, sprzątanie, zakupy, przygotowywanie i podawanie posiłków) żywą gotówką. Może owa zapłata to tradycyjne „Bóg zapłać”?

  Tak się składa, że czytałem oba artykuły Żytnickiego na ten temat. W drugim cytuje słowa siostry  Remigii Soszyńskiej: „Abp Jerzy Stroba wszystko musiał mieć podane co do minuty. Był bardzo punktualny. Abp Gądecki jadł wszystko, co postawiłam na stół. W kolejkach też się nastałam, bo zawsze sama robiłam zakupy. Choć w biskupim pałacu była zmywarka, to i tak naczynia myłam ręcznie3. Czyż to nie zajęcia dla służącej? Abp Gądecki w 2006 roku dał jej medal „Za zasługi dla Archidiecezji Poznańskiej” (sic!) Nie za służbę Bogu, a za usługiwanie arcybiskupom. Czyżby nazwanie rzeczy po imieniu, zgodnie z prawdą, której tak broni Kościół katolicki było aż taką zbrodnią, że trzeba wzywać Rzecznika Praw Obywatelskich? Pozwolę sobie jeszcze na jeden cytat z artykułu w wPolityce.pl: „Oczekiwałybyśmy od rzecznika praw obywatelskich zajęcia się z urzędu dyskryminującym tekstem „Gazety Wyborczej”, a od redakcji – wyrażenia stanowiska wobec poglądów autora artykułu4. Normalnie przecierałem oczy ze zdumienia. Pierwszy artykuł Żytnickiego dotyczy abp Gądeckiego i jest de facto krytyką postawy tego hierarchy. Wątek o siostrach usługujących arcybiskupowi jest w jednym niewielkim akapicie: „Żyją w pałacach, w których siostry zakonne pracują jak służące. Jedzenie podstawione pod nos, pranie zrobione, rachunki opłacone. Czasem ruszą się [arcybiskupi - dopisek mój] na bierzmowanie, bo można zarobić. Wierni ukłonią się w pas, ucałują pierścień. Beztroska i Bizancjum5. Gdzie tu obraza sióstr zakonnych, skoro ten tekst jest wymierzony w hierarchę?

  Śmiem twierdzić z pełną odpowiedzialności, że za protestem elżbietanek stoi właśnie abp Gądecki, któremu cały artykuł poszedł w przysłowiowe pięty. Nie mając argumentów, aby go podważyć, wkłada w usta sióstr obecnie mu usługujących słowa o dyskryminacji kobiet, które są właśnie przez niego dyskryminowane. Pozwolę sobie na drobne, ironiczne pytanie – kochane siostrunie, czy wy w ogóle macie pojęcie, co to jest dyskryminacja kobiet?

 

 Przypisy:
1 - https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/525493-gw-dyskryminuje-kobiety-siostry-zakonne-pisza-do-rpo
2 - https://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82u%C5%BC%C4%85cy
3- https://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,89336,26490345,siostry-zakonne-atakuja-wyborcza-nie-jestesmy-sluzacymi.html?_ga=2.226679069.1871564098.1604347729-385883385.1604347726#do_w=45&do_v=124&do_a=424&do_t=6&do_g=4&do_s=A
4 - https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/525493-gw-dyskryminuje-kobiety-siostry-zakonne-pisza-do-rpo
5 - https://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,89336,26479213,gejowska-rozwiazlosc-na-netfliksie-czyli-jak-arcybiskup-gadecki.html

 

31 komentarzy:

  1. Motyw napisania notki jak najbardziej popieram. Należy od czasu do czasu dać znak życia, żeby Cię za wcześnie nie pochowano ;)
    Też mam pomoc, z którą jestem zaprzyjaźniona. Niezwykła kobieta. Wielu mogłoby się od niej wiele nauczyć. Ja się uczę.
    Co do sióstr...Z czegoś żyją. Z takiej pracy właśnie, jaką wykonują. Nie ma nic za darmo. I mogą w każdej chwili odejść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie wszystko się zgadza, z wyjątkiem tego odejścia. Teoretycznie jest możliwe, ale mentalnie dość trudne. Jeszcze młoda zakonnica, ale te trzy z pałacu abp. Gądeckiego? Nawet rezygnacja z pracy u arcybiskupa byłaby trudna.

      Usuń
    2. Droga Szarabajko [nie umiem się przemóc i pisać ludzkie miana z małej litery]... Gdybyś wcześniej zapoznała się ze sporym reportażem Marty Abramowicz "Zakonnice odchodzą po cichu", Twoje trzy ostatnie zdania nigdy by nie zostały napisane. Mówiąc delikatnie... są pozbawione jakiegokolwiek sensu.

      Usuń
    3. Burbnaburiaszu, ponieważ jesteś tu gościem, zamiast reprymendy pouczenie. Czynienie komuś zrzutu, że czegoś nie czytał, co Ty uważasz za ważne, jest już co najmniej nie w porządku. Zarzucanie komuś, nawet w delikatny sposób braku sensu w wypowiedzi, gdy się Go czyta pierwszy raz, i nie ma się wcześniej żadnych koneksji, to już jest cios poniżej pasa. Szarabajka ma prawo nie czytać tego, co Ty, i ma prawo mieć własne zdanie. Wolno Ci się z nim nie zgadzać, ale można to zrobić bez inwektyw.

      Usuń
    4. A w takim razie sugeruję nieśmiało Tobie zapoznanie się z terminem {treść i zakres znaczeniowy) wyrazu "inwektywa"). Nieznanej mi Szarabajce - lekturę ad rem - mimo wszystko. Za "pouczenie" oczywiście dziękuję.

      Usuń
    5. Rozpoznaj w Tobie mojego nieodłącznego trola. Wiesz czym Ci to grozi? Masz szlaban na każdy następny komentarz...

      Usuń
    6. Ośmielę wstawić za B. (za długi i za trudny ten nick, żeby pisać w całości).
      Doceń chociaż DeLu, że B. założył własnego bloga, trochę się "odkrył", a to że jest MALE, a to że mieszka w Polsce …. :)) Byłam, widziałam.
      Może też się trochę poprawił. Daj mu jeszcze szansę, proszę. :)

      Usuń
    7. Już sam fakt, że założył bloga tylko po to, aby bezkarnie bruździć po blogach już go dyskwalifikuje. On nie zamierza niczego pisać na swoim blogu, on nawet tę stylistykę poprawił tylko po to, aby móc ubliżać innym. Nie ma litości ;)))

      Usuń
    8. Ale dlaczego zaraz bruździć. Zobacz, że bez przeszkód i bez szkalowania innych komentuje u bardziej jednak, jak się okazuje tolerancyjnego i litościwego Rademenesa. :)
      A ile przy tym ciekawych informacji podaje.
      Czy Rademenesowi z tego powodu czegoś ubyło???

      Coś mi się wydaje, że Ty DeLu jesteś o niego zwyczajnie zazdrosny …. :))
      Ale cóż poradzić - Twój blog, Twoje (bezlitosne!) rządy. ;))

      Usuń
    9. Jestem niesłychanie spokojny człowiek, przecież wiesz. ;) Też kiedyś wyznawałem zasadę, że trolli trzeba ignorować. Ale na Bozię, którego nie kocham, w domu nie da się tolerować karaluchów! I popatrz co się dzieje, przez tego trolla. Na blogu Radka nie da się prowadzić normalnej polemiki. Przypuszczam, że nawet Radek traci zainteresowanie swoim blogiem. To da się wytłumaczyć jego innymi pasjami, ale żeby aż tak?

      Nie wiem czego mógłbym zazdrości trollowi? Maniakalnej chęci udowodnienia, że wie lepiej? Wszak ja tu robię to równie dobrze, jeśli nie lepiej ;))) skoro ze mną jednak chcą komentatorzy polemizować. Mój „dom” jest otwarty dla wszystkich, nawet dla tych, którzy się ze mną nie zgadzają, ale to nie goście muszą dbać o prządek w tym domu, a ja! ;)))

      Usuń
  2. Z takiej pomocy korzysta wiele osób, dając zarobić innym, a często między obu stronami nawiązuje się nic przyjaźni.
    Co do zakonnic - pracowała u nas kiedyś siostra katechetka, żywiołowa, otwarta, światła - uciekła na misję do Afryki, by przestać właśnie być służącą...
    Ciocia mojej koleżanki była zakonnicą w Poznaniu. Koleżanka była w szoku, gdy odwiedzała ciocię, panią już ponad 90 -letnią, bo gdy wchodził do pomieszczenia ksiądz, ta staruszka wstawała, kłaniała się, a gdy duchowny wyższy ranga, całowała w rękę...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już abstrahując od zakonnic, wiesz ile razy słyszałem podczas kłótni małżeńskiej: „nie będę twoją służącą!”, choć obowiązkami domowymi dzieliliśmy się po połowie?

      Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale dzieliłem zakonnice na dwa rodzaje. Pierwszy, groźniejszy, to katechetki i siostry szpitalne. Za młodu byłem w szpitalu na szkarlatynę, a wtedy gro pielęgniarek stanowiły siostry zakonne. Drugi, to takie pokorne siostry od modlitwy. Czasami chodziłem na mszę odprawianą w domu zakonnym sióstr, nie pamiętam już jakich.

      Usuń
  3. Służaca - samo słowo jest niesympatyczne oznacza relację pan(i) - sługa, a nie pracodawca - pracownik.
    Co innego pomoc domowa.
    Traktowanie pracowników to odrębna dziedzina.
    Natomiast w strukturach kościelnych - wiem że księża ślubują m.in. posłuszeństwo, pewnie zakonnice tak samo.
    Osobna działka to służba boża - w wielu przypadkach służy się ludziom, wszak Jezus powiedział - co któremuś z tych najmniejszych zroboliście, mnie zrobiliście.
    Miałem dość dobry wgląd w prowadzone przez zakonnice zakłady dla dzieci cofnietych w rozwoju i wyniosłem bardzo dobre wrażenie. 7 lat uczęszczałem do szkoły prowadzonej przez zakonnice - to samo.
    Schody zaczynają się gdy sprawa dotyczy służby dla kościelnej hierarchii.
    Wydaje mi się, że w tym przypadku występuje wyraźny konflikt interesów i zakonnice nie powinny być do tego wykorzystywane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lech

      Jako pomoc domowa u hierarchow zarabiaja. Natomiast , tak bylo w jednej z moich parafii, jako sluzba w kosciele juz niekoniecznie. Bo to bylo robione dla wspolnoty, ktora i one same tworzyly, wiec dla samych siebie i dla wspolnoty robilo sie za friko, po godzinach w czynie spolecznym. Sprzatanie kosciola, sluzba w zakrystii, dekorowanie (sluby drzewej dorzucaly za dekoracje kosciola siostrze). Posesja wokol kosciola... Podonie kiedy do sprawy byli angazowani zwykli parafianie.

      Usuń
    2. Lechu:

      Może to nie relacje, bo te zawsze są takie same, ile archaiczność tego wyrażenia. Kiedyś średnio zamożna rodzina mogła sobie pozwoli na luksus zatrudnienia służącej, dziś, w dobie automatyzacji prac domowych już bez służącej można się obejść. Miej też na uwadze fakt, że w Polsce przeżyliśmy okres radosnego socjalizmu, kiedy to relacja pan – służąca była klasyką wyzyskującej nas burżuazji.

      No właśnie, ja zaś mam w pamięci niezbyt przyjemne wspomnienia o siostrach katechetkach, choć oczywiście nie przekładam tego na wszystkie katechetki. Podobnie jak przykład sióstr boromeuszek prowadzących sierociniec na Śląsku, nie odnoszę do wszystkich sierocińców prowadzonych przez siostry zakonne. Niemniej wrażenie pozostaje.

      Bądźmy szczerzy, tańszej, dyskretniejszej i bezwzględnie posłusznej „siły roboczej” taki hierarcha nie znajdzie.

      Usuń
    3. Aniu:

      To chyba rzeczywiście jest tak jak piszesz. Choć w notce pisałem o „Bóg zapłać”, wydaje mi się, że one jednak za tę rolę jakieś tam wynagrodzenie dostają. Ale to wynika z mojego przekonania, bo nie mogę (nie chcę) sobie wyobrazić w dzisiejszych czasach niewolnictwa.

      Usuń
    4. DeLu

      Mają kasę. Nie wiem jak to wychodzi w rozrachunku z klasztorem, ale gołodupcami prywatnie nie są. Pamiętam taka siostrę na rekolekcjach, która miała świetne perfumy. I to nie z dolnej półki, wiem, bo ja na tym punkcie trochę bzika mam. Chyba ta siostra owej ziemskiej przyjemnosci też nie mogła sie wyzbyć. I widocznie stać ją było. Nie sa niewolniczo wykorzystywane, ale jak to wszedzie, bez pracy nie ma kołaczy. Zapierniczaja, jak każdy z nas.

      Usuń
    5. Aniu - jedna jaskółka wiosny nie czyni. Siostra, która bywa wśród ludzi może i tak ma, w końcu na zakończenie każdych rekolekcji jest prowadzona zbiórka pieniędzy na tacę dla kaznodziei (przynajmniej u nas tak jest). Ale czy wszędzie i dla wszystkich tak jest nie jestem pewna. Zapewne wszystko zależy od ludzi, którzy są w zakonie.
      Niedawno było chyba na Onecie o życiu w zakonie, jedna z sióstr się skarżyła, że nawet o podpaski musi się prosić i z nich rozliczać, mowy nie było o żadnych perfumach. :(

      Usuń
    6. Aniu:

      Muszą mieć jakieś legalne dochody, aby dostać emeryturę, choć to pewnie nie są kokosy. Czy to nie z Tobą polemizowałem o siostruniach i rodzonych siostrach na emeryturze? Takie dwa filmiki były...

      Tak a propos perfum. Preferowałem dla siebie STR8 grafit i diabli wzięli. Nigdzie nie ma :( A kobiety go uwielbiały ;)))

      Usuń
    7. Mario:

      Nie czytam Onetu, podobno strasznie niemiecki ;))) Ale o tej skarżącej się na ograniczenia w dostępie do podpasek to gdzieś czytałem. Choć z drugiej strony trudno im odebrać – dbają o siebie w miarę swoich możliwości. Jeszcze nie spotkałem niechlujnej zakonnicy.

      Usuń
    8. No popatrz jaki ten świat jest dziwny. Ja katoliczka "lubuję się" w niemieckich "lewackich" Onetach i tefałeanach, a Ty ateista w katolickich frondowskich witrynach. :))
      Każdy szuka czego mu brakuje??? :))

      Usuń
    9. Nie wiem jak Ty, ja szukam potwierdzenia, że mój wybór jest dobry ;) To znaczy, wiem, że jest dobry, ale po takich „ścieżkach” medialnych, nabieram przekonania, że był najlepszy z możliwych ;)))

      Usuń
  4. Siostrunie - jak piszesz - pojęcia nie mają o dyskryminacji kobiet.
    Z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego że pełnią w życiu funkcję służalczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu się z Tobą ewidentnie zgadzam. Tylko dlaczego w takim razie to larum za reportaż w GW i wołanie o pomoc Bodnara?

      Usuń
  5. "Jego istotą jest modlitwa, ofiara, oddanie Bogu. Nie jesteśmy służącymi abp Gądeckiego”. Tak zakonnice piszą o charyzmacie swojego życia zakonnego.
    Ciekawe, w której części tego charyzmatu, tj. modlitwy, ofiary, oddania (się?) Bogu mieszczą się takie sprawy jak przytoczone słowa s. Remigii Soszyńskiej (chyba prawdziwe?) o gotowaniu dla biskupów, podawaniu na stół, zmywaniu, zakupach itd.
    Dla dobra i jasności sprawy powinno się chyba podać kwestię wynagrodzenia za te prace, skoro to nie jest służba i inne informacje dot. zatrudnianych legalnie pracowników. No chyba, że siostry pracują "na czarno". :)
    Nie wiadomo co gorsze - służba czy praca na czarno. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie gorsza jest praca na czarno. Przez kilka lat, ale już na emeryturze, tak pracowałem.

      Z tych sióstr wierzę tylko s. Remigii. Przecież ona nie ukrywa nawet tego, za co medal dostała. Wprawdzie o zarobek nie wypada pytać, ale myślę, że coś jednak zarabiają.

      Usuń
    2. No to skoro pracują legalnie, pobierają za tę pracę wynagrodzenie, to o jakiej służbie czy wręcz niewolnictwie mowa?

      Usuń
    3. Ponieważ nie wiem ile zarabiają siostrzyczki u abp Gądeckiego, a piszą, że to leży w gestii ich charyzmatów, należy podejrzewać, że tę posługę traktują jako powołanie, za które nie chcą zapłaty.
      Ja oczywiście gdybam, na dwoje babka wróżyła, moja mowa o niewolnictwie jest li tylko domniemaniem ;)

      Usuń
  6. Ja już dawno wpadłam na ten pomysł. W Warszawie przychodziła do mnie przemiła Ukrainka, tu przychodzi Polka. Ale z powodu pandemii teraz muszę sprzątać sama i to co ona opędza w 2 godziny mnie zajmuje czasem i trzy kolejne dni, gdy jestem w gorszej formie. A co do tego, że są służącymi- no cóż zawsze mogły przed drugim ślubowaniem odejść z zakonu, bo po pierwszym ślubowaniu opada kurtyna i przed drugim ślubowaniem dokładnie widać czarne strony sytuacji - przestaje być miło i słodko, zaczyna się "normalne życie". I zawsze przed drugim ślubowaniem każda może odejść. Co prawda na "do widzenia" dowie się jaka jest podła i jakie to męki będzie cierpieć w piekle, ale odejść może.
    DeLu, głowa do góry, wszyscy się kiedyś spotkamy, najważniejsze, że nie cierpiał.
    Przytulam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja „służąca” nie zwraca uwagi na pandemię, z powodu której zmalało zapotrzebowanie na jej usługi. Jest w tym pewne ryzyko, ale kto nie ryzykuje ten w kozie siedzi. Na początek telefonicznie upewniamy się, że żadne z nas wśród bliskich nie ma zarażonych. Mogłaby to ukryć, ale jak mnie zarazi, straci klienta raz na zawsze ;)

      Tak nie do końca rozumiem ostatnie zdanie. Będąc zatwardziałym ateistą w żadne spotkanie „po drugiej stronie” nie wierzę. To jestem konsekwentny ;)

      Uśmiech posyłam ;)

      Usuń
    2. Ale ta moja przyjeżdża tu z Polski, więc jak dla mnie za duże ryzyko.My nie spotkamy się po drugiej stronie a po tej, tyle tylko, że raczej nie będziemy wtedy o tym wiedzieć. To jedyny mankament tego wszystkiego.

      Usuń