czwartek, 19 listopada 2020

Czysta szklanka

 


  W nawałnicy mniej lub bardziej sensacyjnych wiadomości, jakimi bombardują nas media trafiłem na artykuł, do którego nie bardzo wiem jak się ustosunkować, choć w pierwszej chwili wzbudził we mnie uśmiech rozbawienia, którego proszę nie mylić z rechotem, któremu towarzyszy pogarda. Nic z tych rzeczy, choć oczywiście jest w tym pewna doza zdumienia. A wszystko przez akcję mojej ulubionej „Wyborczej” – „Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach”. Nie bardzo rozumiem jakie są jej cele, być może chodzi o to, aby czytelnik mógł się wypowiedzieć publicznie o najbardziej intymnych sprawach. Taki moralno-obyczajowy ekshibicjonizm.

  Pewna pani wyłuszczyła swój osobisty dylemat: „Mam 50 lat i jestem dziewicą. Poznałam intrygującego mężczyznę. Nasza znajomość trwa od czterech miesięcy i nie chcę już dłużej czekać. Jak mu powiedzieć, że jestem dziewicą?1. Z miejsca odezwał się mój samczy instynkt i próbowałem sobie wyobrazić sytuację, kiedy to młoda kobieta (dla mnie pięćdziesięciolatka to wciąż młoda istota) mówi mi, że jest dziewicą i chce ze mną to dziewictwo stracić. Jak nie jestem pruderyjny i tak pewnie spłonął bym rumieńcem zażenowania. Nie, nie dlatego, żeby mnie to wyznanie zaszokowało, choć pewnie lekko by zaskoczyło. Rzecz w tym, że musiałbym się jej przyznać, iż w życiu nie miałem okazji pozbawić dziewicy dziewictwa. Zero doświadczenia w tej materii, choć „kolekcję zdobytych kobiet” uważam za bogatą. Tak się złożyło, że w okresie inicjacji seksualnej, jak i długo potem, dziewic w kręgu moich znajomych nie było, czego wcale tym kobietom nie mam za złe. Później byłem za stary i szukanie dziewic w przedszkolu mogłoby budzić pewne podejrzenia.

  Jak na ironię trafiłem dzień później na wiadomość o pewnym kaznodziei (ks. Jakub Piątkowski), który na „Tik-Toku” porównał dziewicę do czystej szklanki, z której można się z lubością napić ożywiającej wody (chyba nie miał na myśli wody święconej?). Kobiety, które współżyły z facetami przed ślubem porównuje do brudnych szklanek. Dosłownie tak: „Szklanka. Kiedyś była pełna, teraz już jest pusta, troszkę brudna. Wiele osób z niej piło. Chcesz się napić? (...) Z tej szklanki piło wielu, zostawili coś po sobie i jest pusta. A ta dziewczyna [dziewica] jest pełną szklanką i czystą”2 (sic!) Tu mi się narzuca riposta: brudne szklanki się myje, przynajmniej ja mam tak w zwyczaju. Natomiast nieużywana szklanka pełna wody z czasem może „zakwitnąć” czymś niespodziewanym. Na pewno moje szklanki, choć często używane są czyste, gdy pojawi się nowy gość. Warto też nadmienić, że nie ma bardziej dbających o higienę osobistą istot na świecie niż kobiety, nawet te, a może przede wszystkim one, które utraciły cnotę.

  Bądźmy szczerzy, ów kaznodzieja mizogin to w końcu mały pikuś. Niektórzy tak mają, że jak palną umoralniającą przypowieścią, to w pięty włazi. Ale jak przeczytałem wczoraj apel papieża Franciszka..., no wręcz mnie zamurowało. Znów muszę uciec się do cytatu: „Dzisiaj w Polsce przypada liturgiczne wspomnienie błogosławionej Karoliny Kózkówny, dziewicy i męczennicy. Mając 16 lat poniosła śmierć męczeńską w obronie cnoty czystości. Swoim przykładem, także dzisiaj, ukazuje szczególnie młodym, wartość czystości, szacunek dla ludzkiego ciała i godność kobiety3. Już pominę fakt, że utrata cnoty wcale nie wiąże się z utratą godności kobiety, ani szacunku dla ludzkiego ciała, nawet jeśli ją ktoś zgwałci. To bajeczka dla grzecznych, choć mało rozgarniętych pensjonarek katolickiego seminarium. Ale z tego apelu wynika rzecz straszna – obrona i zachowanie czystości (czytaj: cnoty) może grozić śmiercią męczeńską. I znów nie bez ironii zapytam: czyżby Kościół potrzebował cnotliwych męczenniczek, bo ma ich za mało? Czy to nie przesadza z tym heroizmem?

  Na koniec wróćmy do czytelniczki z „Wyborczej”. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak miałbym jej odpowiedzieć. Problem mnie przerasta. Odpowiada jej pani psycholog, ale na tę chwilę nie zdradzę tej odpowiedzi (w moim osobistym odczuciu jest delikatnie mówiąc pokrętna). Za to jestem ciekaw, co o tym myślą moi Czytelnicy i Czytelniczki? Jaką macie dla niej radę? Bo ona woła „ratunku!”. Oczywiście, do niczego nie zmuszam, inne komentarze też są mile widziane.

 

Przypisy:
1 - https://www.wysokieobcasy.pl/akcje-specjalne/7,174350,26491991,mam-50-lat-i-jestem-dziewica-jak-sie-do-tego-przyznac-mezczyznie.html?_ga=2.208033618.1934873336.1605468517-1739727440.1605468516#S.main_topic-K.C-B.6-L.2.glowka
2 - https://koduj24.pl/ksiadz-porownal-kobiety-do-brudnych-szklanek-wiele-osob-z-niej-pilo/
3 - https://deon.pl/kosciol/serwis-papieski/franciszek-zachecil-mlodych-polakow-do-doceniania-cnoty-czystosci,1055155

 

119 komentarzy:

  1. co poradzić takiej pani?... może po prostu aby była szczerą?... brak doświadczeń wyjdzie na jaw już przy pierwszym "praniu", a taka informacja zawczasu jest wartościowa, aby wszystko poszło okay podczas bliższego kontaktu cielesnego tej pary... chyba, że facet jest idiotą, który oczekuje za wiele mimo tej informacji, ale jak się takim okaże, to im szybciej, tym lepiej...
    natomiast jak dla mnie, to wartościowanie kobiety (jako człowieka) na podstawie ilości jej doświadczeń seksualnych jest czymś kompletnie chorym... to jest właśnie dokładnie uprzedmiotowianie kobiety, z którym to podobno /ale TYLKO podobno/ doktryna katolicka tak usilnie walczy...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta pani chyba chce być szczera, tylko nie wie jak tą szczerość wyrazić, aby się nie narazić (pytanie czym i jak?) Niemniej w tym temacie zgoda, ona nie ma innego wyjścia, powinna uprzedzić. Ja w tym widzę tylko jedno niebezpieczeństwo – brak doświadczeń, lub jak kto woli – różnica doświadczeń. Wprawdzie nic nie wiemy o tym facecie, jak tylko to, że jest intrygujący, ale skoro on w tym wieku jest też sam to chyba nie dlatego, że jest prawiczkiem.

      Co do Kościoła, ja w tym temacie widzę jedno niezrozumienie tematu, oparte na doktrynie czystości przedmałżeńskiej. Wprawdzie Biblia mówi, że kobieta cnotliwa ma większą wartość dla mężczyzny (przyszłego męża), ale jakby się zapomina, że owa cnotliwość ma swoją wartość tylko za pierwszym razem. Innymi słowy: zjesz ciasteczko i nie masz ciasteczka ;)))

      Usuń
    2. No nie tylko za pierwszym razem, ale już na całe życie... :)
      Żeby nie było jak w tym kawale. Siedzą razem przy śniadaniu leciwi już dziadek z babcią i nagle dziadek ze złością dał babci kuksańca. Ale za co, pyta babcia.
      Bo szlag mnie trafia za każdym razem jak sobie przypomnę, że ja ciebie kiedyś "bez cnoty" wziąłem sobie za żonę … :))

      Usuń
    3. Ależ Mario improwizujesz! Znam wiele wersji tego dowcipu, ale tę słyszę po raz pierwszy w życiu ;)))

      Usuń
    4. Ale przyznasz DeLu, że jakoś łatwiej będzie w kłótni mężowi wykrzyczeć do żony "ty k...o", jeśli ona rzeczywiście "bez cnoty" była mu poślubioną??? :))
      A jak sobie jeszcze zacznie wyobrażać te "słoneczka" z domówek z jej udziałem.... :))

      Usuń
    5. Mario, miałem dwie oficjalne żony i mimo napadów furii nigdy mi nie przyszło zwyzywać je w ten sposób. Natomiast znam kumpla, który w ten sposób wyraża się do żony, choć pojął ją za dziewicę, a dowodów jej zdrady nie ma.

      Usuń
    6. teoretycznie rzecz biorąc, to kobieta mająca już jakieś doświadczenia jest wartościowsza, bo więcej "umie", ale to jest nie do końca prawda, gdyż kobieta "nie-dziewica" może mieć upodobania niezbyt zgodne z gustem mężczyzny, za to "nowicjuszka" może mile tego mężczyznę zaskoczyć... w tym temacie nie ma reguł...
      ...
      za to wracając do naszej 50-letniej milfy, to ja rozumiem, że może ona obawiać się wyśmiania, ale z drugiej strony, skoro facet ją wyśmieje po takim komunikacie, to jego kandydatura do roli stałego partnera staje się mocno wątpliwa...
      ...
      a tak przy okazji, to posiadanie hymenu w nienaruszonym stanie wcale nie musi świadczyć o dziewictwie w sensie braku doświadczeń, bo jakby nie było istnieją techniki alternatywne do "coitus vaginalis"...

      Usuń
    7. Skoro mówisz o doświadczeniach, ja bym tego nie mylił z preferencjami (technikami?). Te zawsze można w jakimś sposób zweryfikować, braku doświadczenia inaczej nie wyeliminujesz niż zdobywaniem doświadczenia. Dlatego uważam, że trzeba spróbować przed ślubem. Brak zgodności nie niesie wtedy tak przykrych konsekwencji, jak po ślubie.

      Usuń
    8. "posiadanie hymenu w nienaruszonym stanie"
      Jakże to pięknie brzmi. :)) I chyba tylko PKanalia mógł tu tak napisać. :))
      Zapewne 98 % społeczeństwa (poza medykami oczywiście) nie będzie wiedziało co to znaczy, gdyby tak znienacka zapytać. :)
      My tu tak zwyczajnie: dziewictwo cnota, błona, a przecież można bardziej poetycko: hymen w nienaruszonym stanie... :)
      Człowiek całe życie czegoś nowego się dowiaduje.
      Nawet to określenie 50-letnia dziewica lepiej by zabrzmiało gdyby je zamienić na 50-latka z nienaruszonym hymenem... :)

      Usuń
    9. Mari, jesteś bezlitosna ;)))

      Usuń
    10. oczywiście TheLoo, że preferencje technik to nie to samo, co doświadczenia i mogą się zmieniać w miarę nabywania tych doświadczeń... co do seksu przed rejestracją związku mamy pełną zgodność, stoi za tym czysta logika, bo skąd człowiek ma wiedzieć, czy w związku będzie mu dobrze, skoro nie spróbował?... poza tym wiele związków zaczyna się właśnie od seksu, gdyby nie ten (satysfakcjonujący) seks, to związek by nie zaistniał...
      za to faktycznie, Maria ma trochę racji, bo na poziomie common dwuznaczność słowa "dziewica" nie jest tak istotna, aczkolwiek wiele kobiet zaczyna swoją przygodę z seksem od innych technik, niż vaginal, czasem nawet przez wiele lat nie decyduje się na tą konkretną technikę z różnych, różnistych powodów i wtedy jakoś trudno nazwać taką kobietę "dziewicą"... tak więc zasadne jest, jeśli ktoś chce doradzić coś owej 50-latce najpierw ją zapytać, o jaki rodzaj dziewictwa chodzi, w jakim znaczeniu...

      Usuń
  2. Latwo zrozumiec ze kazdy maz a nawet tylko chlopak woli dziewice ale oprocz pragnienia "byc pierwszym" jednak jestem pewna ze w gre wchodzi rowniez inny czynnik - bojazn by w porownaniu z tym innym nie wypadl gorzej, jako ze dziewica nie mialaby z kim i z czym porownywac myslac ze tak ma byc......
    I mnie bardziej sie podobaja powsciagliwe niz puszczalskie, niemniej nie upieram sie przy kompletnej wstrzemierzliwosci i niewiedzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba się trochę zagalopowałaś z tym określeniem „puszczalska”. Przypomina mi to atmosferę magla, gdzie nagminnie obgadywano nieobecne. Oczywiście, z pewnych względów jeszcze do niedawna było wręcz nie do pomyślenie, aby np. kobieta sama deklarowała chęć „pójścia do łóżka” z facetem, ale te czasy odchodzą w niepamięć.

      Składam też na karb niewiedzy związanej ze zrozumieniem mentalności chłopaków stwierdzenie, że „każdy mąż a nawet tylko chłopak woli dziewice ale oprócz pragnienia "być pierwszym" jednak jestem pewna że w grę wchodzi również inny czynnik - bojaźń by w porównaniu z tym innym nie wypadł gorzej, jako ze dziewica nie miałaby z kim i z czym porównywać myśląc że tak ma być”. Mam wrażenie, i tu od razu przeproszę za lekką ironię, że naczytałaś się tego w skarbczyku. No dobrze, nie w skarbczyku, ale w poradniku dla pensjonarek, o których wspominam w notce. Owo „bycie pierwszym”, przynajmniej w gronie moich kumpli w czasach młodości, miało taką samą wartość jak pochwalenie się wypiciem pierwszego kieliszka wódki, albo strzelenie pierwszej bramki w meczu ligi podwórkowej. Natomiast większość facetów nie boi się rywalizacji, ba!, każdy nosił dumnie podniesioną głowę, gdy odbił komuś dziewczynę.

      Tu dodam po przyjacielsku, teraz możesz mnie „zjechać” za moje poglądy ;)))

      Usuń
    2. Wyglada ze niezupelnie znasz obecny styl zycia seksualnego niektorych osob (dla scislosci kobiet ) - co innego jest miec zwiazek oparty na wzajemnej milosci, szacunku i seksie a co innego "sypiac dookola", z kim popadnie, dla sportu. Czy wiesz ze czesto tacy ludzie budza sie rano i dopiero wtedy przygladaja sie z kim spali i nawet nie znaja imienia partnera? Nastepnie kazde idzie w swoja strone, jakby nigdy nic. To wcale nierzadkie zjawisko chociaz moze go nie znasz. Jesli tego rodzaju dziewczyny nazwe puszczalskimi to wcale sie nie myle ani nie jestem "starodawna" jesli uwazam ze powinno sie szanowac swe cialo i godnosc. Zadziwia mnie tak latwe odejscie do tematu, tak daleko posunieta swoboda. Czy bylbys zadowolony gdyby Twa corka sypiala dookola, z kim popadnie? Moj komentarz nie mowi ze powinno sie byc dziewica az do slubu, mowi o rozsadnym pozyciu seksualnym.
      Wiec, jak we wszystkim, duzo zalezy ile, z kim, z jakiego powodu.
      Nie szczyce sie wiedza tematu ale na poparcie tego co napisalam dodam iz ta teorie znam z publikacji a ona wynikla z badan psychologow i seksuologow - czyli jest realna.

      Usuń
    3. Nie doprecyzowałaś w pierwszym komentarzu, co rozumiesz pod pojęciem „puszczalskie”. Ja ten epitet znam z dawnych czasów, gdy w ten sposób odnoszono się do kobiet, które żyły z facetem przed ślubem, czasami nawet nie z tym, z którym faktycznie ślub brały. W mojej cenie to określenie jest dziś archaizmem, bo teraz kobiety, które sypiają z „każdym wokoło” nazywa się dosadniej i wulgarniej – dziwkami.

      Aby sprawa była jasna, nie propaguję metody „każda z każdym i kiedy popadnie”. Też uważam, że trzeba się darzyć szacunkiem do samego siebie, i to dotyczy również mężczyzn, choć akurat o takich facetach mówi się niewiele, lub prawie wcale. Mam tylko pretensje o to, że w dalszym ciągu próbuje się nam wmówić wyższość czystości przed ślubem, co zakrawa na kpinę z naturalnych potrzeb człowieka. Jeśli ktoś ma ochotę na tę „czystość” nic mi do tego, gorzej, gdy się nią szafuje bez zastanowienia.

      Usuń
    4. nie wiem skąd się wzięło to idiotyczne przeświadczenie, że singiel(ka) miewająca przelotne przygody jest pozbawiona/y zdolności selekcji i sypia "z kim popadnie"... owszem, zdarzają się czasem seksoholiczki/cy mało wybredne/i w doborze partnera/ki, ale to nie jest wcale zbyt liczna grupa... w większości przypadków określenie "puszczalska" jest po prostu kłamliwe i krzywdzące...
      natomiast wiele osób szafujących epitetem "puszczalska" lub dosadniejszym robi to albo z zawiści /kobiety/ o bogatsze życie erotyczne, albo z frustracji /mężczyźni/, że taka kobieta nawet na niego nie spojrzy...
      zaś co do słowa "dziwka" /lub mocniejszego/ to czasem tak się określa prostytutki, co jest akurat błędne, gdyż prostytutka gra uczciwie /chyba że okradnie klienta/, za to na epitet zasługuje np. żona w małżenstwie "z rozsądku", która udając miłość do męża de facto kocha jedynie jego pieniądze...
      natomiast co do czystości, to higiena to podstawa i myć się powinien każdy, obojętnie, czy przed ślubem, czy po ślubie, czy nie mając ślubu, a także będąc singlem/singielką...
      p.jzns :)

      Usuń
    5. Zarówno określenie "puszczalska" jak i "dziwka" mają charakter pejoratywny, bez względu na to, której kobiety dotyczą. Paradoksalnie słowo "amant", "zdobywca niewieścich serc", choć określa dokładnie to samo, ma znaczenie pozytywne, a nawet wręcz gloryfikujące. I bądź tu mądry ;)))

      Usuń
    6. brak symetrii w traktowaniu językowo kobiet i mężczyzn jest niestety faktem, np. takie słowo jak "jebaka" mimo ironicznego zabarwienia w ogólnym bilansie jest pozytywne... ale "dziwkarz" już brzmi trochę gorzej, bo sugeruje marny gust takiego pana, "erotoman" zaś brak kontroli nad sobą... nie zrównoważy to jednak mocy epitetów kierowanych w stronę pań...

      Usuń
  3. No tak, pięćdziesięcioletnia dziewica- może być to dla niej wielce niemiłe doświadczenie. Osobiście wysłałabym tę panią do ginekologa,(wszystko jedno jakiej płci) który wprawnym okiem oceni czy nie należy wcześniej pomóc naturze skalpelem, jako że w tym wieku tkanki mają minimalną elastyczność i ten pierwszy raz może być wielce skomplikowanym procesem. Tak zrobiła moja koleżanka, która w wieku 45 lat była jeszcze dziewicą. Lekarz wystawił jej zaświadczenie, że dokonał chirurgicznie nacięcia błony ze względów bezpieczeństwa. A o tym fakcie moja koleżanka poinformowała swego męża dopiero po pierwszym razie. Ale znam też inny przypadek- dwuletnia córeczka mojego kolegi spadła z motocykla, bo wlazła na niego gdy stał na podwórku i gdy spadła okazało się, że mocno krwawi- miała pęknięte krocze i trzeba było je zszywać. Dobrze że nie trzasnął przy okazji odbyt. Dziecko wylądowało w szpitalu na operacji i szpital wystawił małej zaświadczenie, że błona dziewicza uległa unicestwieniu z powodu wypadku.
    Stara jestem, a ciągle nie mogę zrozumieć dlaczego faceci wymagają od dziewczyn dziewictwa a sami świeci nie są.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ten skalpel to całkiem niezły pomysł...

      Mówisz o garstce facetów zarażonych Biblia ;)) Ja tam z tym nigdy nie miałem żadnych problemów. Natomiast przypominam sobie kilka historyjek z nieodległej starożytności, że rodzice „załatwiali” swoim synom kurtyzany, aby stracili swoją prawiczość, co dowodzi jak ta moralność stale ewoluuje ;)

      Usuń
    2. DeLu

      "Mówisz o garstce facetów zarażonych Biblia ;))"

      Ty na tle kosciola masz jakas pomrocznosc czarna. Pamietam kiedys tam, rozmowy z dwoma niezaleznymi od siebie, nie przynalezacymi do kosciola, znajomymi. Jeden 28 latek i ... bach- przytrafila mu sie dziewica. Opowiadal, ze byl mile zaskoczony.
      Drugi ciut starszy, na imprezie zakrapianej westchnal i z zalem stwierdzil , ze obecnie wszystkie kobiety to qr**; bo dziewic we wspolczesnych czasach jak na lekarstwo.
      Jak dla mnie to tylko i wylacznie sprawa wychowania. Moga byc tak wychowani ci zarazeni Biblia, ale niekoniecznie. Wszak wszelkiej masci burkow, meskich koltunow, jest ci u nas dostatek . :))

      Usuń
    3. Aniu:

      Jeśli mowa o pomroczności jasnej, nigdy tego nie kryłem. Są dwie główne płaszczyzny owej pomroczności (jest też trzecia, dla mnie najważniejsza). Są nimi klerykalizm i swoiste podejście do seksualności. Wyobraź sobie, że ja dziś czytam taki tekst: „Pamiętam jak ksiądz nam wmawiał, że miesiączka to płacz niespełnionej (bo nie zapłodnionej) macicy” – to za oko.pres.pl (sic!) Tego to największy idiota by nie wymyślił, to trzeba być porypanym księdzem katechetą.

      Ale i do Twojego przykładu mam zastrzeżenia. Piszesz: „bach - przytrafiła mu się dziewica. Opowiadał, że był mile zaskoczony”. Zastanawiałaś się, jakie wnioski z tego da się wyciągnąć? Skoro on mówi o zaskoczeniu to znaczy, że nie miał z tą dziewczyną wcześniej żadnych relacji. Nie wiedział, że jest dziewicą! Ot, zaliczył bliżej nieznaną dziewicę. Wprawdzie zaznaczasz, że nie był katolikiem, więc ja Ci powiem, że takich katolików znałem na kopy, bo wtedy, gdy miałem 28 lat, niewierzących czy innowierców ze świecą było szukać. Podobnie z tymi, którzy nawet o swoich żonach mówili per ku..a. Cóż, ja również piszę, że w tym wieku też miałbym problem znaleźć dziewicę, stąd wzmianka o przedszkolu, niemniej nie traktuje ich jak prostytutki.
      Nieśmiało dodam, że kobiety też nie mają do siebie sentymentów, i też są to katoliczki. ;)))

      Usuń
    4. Nie u ciebie to juz pomrocznosc czarna:)

      " „Pamiętam jak ksiądz nam wmawiał, że miesiączka to płacz niespełnionej (bo nie zapłodnionej) macicy” – to za oko.pres.pl (sic!) Tego to największy idiota by nie wymyślił, to trzeba być porypanym księdzem katechetą."

      Wszedzie trafic mozna na dziwnych ludzi, w kosciele tez, znam bardzo dziwnych nauczycieli, ksiazki o ich dziwnosci mozna pisac. Znam dziwnych- niefachowych lekarzy; tez mozna niezle elaboraty o naprawie lecznictwa i obslugi lekarskiej opisywac... wszedzie zanjdziesz jakies kwiatki, dziwnosci, dziwne opowiesci...
      Ty na punkcie kosciola masz pomrocznosc czarna:)) Juz gorzej chyba byc nie moze.

      "Zastanawiałaś się, jakie wnioski z tego da się wyciągnąć? Skoro on mówi o zaskoczeniu to znaczy, że nie miał z tą dziewczyną wcześniej żadnych relacji. Nie wiedział, że jest dziewicą! Ot, zaliczył bliżej nieznaną dziewicę."
      Dokladnie. Zaliczyl blizej nieokreslona dziewice, a ona najprawdopodobniej chciala byc przez niego "rozdziewiczona" (?).
      Spotykalam zaplakane z powodu swego dziewictwa 17 latki, ktore rozpaczaly ze juz chyba dluzej tego nie zniosa i zalicza rozdziewiczenie w kiblu na dyskotece.
      Fajnie jest przezyc swoj pierwszy raz w jakiej super atmosferze z mezczyzna wartym zachodu, ale ... jest, jak jest i kiedy chodzi o seksualnosc we wspolczesnych czasach to czasami mysle, ze to chore czasy. Jezeli 17 latke trzeba przekonywac, ze jej dziewictwo to nie choroba i zaden balast i warto jeszcze poczekac na dogodniejsze okolicznosc na przezycie swego pierwszego razu, niz dyskotekowy kibel to ja wysiadam. Brak mi argumentow.

      " Wprawdzie zaznaczasz, że nie był katolikiem, więc ja Ci powiem, że takich katolików znałem na kopy, bo wtedy, gdy miałem 28 lat, niewierzących czy innowierców ze świecą było szukać."

      Teraz takich pierdzieli jest na peczki i to wcale nie pod szyldem "katolik", bo katolicy sa na wymarciu- pisze tak oczywiscie, aby sie tobie podlizac. Po prostu szyld nie ma tu najmniejszego znaczenia. Kiedys nazywal sie taki ktos "katolikiem" a wcale nim nie byl... teraz legalnie moze nim nie byc. Odczepic szyldzik i zyc po swojemu :)) Po prostu meska natura bez wzgledu na przynaleznosc do partii, swiatopogladu, wyznania....

      "Nieśmiało dodam, że kobiety też nie mają do siebie sentymentów, i też są to katoliczki. "
      A ja takie bez sentymentow to znam wlasnie niekatoliczki. Moje kumpele katoliczki sa wlasnie z sentymentem:)

      Usuń
    5. Jestem do zgody, niech będzie pomroczność czarna ;)))

      Ja się z Tobą zgodzę, wielu, nawet słynnych osób gada czasami głupoty (np. krzyk zamrożonych zarodków - Gowin), ale będę szczerzy, takiej jeszcze nie słyszałem.

      Proponuję Ci zastanowić się nad jeszcze jednym: skąd takie zwyczaje się biorą? Moja osobista teoria: im większa ideologizacja cnotliwości bez możliwości zweryfikowania (np. przez edukację seksualną), tym silniejsze działanie na przekór. „Za moich czasów” ;) dziewictwo miało swoją „wartość” i nikt nie robił z tego problemu. Owszem, większość z nas (chłopaków) marzyło o tym, aby przestać być prawiczkiem, ale większość z nas nie wyśmiewała dziewic. Nie wiem jak to traktowały wtedy dziewczyny, ale nie spotkałem się z takimi, które chciały z byle kim i byle gdzie. A teraz najważniejsze, na lekcjach religii w ogóle tego tematu katecheci nie poruszali. Nikt dziewczynom nie nakazywał naśladować Maryi dziewicy.

      Nie użyłbym określenia katolik, gdybyś sama nie zaznaczyła, że rozmawiali dwaj nieprzynależni od Kościoła ;))) Czyli gdybyś sama „szyldu” nie przypięła.

      No widzisz jakie mamy ograniczone pole eksperymentów. Ja w swoim życiu obcowałem tylko z katoliczkami. Sentyment u nich był ci bardzo ograniczony... ;)

      Usuń
    6. Takie z nich katoliczki jak ze mnie siostra zakonna. Matki i babcie kazaly to chodzily co niedziela do kosciola. Kazali w papierach wpisywac wyznanie to wpisywaly "kosciol rzymsko-katolicki"...
      Kiedy zas chodzi o owa sfere sekusalna to we wspolczesnych czasach wspolczuje tej 50 cioletniej dziewicy.
      Czasy dla dziewic sa obecnie koszmarne:))

      https://www.fakt.pl/wydarzenia/swiat/dziewczyny-sprzedaly-swoje-dziewictwo/jtgsnwq#slajd-1

      Moze owej 50sieciolatce podpowiedziec o kolekcjonerach dziewic? Moze to cos pomoze?
      https://dziennikzachodni.pl/mam-13-lat-sprzedam-dziewictwo-ile-kosztuje-dziewictwo/ar/3425069

      W telewizorni leca seriale w stylu reality show gdzie kamery sprzedaja seksualne wyczyny uczestnikow takich programow.
      To sa czasy pozwolenia na wszystko, niszczenia tabu, sprzedawania intymnosci... wszystko na sprzedaz. Z pewnoscia wynik katolickiego wychiwania ( podpowiadam cobys nie zapomnial dorobic teorii)
      Napisz tylko, ze to katolicy wszystkiemu winni.

      Usuń
    7. Stawiasz mnie w kłopotliwej sytuacji, bo faktycznie musze się odnieść do Biblii w związku z tymi dwoma linkami. ;)))

      Pamiętasz kto sprzedał pierworództwo za miskę soczewicy? Bez tego nie byłoby przepięknej przypowieści religijnej z morałem. Znalazłbym kilka innych, np. kiedy to ojciec sprzedawał własne, cnotliwe córki zbójom, za to, by dali spokój gościom (historia Sodomy). A Ty masz pretensje, że dziewica sprzedaje cnotę za grubą kasę ;)))
      No dobrze, to może jest szyte grubymi nićmi, może przedobrzyłem, ale przypomnę Ci w takim razie inny chrześcijański zwyczaj, jak dla mnie jeszcze bardziej kontrowersyjny. To rodzice płacili facetowi wianem, za to by nie tylko pozbawił ich córkę cnoty, ale by i sobie z nią „dowolnie używał” na wieki wieków amen. Byle tylko oni nie musieli jej utrzymywać. Dodam, że uczucia wtedy w ogóle nie wchodziły w rachubę.

      Wiesz Aniu, świat był, jest i będzie dziwny, i bez względu na to jakie dziwactwa będą toczyć nasze życie, ono i tak pójdzie do przodu swoim własnym szlakiem. Droga może wyboista, ale wszelkie ekstremy przemijają. Handel cnotą też przeminie, bo przez większość, w tym i przeze mnie, nie jest aprobowany.

      Usuń
    8. Mowisz mi o swiatowych tradycjach?
      O zamierzchlych czasach zwiazanych z takim a nie innym poziomem swiadomosci ludzi, z ich obyczajowoscia? Z wiazaniem stop kobietom w buddyzmie bo taki a nie inny byl kanon kobiecego piekna? Mowisz o epoce zbieractwa , zbierania dobr, w ktorych i kobieta byla traktowana jak przedmiot?
      O czym ty DeLu prawisz? Ty wszystko pod chrzescijanstwo podciagniesz.
      Wyobrazam sobie taka dyskusje madrych glow- antropologow kultury, wsrod nich siedzisz i ty i zaczynasz te swoje madrosci o chrzescijanstwie, bo to wszystko przez owa ideologie na swiecie. To sie robi u ciebie juz tak jak na zasadzie gadek dziadkow w kolejkach: "Panie dzieju bo ci komunisci...", "Panie dzieju bo te klechy...", " Panie dzieju a te feministki!..."
      Moze dorob teorie, bo w sumie na taka czekam, jak to poprzez trzymanie nas w sidlach chrzescijanskiego pojecia grzechu ludzie sie nareszcie wyzwolili i piernicza...Teraz to se wlasnie luzuja obyczajowo, a co? Nie wolno im? Kto poranionemu zabroni?

      Usuń
    9. I chodzi mi tez o to, ze kiedys ludzie nie znali sie na psychologii. Nie wiedzieli wtedy tyle o psychice czlwoieka co my obecnie. Nie rozumieli pojecia krzywdy wyrzadzanej kobiecie. Krzywda bylo bycie nieczulym na niedole wdowy i sieroty. Kobiety nie mogly wowczas pozostawac bez meskiej opieki... Nie rozumieli czegos takiego jak potrzeby dzieci, psychika kobiety- swiat byl wowczas meski i podstosowany pod mezczyzn.
      Obecnie zyjemy w innje swiadomosci, z inna wiedza. z rozroznieniem psychik dzieci, kobiet imezczyzn... i nadal takie dziwne obyczajow rzeczy sie dzieja.

      Usuń
    10. Wbrew pozorom, nie wszystko, tylko Ty tak tę dyskusję ciągniesz, że czasami muszę się odwołać ;)

      Ale powiedz mi w takim razie, teraz już całkiem na poważnie, na czym oprzeć tę dzisiejszą moralność? Możemy uciec np. do „wstrętnych lat 60/70”, kiedy to przez świat przetoczyła się rewolucja obyczajowa. Ale od razu rodzi się pytanie, jakie były jej motywy i czy to był marksizm, czy może bunt przeciw zastanej, skostniałej pruderii, pod otoczką której, i tak toczyła się moralna „zgnilizna”, choć przypudrowana? Czy wtedy młodzi wymyślili coś nowego? Nie, nic nie wymyślili, przestali tylko udawać.

      Właściwie teraz nie dzieje nic innego. Kolejny bunt przeciw narzuceniu jakichś dziwacznych rygorów, już by Cię nie drażnić, nie napiszę, przez kogo inspirowanych. Ostrzejszy niż ten z lat mojej młodości, bo też metody narzucania nowej, konserwatywnej moralności stają się coraz bardziej restrykcyjne. Dlaczego protest kobiet nie wybuchnął na „zgniłym” Zachodzie, ale akurat tu w Polsce? Chyba możesz sobie sama odpowiedzieć. Że nas to przeraża? Musi przerażać, bo dla nas to jest całkiem nowe, i jednocześnie niezrozumiałe, ale uwierz mi, wcale nie jestem przekonany, kto tu ma rację. Może być, że i ortodoksi (moralni), problem w tym, że ja kompletnie nie mogę pojąć ich celów. A skoro ich nie znam, nie rozumiem, tym samym nie przemawiają do mnie ich argumenty.

      Niemniej spróbuj na ten cały zamęt spojrzeć z pewnej perspektywy. Ja pamiętam swój bunt młodości, podobały mi się idee pełnej swobody, i obyczajowej, i kulturalnej. Co mi z tego zostało? Ciekawe wspomnienia i zdecydowane ostudzenie tamtych zapałów. W pewnej chwili zdajesz sobie sprawę, że chciało się utopii. Owszem, mam inne spojrzenie na wolność, różną od tej dawnej, ale równie mocno skrępowaną własnym sumieniem. Rzecz w tym, że tego nie da się narzucić kolejnemu pokoleniu czczym gadaniem. Oni sami to powinni doświadczyć. Za jaką cenę? Im większy bunt, tym i większa cena.

      He, he, udało mi się uniknąć słowa „Kościół” ;)))

      Usuń
    11. "Właściwie teraz nie dzieje nic innego. Kolejny bunt przeciw narzuceniu jakichś dziwacznych rygorów, już by Cię nie drażnić, nie napiszę, przez kogo inspirowanych."

      Ale jakich rygorow? Co jest wedlug ciebie tym rygorem? Dla zoofila rygorem bedzie gadanie, ze z koza nie mozna. Dla nekrofila, ze z trupem nie mozna, dla pedofila ze z dzieckiem nie mozna...
      Obecna cywilizacja narzuca mnostwo rygorow... Dla 17 stolatki nie przygotowanej do pierwszego razu rygorem bedzie gadanie kolezanek w kiblu, ze jak to tak? Jeszcze jestes dziewica? Toz to presja mlodziezowego srodowiska taka, ze hej. Niezly rygor.
      O jakich rygorach ty tu prawisz?
      Dla kogos nieobeznanego z calujacymi sie na ulicach chlopakami , rygorem bedzie uznanie takiego widoku w przestrzeni publicznej, bo jak nie uznasz to nie dostajesz do danego spoleczenstwa.

      Nie znosimy owych rygorow bo co , bo chrzescjanstwo nas tak a nie inaczej uksztaltowao? A moze po prostu wiedza ludza idzie tak do przodu , ze to ona pokazuje wytyczne gdzie ow rygor powinien byc zachowany , a gdzie nie. Moze rozwoj cywiizacyjny tak postepuje? A ty ciagle z ta swa nuda- kosciol, kosciol, kosciol...
      Jezeli kosciol gos tam gawedzi a do tego sa ku temu przeslanki naukowe, to czemu wbijac ludziom w czambul ze to beee... bo kosciol tak mowi?

      Usuń
    12. I tu Cię mam niczym w bokserskim narożniku. Wyłuszczasz mi jakieś problemiki o kiblu, że to niby powszechny rygor, tymczasem nie zauważasz kilku bardziej znaczących problemów: zakaz aborcji, śmieszna (cudaczna) indoktrynacja na lekcjach religii, czy wreszcie ten najgorszy – wyszukiwanie śmiertelnych wrogów chrześcijaństwa.

      Otóż, problemik „kibla” istniał od zawsze, choć przybierał różne konteksty i formy. Dowodzi tego nauka Kościoła, która zawsze największy problem widziała w seksualności. Ona na tym punkcie się zafiksowała tylko dlatego, że ten problemik towarzyszył nam od zarania dziejów. Ileż to dzieł teologicznych napisano o cnotliwości, a przecież gdyby problemiku „kibla” nie było, nie byłoby o czym pisać, nie byłoby się czym zajmować.
      Zastanawiasz się czy to nauka przypadkiem rygoru nie wprowadza? Otóż Aniu, nauka, poza filozofią, która nie opiera się na empirii, w ogóle zagadnieniem moralności się nie zajmuje. A z czego wywodzi się filozofia? Przez piętnaście wieków kształtowała ją religia chrześcijańska i na dobrą sprawę wciąż ma na nią olbrzymi wpływ. Prawdę mówiąc, gdzie nie kopniesz, tam zawsze znajdziesz odrębne zdanie Kościoła, który chce wszędzie narzucić swój rygor. Ma nawet pretensje do nauki, że w swych badaniach nie szuka pierwiastka Boga.

      Masz rację, nie znoszę rygorów. Żadnych rygorów! Niemniej nie ma problemu dostosować się do tych, które mają sensowne uzasadnienie (np. poruszanie się po drogach wg przepisów, choć nie raz noga aż się domaga naciśnięcia pedału gazu na ful). Ale jeśli się ktoś domaga czystości seksualnej, bo podobno tego chce jakiś wyimaginowany Bóg, który na domiar wszystkiego obdarzył człowieka seksualnością, większą niż wszystkie inne gatunki na ziemi – to dla mnie jest to kompletnie bez sensu. Ja mam swoje własne sumienie, które decyduje o tym, co jest dobre, a co złe, i nie potrzeba mi do tego enigmatycznej idei nieba i piekła. By częściej wybierać dobro, nie trzeba mnie straszyć tym kochającym mnie Bogiem.

      Usuń
    13. "I tu Cię mam niczym w bokserskim narożniku."

      Wcale sie nie czuje jakbym byla w narozniku. To twoje poczucie , nie moje. Mnie rozdraznia cos wlasnie takiego, tylko ze na odwyrtke u ciebie:
      "(..) czy wreszcie ten najgorszy – wyszukiwanie śmiertelnych wrogów chrześcijaństwa."
      Nie szukam smiertelnych wrogow chrzescijanstwa, wedlug mnie to ty krzyczysz wszem i wobec: "Chrzescijanstwo to nasz smiertelny wrog!".
      twoje teksy o tym swiadcza, ow caly blog... jeden wielki krzyk: "chrzescijanstwo to wrog!". Nie widzisz tego?

      "Otóż, problemik „kibla” istniał od zawsze, choć przybierał różne konteksty i formy."
      Problem kibla istnial od zawsze, ale powiedz szczerze, ok to sprawa? Dla mnie OK kiedy w tym kiblu , oprocz checi defloracji jest jeszcze jakies uczucie, a nie zwykly zabieg z byle kim. Ow kibl odzwierciedla wowczas jakosc tego wszystkiego. I zeby nie bylo DeLu, to wcale nie taki jednostkowy problemik wsrod dorastajacej mlodziezy.
      Z tym istnieniem od zawsze... patrzysz na swiat historie oczetami jakiejs tam swojej moralnosci, ale nie zawsze ow symboliczny kibel byl owym kiblem. Jeszcze raz wroce do moich wczesniejszych wypowiedzi kiedy to w cywilizacjach pierwotnych pod wzgledem seksu bylo cos na miare "robta co chceta". Z koza - nie ma sprawy, z trupem - nie ma sprawy, maz na wojnie to kobieta jako recepte dostaje przyzwolenie lekarskie na kochanka...

      " Otóż Aniu, nauka, poza filozofią, która nie opiera się na empirii, w ogóle zagadnieniem moralności się nie zajmuje."
      Ale bardzo mocno na nia wplywa. Powiedzmy sobie o takim rozwoju nauk o czlowieku. Kiedy przesledzi sie wiek rozwojowy dziecka, jego potrzeby ( co drzewiej miejsca nie mialo) to dochodzimy do wniosku ze seks doroslego czlwoieka z dzieckiem ( ustalamy tu granice owej dzieciecosci) jest szkodliwy i moralnie nie do zaakceptowania. Ustalamy spoleczna norme moralna gdzie cos jest karalne - szkodliwe i nie do zaakceptowania. Dlaczego drzewiej zoofilia byla czyms do przyjecia, a obecnie... no niestety- patologia ci to? Bo co? Bo chrzescijanstwo? A moze rozwoj nauki i wiedzy na temat swiata zwierzat i seksuologi czlowieka? Laczenie sie miedzygatunkowe- miedzy swiatami. Wiadomosci na temat pojec: emocjonalnosc, uczuciowosci czlowieka i emocjonalnosci swiata zwierzat.. Dopisz sobie co chcesz.

      "Ale jeśli się ktoś domaga czystości seksualnej, bo podobno tego chce jakiś wyimaginowany Bóg,(...)"
      Nie czlowieku ... ty jestes swiat meski. Inaczej podchodzisz do wielu spraw. Sluchaj i innych. Nie mam nic przeciwko s3ksualnosci czlowieka. Kosciol bardzo poblazliwie podchodzi obecnie do owych obyczajowych zmian zwiazanych z zamieszkaniem przed slubem, z seksem przed... szczegolnie kiedy mlodzi káplani o tym gawedza.
      Teraz bedzie moje prywatne zdanie, z tego co mialam w szkole z dzieciakami, albo wsrod dorastajacych dzieciakow w sasiedztwie, w rodzinie... Wole model, kiedy ktos zacheca 17 latke do przeczekania i znalezienia tego wlasciwego, bo seksem w kiblu- na chybcika -zrobi sobie jeszcze psychiczne kuku. Niz takich doradcow, ktorzy zbagatelizuja sprawe i powiedza jej: "idz w to... w koncu bedziesz miala to za soba. A jak ci sie jego facjata nie bedzie podobac, to mozesz ja gazeta nakryc"



      Usuń
    14. Charakter mojego bloga jest taki a nie inny, bo wynika z moich zainteresowań. Mógłbym się skupić na operze, ale je mi zamknęli ;))) Poza tym, temat opery nie prowokowałby tak interesujących polemik. A życie jest piękne dlatego, że zderzają się w nim rożne opinie i poglądy.

      Nie jestem moralistą i nie zamierzam nim być. Oczywiście, mam swoje zdanie w tym temacie, tylko nie chciałbym go nikomu narzucać. Otóż, skoro problem „kibelka” istnieje, i to nie tylko w życiu dziewcząt, nie sposób go potępiać w czambuł, tylko dlatego, że mnie się nie podoba. Myślisz, że mnie nie dotyczył? Dotyczył i to jak najbardziej, a nawet brutalnie. Dopadła mnie seksualność i nie wiedziałem, co z nią zrobić. Z osobistych względów nie myślałem o prostytutce, bardziej o dziewczynie, która zgodziłaby się na seks bez zobowiązań. Nie wiem czy to na szczęście, czy nieszczęście, takiej nie znalazłem, dopiero po poznaniu dziewczyny, w której się zakochałem, mając już na karku 19-ty rok życia problem się rozwiązał. A teraz znamienna dygresja: czy myśmy się wtedy naprawdę kochali uczuciowo? Dziś bym za to głowy nie dał, bo zdecydowanie później udało mi się przeżyć uczucie zdecydowanie wznioślejsze. Wiesz dlaczego? Bo miałem już doświadczenie emocjonalne, którego też nie nabędziesz z dnia na dzień.

      To nie nauka ma wpływ, a nasz do jej zdobyczy stosunek. Nie wiem po co uciekasz się do tej zoofilii? Chyba tylko dlatego, że chcesz krzyczeć. Nie chcesz abym krytykował Twoje chrześcijaństwo. Ale skoro dotykamy uczuć, sfer emocjonalnych i moralno-etycznych, nie sposób uciec od etyki chrześcijańskiej. Jak to się dziś mówi, ona się mocno w nas zakorzeniła. A jej ogólnym przesłaniem jest powściągliwość seksualna, nawet jeśli jacyś pojedynczy kaznodzieje starają się być nowocześni. Mam Ci przypomnieć wideoklip Szustaka, kiedy to potępia w czambuł nawet współżycie małżeńskie, jeśli nie jest nakierowane na spłodzenie dziecka?

      Piszesz: „Wolę model, kiedy ktoś zachęca 17 latkę do przeczekania i znalezienia tego właściwego, bo seksem w kiblu- na chybcika -zrobi sobie jeszcze psychiczne kuku”. Nie chcę wpływać na Twój model, ale jeśli Ty uważasz, że da się znaleźć tego właściwego przez czekanie, to ja Ci powiem, że to się może skończyć jeszcze większym „kuku”, niż owo na „chybcika”. Wiesz ile zamężnych kobiet nie wie, co to jest orgazm, bo go nigdy nie doznało? To były te, które czekały na tego właściwego. Umówmy się, że spełnienie seksualności to nie jest szczęśliwy los na loterii. Szczególnie dla kobiet.

      Usuń
    15. "Mógłbym się skupić na operze, ale je mi zamknęli ;)))"

      Powiadaja, ze ten sie smieje, kto sie smieje ostatni. Taki usmieszek mi tu prezentujesz jak zaklopotany chlopczyk- jakbys byl przybity do naroznika na bokserskim ringu. Juz sobie wyobrazam twoj niesamoiwty wysilek w temacie: "jakby tu wyjsc na swoje?". Bo ciebie argumenty malo obchodza , chcesz byc WIELKI w dialektyce.
      A wiesz , ze gdybys zaczal o operze to czulabym sie zobowiazana do podciagniecia w danej dziedzinie wiedzy? Traktowalabym ciebie jak chodzacego guru, szlabym jak owca za miszczem- tylko obys mnie na manowce nie wyprowadzil. Tak jak to masz we zwyczaju robi z ludzmi w temacie "chrzescijanstwo".

      "Otóż, skoro problem „kibelka” istnieje, i to nie tylko w życiu dziewcząt, nie sposób go potępiać w czambuł, tylko dlatego, że mnie się nie podoba."
      Alez ja go nie potepiam. Natomiast twoje podejscie do tematu mowi mi cos w stylu, ze jednak nie moga te dwa swiaty (kobiecy i meski) zejsc do pewnego konsensusu.
      Zanim o niemoznosci znalezienia konsensusu, to najpierw o twoim osobistym przykladzie.
      Ty mi mowisz o dorastaniu chlopaka, ktory notabene byl moralnie w porzadku bo ( zaznacze to wielkimi literami) , NA SZCZESCIE POCZEKAL DO MOMENTU POZNANIA DZIEWCZYNY, W KTOREJ SIE ZAKOCHAL, choc obecnie uwazasz, ze to z miloscia nic wspolnego nie mialo. Na tamten jednak czas , na poziom twojego owczesnego rozwoju, byla to sprawa wielce w porzadku. Calusa bym ci wyslala, ale... moze lepiej cie za bardzo nie rozpieszczac? Poza tym biorac pod uwage twoja wczesniej reprezentowana nam na blogu wstydliwosc, powstrzymam sie.

      Usuń
    16. W sprawie porozumienia stron:
      Jak napisales... chciales seksualnej realizacji z kobieta ( dziewczyna), ktora nie oczekiwalaby zobowiazan. Miales 19 lat i chciales seksu. Meskie ci to- co nie znaczy, ze zle. Spojrzmy na pryzmat twoich czasow. Dziewczyna potrzebuje spelnienia uczuciowego. Spelnienie emocjonalno- uczuciowe goruje przed seksualna realizacja. Chce milosci, uczuc w pierwszej kolejnosci, nie zas seksu. Choc seks moze do tego prowadzic. W najgorszym przypadku , po kiblu, sprawa sie konczy, mu ulzylo i w jego zalozeniu jej powinno tez, czyli zrobili sobie dobrze. A tu ups, bo ona czeka na kontynuacje uczuciowa, a on jezeli czeka na jakakolwiek kontynuacje to wtedy, kiedy znowu najdzie go ucisk nasienia w krzyzu i nie bedzie w poblizu innej dziewczyny godnej uwagi. Wtedy telefon do reki i na seksualne pogotowie, czytaj do tej, ktora weszla w uklad w kiblu. No jezeli i ona ma meskie podejscie do tych spraw to... sukces realizacji seksualnej gwarantowany, albo i nie...
      Ja to byc moze ciutke wyolbrzymiam, ale tak to w ogolnym zarysie wyglada.
      Teraz owe podejscie do seksu. Kobiety i mezczyzni roznia sie w danym temacie i chyba tego nie trzeba ci mowic. Inne sa tez potrzeby mlodych dziewczyn, inne pan doswiadczonych. Takich po przejsciach i takich , ktorym udalo sie z fajnym facetem i w sferze emocjonalnej zaszczytowac. Wez prosze owe szczytowanie w sfere emocjonalna ciut inaczej, niz rozumie to meski swiat. I pomimo tego, ze feministki walcza z meskim swiatem, probuja robic w nim miejsce dla kobiet, to w dziedzinie seksu przoduje meskie podejscie do tych spraw. Kobiety niejako przechodza w tym wszystkim na meska opcje.

      "Nie chcę wpływać na Twój model, ale jeśli Ty uważasz, że da się znaleźć tego właściwego przez czekanie, to ja Ci powiem, że to się może skończyć jeszcze większym „kuku”, niż owo na „chybcika”."
      Nie przez czekanie. Przez wychodzenie do ludzi i poznawanie ich... nie przez krycie sie w domciu pod koldra, ale wchodzenie w relacje. Tylko na boga jakos z glowa, nie z d*pa do tych spraw trzeba probowac podchodzic.

      Mialam taka kolezanke, ktora lubila tak wlasnie gadac;" Do lozka trzeba isc z glowa, nie z d**pa."
      A jakiego fajnego faceta przydybila. Pamietam, ze niewielu bylo wsrod mezow moich zameznych kumpel takich, ktorzy nie robili "propozycji" ich niezameznym kolezankom. Ten wlasnie do takowych nalezal. Ja sie np.: w jego towarzystwie czulam bezpiecznie, jako i inne, niekoniecznie swiatobliwe kolezanki.

      Usuń
    17. ;))) Nie, nie czuję się przybity do narożnika, wkurza mnie fakt, że zafundowano mi zbyt długą przerwę. Z narożnika mógłbym się nie podnieść, tu sobie obiecuję spontaniczną ucztę po przerwie.
      Zrozum, ja nie mam najmniejszej ochoty być czyimś guru, nie mam najmniejszej ochoty nikogo namawiać do polubienia opery, a nawet do przyjęcia ateizmu, czy mojego podejścia do moralności. Natomiast dziwi mnie Twój zarzut, że jestem głuchy na czyjeś argumenty. Gdybym był głuchy, nie reagowałbym na nie w żaden sposób. Mogłabyś gadać jak dziad do obrazu. Pozostaje tylko kwestia tego, na ile są mnie w stanie przekonać. Czy mam do Ciebie pretensje, że nie dajesz się przekonać moim? Tak tylko pytam ;)

      Niby dlaczego nie mogą dojść do konsensusu? Ja cię zapewniam, że w kilku przypadkach mi się udało, co niekoniecznie znaczy, że przez łóżko. Równie często zdarza mi się nie znaleźć wspólnego języka z facetami (patrz: Radek). Nie robię z tego tragedii. Jesteś pewna, że to moje czekanie wynikał z przekonania? Ja bym to prędzej określił mianem „braku okazji”, przy czym owa okazja, to nie byle kto, i nie byle jak. Nie obraź się, ja myślę, przypuszczam, że natrafiłaś na kilka przypadków „kibla” i tak Cię to zbulwersowało, że przenosisz to na wszystkie nastolatki. Tak to przynajmniej wygląda z Twoich rozmyślań. Ale całusa bym przyjął, aż tak wstydliwy nie jestem ;)))

      Tej seksualnej realizacji oczekiwałem dużo wcześniej niż 19-latek. Widzisz, dlatego tak długo czekałem, że dotarło do mnie, że dziewczyna to nie facet i do seksu potrzebuje czegoś więcej, a ja tego więcej nie umiałem zaoferować. Pozostaje pytanie czy wszystkie dziewczyny muszą chcieć tego „więcej”? Jak tak spojrzeć na moją siostrę w tym samym wieku, a była tylko o rok młodsza ode mnie, to mam poważne wątpliwości. Nie, nie mam zamiaru nazywać jej „puszczalską”, nie mam zamiaru jej oceniać, tylko jej poszło jakby łatwiej. Gdy ja miałem swój pierwszy raz, ona była już matką, z własnej nieprzymuszonej woli. A kiedyś mi w przypływie szczerości wyznała, że lubi zabawę w te klocki. Przypomnę, był przełom lat 60/70. Wiesz, ja to oceniam w kategoriach temperamentu, przy czym nie mam nic przeciw ubarwianiu go uczuciami.

      Skoro wspomniałaś o tej koleżance, zdradzę Ci jeden sekret. Wśród moich kumpli była rozpowszechniona pewna symptomatyczna groźba. W olbrzymim skrócie: należało się wystrzegać panien polujących na męża. Pójdziesz z taką do łóżka i już masz przechlapane, bo powie ci, że jest w ciąży, więc musisz się żenić. Ja to traktowałem tak jak dziś traktuję groźbę wiecznego potępienia, ale... Spodobała mi się dziewczyna, która dość szybko, gorzej, za szybko jak na moje standardy, zaczęła mówić o seksie. Zerwała znajomość, bo jakoś tak ociągałem się z tym łóżkiem. Po niespełna roku spotykam ją na mieście w..., w zaawansowanej ciąży (nie, nie ze mną). Ponieważ wtedy wierzyłem w Boga, wieczorem dziękowałem Mu za to, że mnie natchnął ostrożnością ;)))

      Usuń
    18. Dobra, niech stanie ze to calusek w czolko:) Poslyam wiec.
      Do konsensusu dojsc pomiedzy swiatami moze wtedy, kiedy facet zrozumie, ze kobieta to troche inne stworzenie i karmi sie uczuciami. I jezeli faceci przestana swirowac z seksem. Sa tez swirujace kobiety , ale jednak kobiecej psychice potrzebne sa uczucia. Twoja siostra nie swirowala chyba na prawo i lewo? Smiem przypuszczac, ze naszlo ja to z tym jednym z ktorym zaszla w ciaze. A jak to bylo to tylko ona, i moze ty wiesz.


      " Widzisz, dlatego tak długo czekałem, że dotarło do mnie, że dziewczyna to nie facet i do seksu potrzebuje czegoś więcej, a ja tego więcej nie umiałem zaoferować."

      O Matko! Swiety jestes.. blogoslawiony pomiedzy niewiastami:)) Prawdziwy feminista. Taki ktos o kim filmy amerykanskie mozna ogladac. Amerykanskie bo polskim produkcjom do tego jeszcze daleko.
      Wlasnie ogladam na Stopklatka taki film. Facet ( Amerykanin, zeby byla jasnosc) po akcji lozkowej mowi kobiecie, ze chce czegos wiecej, a ona, ze nie tak sie umawiali:)) On kobiecy, ona meska... Role sie tam poodwrocaly.
      Panie dzieju, wszystkiemu winny feminizm:)) Prawda jednak jest, ze wiekszosci kobietom chodzi o stabilizacje uczuciowa i uczuciowa realizacje. Stad to dazenie do posiadania rodziny, wypelnienia tego dziecmi... kobiecy swiat:))

      Usuń
    19. A liczyłem na całus w policzek. W czółko babcia mnie całowała na dobranoc, pod warunkiem, że paciorek odmówiłem ;(

      Przecież przez Ciebie teraz przemówiła sfanatyzowana feministka! ;) Taką katolicką feministką, które ostatnio się uzewnętrzniły w mediach katolickich. Jak facet przestanie świrować za seksem, to co? Raz na miesiąc przestanie Cię boleć głowa i będzie seks, oczywiście po bożemu? A potem się dziwić, że facet robi skok w bok. Jeśli facet ma się wyrzec temperamentu, to niech kobieta wyrzeknie się romantycznych uczuć. Będzie tak uwielbiane i propagowane przez Kościół białe małżeństwo ;))) Tylko kto będzie tę dzietność podnosił?
      Moją siostrę już zostawmy w spokoju, pewnie ją uszy pieką ;)

      Daleko mi do świętego ;))) Odbiłem sobie z nawiązką to czekanie ;)
      Nie oglądam amerykańskich filmów. Tam nawet w łóżku masz do czynienia z patriotyzmem ;) Ostatnio oglądałem końcowy fragment ostatniego Rambo. Okazało się, że ten Stalone najbardziej kochał córkę, oczywiście taką ojcowską miłością. Za to, że mu ją zabili niemal wszystkich meksykańskich mafioso wykończył. Sam w pojedynkę ;))) Jak bozię nie kocham, wolę już ruskie romanse w stylu „Szkarłatne żagle” (tytuł ruski „Алые паруса” wersja z 1961 r. już w kolorze). Mniej propagandy było.

      Usuń
  4. "Problem mnie przerasta"
    Nie bardzo rozumiem dlaczego. Ani to Twój problem DeLu, ani Cię nikt nie pyta o radę czy jakieś "działanie" w tym zakresie. :)
    Problem nie jest w tym kawałku błony dziewiczej (jeśli rzeczywiście przeszkadza można go w ostateczności usunąć u ginekologa), problem jest w psychice.
    A tak naprawdę uważam, że ten "temat" to jest taka podpucha GW. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełna zgoda, faktycznie to nie mój problem. Ale prawdę mówiąc nie wiedziałem o możliwości tego zabiegu u ginekologa. Ty i Anabell mnie uświadomiłyście. Człowiek się uczy całe życie ;)

      Nie wiem, czy to podpucha, nie śledzę tego działu GW na bieżąco. Ubolewam tylko, że wprawdzie ułamkiem tematów, niemniej zbliża się do brukowców.

      Usuń
  5. „Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach” wydaje mi się być, choć nic o tej akcji nie wiem, jakimś pokłosiem "Czułego narratora" Tokarczuk.

    Gdybym tak po koleżeńsku rozmawiała z czytelniczką GW, to zwróciłabym jej uwagę, kto w relacji intymnej (jeśli są równolatkami) może mieć prawdziwy problem. I żeby przypadkiem nie obarczała wtedy "winą" siebie. Skoncentrowanie się na błonie dziewiczej, która być może wcale nie być problemem, donikąd nie prowadzi. Jeśli dobrze się znają i naprawdę chociaż lubią, to pewnie podzielili się swoim życiorysem i historia o tym, że nigdy nie spotkała mężczyzny, z którym zdecydowałaby się podjąć współżycie, może wypłynąć w sposób naturalny, bo też naturalna jest. Różnie się ludziom życie układa. Jest duża różnica w takim poinformowaniu partnera, niż przeprowadzenie stresującej rozmowy z "jestem dziewicą" w temacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jesteś pierwszą, która zajrzała w link ;) Stąd pierwszy komentarz zbliżony treścią do wypowiedzi psycholożki. Spokojnie, nie mam Ci tego za złe.

      Mogę za to wyłuszczyć, co w tym mnie mierzi. To nie jest żadna porada, bo przecież ta kobieta pyta wyraźnie: „Jam mu mam powiedzieć, że jestem dziewicą?”. Otóż cnota, którą tak pielęgnowała, na ten moment stała się problemem nie tylko natury biologicznej ale i towarzyskiej, bliskiej relacji z facetem, który ją pociąga. Co jej da podzielenie się życiorysem, skoro ona nie jest, nie może być pewna tego, jakich przeżyć dozna? A z tego, co ja wiem, nie każdy pierwszy raz kobiety musi się zaliczać do udanych. Młoda kobieta ma czas, by seks polubić (to niezbyt szczęśliwe określenie, ale inne teraz nie przychodzi mi do głowy), w wieku pięćdziesięciu lat może być z tym problem nie tylko dla niej. Bo wiesz, dla faceta informacja, że coś nie wyszło, to nie jest budująca, optymistyczna i zachęcająca wiadomość. No chyba, że facet jest mistrzem w swoim fachu i szybko zatrze pierwsze wrażenie ;)

      Usuń
    2. Nie zaglądałam do linku. Nie zamierzałam też stawiać się na miejscu psycholożki, bo nie mogę. Nie wiem, jaki zawarły kontrakt, jaki naprawdę był problem tej klientki. Pod tym pytaniem mogą kryć się bardzo różne obawy, nie tylko ten, którego się można domyślić. Bo można się źle domyślić.
      Życiorys w moim rozumieniu, to nie coś w rodzaju urodziłam się itd. :) Przecież o czymś osobistym rozmawiają, czyli o swoim życiu właśnie. Co jej to da? To, co dla kobiety najważniejsze: pewność/ufność, że będzie mogła na nim polegać. Wierz mi, dla większości kobiet (które znam) akurat to jest najważniejsze. Udany sex jest mile widzianym dodatkiem ;)
      Do linka zajrzę przy okazji.

      Usuń
    3. Nie będę się upierał przy linku ;) Po prostu Twój komentarz jest podobny w treści do tego, co mówi psycholożka.

      Nie chcę się chwalić, ale wydaje mi się, że znam kobiety. Zgodzę się z Tobą, że dla nich najważniejsza jest więź na poziomie uczuciowy (między innymi zaufanie, ale to też jakby drażliwy temat, bo mam swoje wątpliwości, co do zaufania). Natomiast nie do końca się zgodzę, że seks dla kobiet jest li tylko dodatkiem.

      Usuń
    4. Przeczytałam link. Jestem rozczarowana Twoją oceną. Nie widzę żadnego podobieństwa w naszych wypowiedziach. Porada, czy jak to nazwać, pani psycholog jest z rzędu tych poprawnie gazetowych i oceniam ją tak, jak Ty ;)

      Co to znajomości kobiet...Wiesz o nich tyle, ile Ci powiedziały lub pokazały ;) Znasz pewnie takie przysłowie jeszcze z pokolenia naszych babć: chop musi wszystko zjeść, ale niy musi wszytskego wiedzieć. I tak właśnie jest :)

      Usuń
    5. Nie napisałaś dosłownie to samo, przekaz jest ten sam – skupienie się na wzajemnej relacji i zaufaniu, a gdy się je ma, można powiedzieć wszystko, nawet, że jest się dziewicą. Ty zaś piszesz: „Jeśli dobrze się znają i naprawdę chociaż lubią, to pewnie podzielili się swoim życiorysem i historia o tym, że nigdy nie spotkała mężczyzny”. Widzisz w obu przekazach jakąś różnicę?

      Mogę powiedzieć, że znam kobiety, bo spotykałem i te w pełni otwarte, i całkowicie zamknięte w sobie z całym spektrum pośrodku, i aby jasność, nie twierdzę, że z każdą spałem. Dość powiedzieć, że po dłuższej chwili rozmowy łatwo się zorientować, na co w stosunku do której mogę sobie pozwolić. Mogę założyć, że pewnie się czasami pomylę, ale jak do tej pory trafiło mi się to niezwykle rzadko, a jeżeli już to na plus kobiety. I to nie ma nic wspólnego z ich wartościowaniem.

      Usuń
    6. Różnica jest ogromna: psycholożka kładzie akcent na dziewictwie jako problemie, ja zaś przygotowałabym ją na to, że problemy mogą mieć obie strony. To nie jest to samo, DeLu.

      Mężczyźni są przewidywalni w swoim przekonaniu, że wszystko wiedzą lepiej. Nawet to, co to znaczy być kobietą. I właśnie tę pychę wykorzystują kobiety. Niefajnie, ale tak jest. I niech zostanie. Przez to jesteście i przewidywalni i łatwo sterowalni.

      Usuń
    7. Przez Ciebie już enty raz czytam wypowiedź tej psycholożki ;)))

      Czytam (psycholożkę): „Proszę pamiętać, że to wyłącznie pani decyduje, ile chciałaby powiedzieć partnerowi o sobie. Oczywiście jest to nierozerwalne z zaufaniem, jakim pani darzy swojego partnera, i intuicją, która podpowiada pani, że partner uszanuje ten ważny moment w pani życiu”.
      Czytam (Ciebie): „Jeśli dobrze się znają i naprawdę chociaż lubią, to pewnie podzielili się swoim życiorysem i historia o tym, że nigdy nie spotkała mężczyzny, z którym zdecydowałaby się podjąć współżycie, może wypłynąć w sposób naturalny, bo też naturalna jest”.
      Jeśli w tych dwóch opiniach jest jakaś różnica, to niech mi dziób rozerwie ;)

      Ale przecież z kobietami jest dokładnie tak samo. Też są przekonane, że znają facetów na wylot, a nawet więcej, bo i zawartość portfela i telefonu komórkowego ;)))

      Usuń
  6. Prostaczek - Pupil Pana B.19 listopada 2020 17:58

    Pięćdziesiącioletnia ...hmmm... Zakładam,że nigdy nie trafiła na ...księdza...

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli dla KK jest bardzo czystą szklanką...ciekawe jak nazywa się faceta, a tym bardziej księdza, który wielokrotnie przed ślubem "umoczy"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imbryczkiem z ukruszonym dziubkiem?

      Usuń
    2. Trudno mi porównać księdza do szklanki. Prędzej do dziuba, który moczy w tej szklance ;)

      Usuń
  8. Przypowieści o szklankach nie kupuję. Można mnożyć historię o szklankach ze skazą, o szklankach tak brzydkich, że wstyd na stół postawić, i tak dalej i tak dalej. Ale po co?

    Ale sorry, w przypadku Kózkówny, która została zarżnięta jak zwierzę przez usiłującego ją zgwałcić ruskiego żołdaka, utrata cnoty wiązała się z utratą nie tylko godności, ale i życia, być może bez względu na to, czy usiłowałaby uciekać. Tymczasem napisałeś to tak leciutko, jakby gwałt - jak każde siłowe upokorzenie i poniżenie nie polegał na naruszaniu czyjejś godności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówić czekałem, aż się do tego wątku przyczepisz ;)

      Więc panie Radku, to jest tak, że jak jest wojna, to są i ofiary w ludności cywilnej. Z tego powodu jestem pacyfistą, co zawsze podkreślałem. Więc wpierw należałoby potępić wojny. Narzuca się jednak pytanie, czy tylko błogosławiona Kózkówna była ofiarą wojny? Chyba się ze mną zgodzisz, że nie była jedną, i niejedną cnotliwą. Problem w tym, że jak wynika z zeznań po oględzinach zwłok – nikt jej nie zgwałcił. Została brutalnie pobita i zadźgana szablą. Na mój rozum, gdyby ten ruski żołdak chciał ją zgwałcić, to by ją zgwałcił i dopiero później zabił. Ruscy nigdy nie mieli z tym problemu. Jak zeznali chłopcy obserwujący początek zajścia, ona od początku stawiała opór żołnierzowi, a zarzut, że chciał ją zgwałcić jest domniemaniem, choć nie przeczę, że prawdopodobnym.

      Ale problem z Kózkówną jest inny i wcale nie chodzi o nią. Dawanie jej za przykład heroizmu w obronie cnoty w czasach, kiedy nie ma wojny, już w założenie jest chory, bo dotyczy – dziewictwa przed ślubem, co nie ma żadnego związku z tą błogosławioną. Żadnego.

      Usuń
    2. taa, gdzie drwa rąbią tam wióry lecą... Ale chodzi o słowa " że utrata cnoty wcale nie wiąże się z utratą godności kobiety, ani szacunku dla ludzkiego ciała, nawet jeśli ją ktoś zgwałci", które moim zdaniem są dalekie od prawdy. Godności człowieka uwłacza wiele rzeczy, które mogą obniżyć jego wartość w jego mniemaniu. Myślę że gwałt stoi bardzo wysoko w tej hierarchii, nienależnie co o tym myślisz.

      Nie wiem czy o to dokładnie chodziło. Istotą tej sprawy jest jednak zamach na nią, jej życie i ostatecznie mord, a nie parcie na to, by zachować czystość przed ślubem. Myślę że chodzi o szacunek do siebie i swego ciała, a z tym różnie bywa.

      Usuń
    3. Mam przyjaciółkę zgwałconą w młodości, dziś jest osobą wykształconą i mężatką. Sam gwałt był traumą, ale jeszcze większą przyznanie się do niego, bo to były takie czasy, kiedy właśnie wokoło ględzono o godności i szacunku, tak jakby ona była winna temu gwałtowi. Mógłbyś mówić o utracie godności i szacunku gdyby została prostytutką, więc lepiej tymi pojęciami nie szastaj. Sam gwałt jest ohydny, ale nie ma związku z cnotą. Utrata cnoty w czasie gwałtu to najmniejszy problem, to tak jakby w czasie napadu ktoś wybił Ci przy okazji zęba.

      Pytanie, czy w wyniku gwałtu ofiara może stracić szacunek do siebie? Może, ale to wynika z chorych uwarunkowań kulturowych. I nie zapominaj, że papież Franciszek nie kieruje tych słów do zgwałconych dziewic, a do tych, które powinny pielęgnować cnotę do czasu ślubu. Więc o czym my mówimy?

      Usuń
    4. Uważasz najwyraźniej, że osoba którą ktoś prześladuje, gwałci, czy zmusza do czegoś, nie ponosi uszczerbku na swej godności, tylko dlatego, że nie jest w stanie przeciwdziałać skutecznie przemocy. Ciekawe podejście, ale obawiam się mimo wszystko, że to tak nie działa. Nie wierzę - że gdyby ktoś Cię spoliczkował w sklepie i napluł w twarz (nie musiałby nawet wybijać zęba), spokojnie dokończyłbyś zakupy i poszedł jak gdyby nigdy nic do domu, bez poczucia upokorzenia. Na wartość człowieka w jego własnym mniemaniu wpływa bowiem też to, jak traktują Cię inni, nie trzeba być prostytutką żeby mieć z tego powodu traumę. W zasadzie nawet nie bardzo rozumiem co ma wspólnego przykład prostytutki, nie każda musi uważać, że jej zawód uwłacza jej godności - a jeśli tak jest to sporo z nich jest przymuszana do tego zajęcia różnymi okolicznościami, albo przez różnych ludzi.

      Oczywiście że tak. Gdyby tak nie było, kobiety nie wahałyby się zeznawać przed sądem, ani zgłaszać takich spraw. Każda przemoc i jej ulegnięcie odbija się na godności człowieka, dziwię się, że to bagatelizujesz. No i właśnie, o czym mówimy... Czytałem artykuł - wypowiedzi pracowników "Pontonu" z grupy wsparcia - czyli tzw. edukatorów seksualnych. Zaobserwowali pewien dziwny, nasilający się trend - dzwonią do nich nastolatki, które skarżą się, że seks nie sprawia im spodziewanej przyjemności. Dlaczego? Otóż nie rozumieją, że powinien on opierać się przynajmniej na jakiejś bliskości osób, a nie ograniczać się do mechanicznego aktu, dokonanego byle gdzie i byle jak i byle z kim po to, żeby "mieć z głowy", albo nie odstawać pod względem doświadczenia od rówieśników. Jeżeli uważasz, że widok jak podchmielona dziewczyna "obsługuje" na tyłach dyskoteki na kolankach chłopaka, którego imienia nie będzie nazajutrz pamiętała, jest ok, a edukacja powinna się ograniczać do tego, żeby w ferworze nie zapomnieli użyć gumki, a w razie czego ona mogłaby się szybciutko wyskrobać - to moim zdaniem społeczeństwo rozwija się w nieciekawym kierunku.
      Więc oczywiście można sobie robić podśmiechujki z tego dziewictwa do ślubu, ale warto się też pochylić nad drugą stroną medalu.

      Usuń
    5. Gdybyś Radku przeczytał uważnie mój komentarz znalazłbyś tam określenia „gwałt jest traumą”, czy „sam gwałt jest ohydny”, więc mój stosunek do takiej przemocy, jak i każdej innej, jest jednoznacznie potępiający. Insynuowanie mi czegokolwiek innego, jest z Twej strony nadużyciem. My się rozmijamy w rozumieniu pojęcia godność i szacunek. Wyjaśnię:
      Godność to poczucie własnej wartości i szacunek dla samego siebie, przy czym podkreślam owo „szacunek dla samego siebie”. To za sprawą zaszłości kulturowej przyjęto uważać, że gwałt odziera z tej godności i szacunku do siebie, i dlatego wciąż w powszechny użyciu jest określenie, że kobieta zgwałcona to kobieta zhańbiona, kobiet drugiego sortu. Tymczasem, jeśli kogoś tu coś hańbi to czyn gwałtu gwałciciela, a nie jego ofiary. Innymi słowy, jeśli ofierze trudno pozbyć się traumy samego gwałtu, to tu tylko pomoże uznanie, że wciąż mimo gwałtu jest godną i pełną szacunku, nie tylko samej dla siebie, ale i otoczenia do niej. Jest wciąż kobietą pełną wartości, nawet jeśli ją ktoś pozbawił dziewictwa. Tymczasem wciąż pokutuje mniemanie, w którym błona dziewicza urasta do rangi warunkującej prawo do godności i szacunku. Przecież to jest chore.

      Jak bardzo rozmijamy się w pojęciu godności, świadczy Twój wtręt o sądzie. Otóż z tym wahaniem się jest bardzo różnie, czego dowodzi dość powszechna praktyka. Wiele zgwałconych kobiet nie chce nawet dociekać sprawiedliwości, w nie do końca fałszywym przekonaniu, że bardziej niż sam gwałt hańbi ją śledztwo i przewód sądowy. Mało, że musi opowiadać ze szczegółami moment gwałtu, to jeszcze musi się tłumaczyć, że to nie jej wina, że ktoś ją zgwałcił. Totalne pomieszanie z poplątaniem.

      Po co ten wtręt o „Pontonie” nie do końca rozumiem, przecież nie mówimy o edukacji seksualnej, a o błonie dziewiczej i jej rzekomo „uświęconej” wartości. Ale skoro poruszyłeś... Skąd się bierze rozczarowanie, jeśli nie z rozmijania się oczekiwań z praktyką? Zapytam więc, skąd ta różnica? Ano dlatego, panie Radku, że brak jest właściwej edukacji seksualnej. Tobie wydaje się, że ta ma dotyczyć technik współżycia, tymczasem tu jest też mowa o nawiązywaniu właściwych relacji przed jego rozpoczęciem. Od księdza na lekcji religii młodzież się tego nie dowie, bo tam uznaje się, że te relację są możliwe tylko w sytuacji, gdy związek jest uświęcony świętym węzłem małżeńskim zawiązanym przed kapłanem. Pozostaje więc najczęściej mitologia seksu propagowana przez pornografię i sensacyjne relacje rówieśników, co tyle ma wspólnego z rzeczywistością, ile biblijny wieloryb z rybą. I proszę po raz wtóry, nie przypisuj mi postaw, które sobie li tylko imaginujesz.

      Wreszcie ostatnia sprawa – rzekome podśmiechujki z dziewictwa. Nigdzie nie napisałem, że dziewictwo należy wyśmiewać. Mnie w tym temacie (notki) bulwersuje wypowiedź papieża, który traktuje błonę dziewiczą niby napletek Jezusa. Natomiast zdumiewa pięćdziesięcioletnia cnotliwa kobieta, bo to jest przypadek zdecydowanie odosobniony, choć może nie aż tak bardzo jak ciele o dwóch głowach, bo wszak mamy zastępy sióstr klasztornych, ale one, siostry zakonne, w dziewictwie mają jakiś zbożny cel, którego nie sposób przełożyć na normalne życie.

      Usuń
    6. Oj,żebyś się DeLu nie zdziwił z tymi zakonnicami. :)
      Zakonnica też człowiek i swoje różne potrzeby może mieć. :)
      Tak jak i cnotliwa 50-latka zdarzyć się może. Co więcej, jeśli kobieta dobrze się prowadziła od początku, to wręcz cnotliwa być powinna. :)
      I jeszcze na koniec "w temacie" - podobno "prawdziwa cnota krytyk się nie boi". :)))

      Usuń
    7. Prawda, mogę się zdziwić, ale nie zamierzam sprawdzać na ile cnotliwość zakonnic jest prawdziwa. Wprawdzie z ograniczonym, ale zawsze z zaufaniem spoglądam na te niewiasty, jako cnotliwe służebnice pańskie ;)

      Natomiast mam poważne zastrzeżenia do określenia „dobrze się prowadzić”. ;) Wynika z tego, że każda kobieta, która traci dziewictwo poza małżeństwem prowadzi się niedobrze? Wyjątkowo razi mnie taka ocena. Pachnie epoką wiktoriańską ;)))

      Mario, dlatego ja się krytyk nie boję ;)))

      Usuń
    8. Ale takie są wymagania religii katolickiej!
      Kiedyś oznaką dziewictwa panny młodej był biały welon na głowie. I wstyd było go nie mieć przy ślubie. Dzisiaj w welonie do ślubu idzie prawie każda panna młoda, nawet jeśli jej dziecię (niekoniecznie nawet poczęte z narzeczonym) idzie razem z nią w orszaku ślubnym! :)

      Skoro cnota jest dzisiaj dla młodych takim wstydem, to po co się przebierać w te ślubne welony i białe suknie, będące przecież z założenia symbolem czystości seksualnej? :)

      Usuń
    9. Z tym welonem to dla mnie sprawa jasna, choć pewnie nie dla wszystkich „panien młodych” ;) Coś z tą tradycją nie tak, skoro i kapłani przymykają na to oko. Widać przy całej celebracji różnorakich symboli, ten akurat jest bez wartości, co dowodzi ponad wszelką wątpliwość, że i cnota tak naprawdę to tylko nic nieznaczący symbol. A jednak, w zależności od okoliczności, symbol wynoszony na ołtarze. I jak ja mam kochać Kościół? ;))) No powiedz mi jak?

      Usuń
    10. Ale to nie Kościół trzeba kochać, ale Pana Boga! Kościół ma w odkrywaniu i praktykowaniu tej miłości tylko pomagać, a nie sam się jej dla siebie domagać.

      A co mają kapłani zrobić, najważniejsze, że młodzi w ogóle jeszcze chcą to małżeństwo sakramentalne zawierać.
      Bo będzie z tym chyba coraz gorzej skoro młodzi tak powszechnie porzucają praktyki religijne i wychodzą z Kościoła.

      Ta cnota to jest taki wzór do naśladowania, więc nie można się dziwić, że Kościół tak ją wysoko ceni i wynosi. :)
      "Praktycy" zaś mówią - jak nie wezmą chłopaki, to zjedzą robaki...
      No i jest dylemat! :))

      Usuń
    11. Naprawdę nie Kościół? Mario, zbyt wiele czytam artykułów na portalach katolickich, by nie wiedzieć jaką tragedią dla wierzących (szczególnie kapłanów) jest brak umiłowania Kościoła. Normalnie wyją na alarm niczym ten trębacz na wieży mariackiej dął w trąbkę.

      To też ciekawy problem. Nie wiem czy Ty wiesz, ale hierarchowie męczą się nad problemem zaostrzenia kryteriów dopuszczenia do sakramentu małżeństwa. I są jak w imadle, mając świadomość, że to zaostrzenie będzie skutkować większą rezygnacją z takich ślubów. Ja z oczywistych względów im niczego nie podpowiem, bo sam nie wiem jak pogodzić ilość z jakością. ;)

      Tylko do czego ma prowadzić ten „wzór do naślodowania”? Jaki jest jego sens? By wyeliminować seks przedmałżeński? Przecież to marzenie ściętej głowy ;))) I do niczego dobrego nie prowadzi.

      Przypomniałaś mi inne porównanie, choć ono dotyczyło zupełnie czegoś innego. „Pług, który nie orze, i to głęboko – rdzewieje. ;))) Na domiar wszystkiego, ziemia nieorana staje się ugorem.

      Usuń
    12. Ba, częściowo masz rację - nie jest niczyją winą, że został zgwałcony, ale jak już wspomniałem trauma z tego powodu i strach to jedno, a poczucie upokorzenia to drugie. Nie wiąże się ono wcale z zaszłością kulturową, tylko z psychiką i nie dotyczy jedynie gwałtu.
      Poza tym wydaje mi się że nie do końca poprawnie interpretujesz kwestię tej godności, a przynajmniej w znacznym stopniu ją zawężasz do tego co powinni myśleć inni, ignorując to, co czuje sama ofiara. Tymczasem jest to cecha, która z jakiegoś chroniona jest konstytucyjnie, a naruszenie godności i czci jest wykroczeniem podpadającym pod paragraf. O godności świadczy również poczucie własnej wolności - więc mimo wszystko twierdzę, że nie ma takiej możliwości, żeby jakiekolwiek zniewolenie nie wpływało na samoocenę człowieka i nie ma to nic wspólnego z żadną hańbą, którą niepotrzebnie całkiem w ten dyskurs wplątałeś. Nie chodzi też przecież o fakt utraty błony dziewiczej - bo to by znaczyło, że gwałt na kobiecie, która nie jest dziewicą jest mniejszym złem niż na dziewicy.

      No widzisz, żeby ta kwestia była należycie opracowana, pewnie miałbyś rację. Rzecz w tym, że edukacja seksualna skupia się na kwestiach konsekwencji seksu, antykoncepcji, a nie kwestiach obyczajowych. Ale Kościół ani księża również się przestali w kwestiach obyczajowych sprawdzać. Z kilku przyczyn - z których pierwsza to podwójne standardy i obłuda, a druga że historie o miłym Bogu dziewictwie nikogo w XXI roku nie ruszają.

      Usuń
    13. Radku:

      Powoli dochodzimy do konsensusu, choć jeszcze daleko.

      Spójrzmy na problem godności z dwóch stron. Pierwsza od strony ofiary. Bez wątpienia dokonanie gwałtu jest czynem haniebnym i upokarzającym ofiarę zarówno w sensie fizycznym jak i psychicznym. Jeśli można tu mówić o utracie godności, to może się to odnosić do samego aktu gwałtu. Ale czy na pewno ów gwałt czyni ofiarę gwałtu pozbawioną godności? W jaki sposób? Na mój rozum, ofiara gwałtu dalej zachowuje swoją godność, którą ktoś przez moment pogwałcił. To tylko chora kulturowość mówi coś o utracie godności, przez co ofiary często takiego przekonania nabierają i popadają w dodatkową traumę. I tu dochodzimy do drugiej strony problemu. Nie potrafię zrozumieć powszechnego przekonania, że osoba zgwałcona, jeśli nie na zawsze, to przynajmniej na jakiś czas straciła godność. Wmawianie ofierze takiej narracji, w sferze psychicznej jest tym samym, co sam czyn gwałtu, też w sferze psychicznej, przy czym trwa dłużej i jest głębszy. Zrozumiałe jest współczucie i otoczenie opieką, ale utrzymywanie jej w przekonaniu, że utraciła godność i szacunek?! Doznała strasznej krzywdy, za którą należy się jej jakaś rekompensata, a nie poczucie zbrukania.

      Zapytam: na jakich kwestiach obyczajowych ma się skupiać owa edukacja? Kto ma tę obyczajowość kształtować? Bo chyba nie Kościół? Edukacja seksualna dotyczy przede wszystkim tego, co w nas tkwi bez względu na obyczajowość, czyli seksualności. Czy nie sądzisz, że (jak sam piszesz) przez „skupienie się na kwestiach konsekwencji seksu”, już się tę obyczajowość w jakiś sposób kształtuje? Nie przez zakaz czy deprecjonowanie seksualności, które niczego nie wnoszą, ale właśnie przez skupienie się na konsekwencjach i sposobach ich unikania? Przypomniał mi się Twój dawny argument w podobnej dyskusji (nie będę szukał), gdzie mnie przekonywałeś, że edukacja seksualna nie zmniejsza aborcji (chyba na jakichś danych z W. Brytanii). Otóż niedawno czytałem gdzieś raport, z którego wynika, że w krajach wysokorozwiniętych, gdzie prowadzi się edukację seksualną, ilość aborcji zmniejszyła się o jedną trzecią. Może to jeszcze nie jest rewelacja, ani tym bardziej pełny sukces, ale to jest znaczny postęp.

      Usuń
    14. "przez moment ktoś pogwałcił" - ten "przez moment" ma z reguły długotrwałe konsekwencje, które mogą i z reguły wpływają na samoocenę. Zresztą nie mówimy tu (w przypadku cytowanej wypowiedzi) o kulturowości, która pozbawia godności, tylko o poszanowaniu godności - trzymajmy się meritum. Nie sądzę, żeby ktokolwiek - nawet Kościół, uciekał się obecnie do narracji, że ofiara gwałtu traci godność w rozumieniu szacunku - więc nie przeinaczajmy i nie przesadzajmy. Natomiast powtarzam - poczucie owego zbrukania nie musi wynikać z czynników zewnętrznych tylko wewnętrznych i na nic tu rekompensaty, współczucie i pocieszanie.

      Nie, nie uważam. Gdzieś tam obok znajduje się taki twór, nazywany przyzwoitością. Poniekąd sztuczny, ale nie do końca. Doprawdy nie wiem kto go ma kształtować obecnie, bo wygląda na to, że przestało to kogokolwiek interesować. Co do Kościoła w tej roli, to chyba nie zauważyłeś, że wyraziłem się jasno na ten temat?

      To dobrze że czytałeś raport. Trzeba jeszcze umieć go zinterpretować. Użycie środków wczesnoporonnych uznano za antykoncepcję, a nie aborcję i tu masz sekret spadku zmniejszenia ilości aborcji. Tymczasem na 1000 ciąż u dziewcząt między 12 a 14 rokiem życia, około 800 kończy się aborcją. I o czym to świadczy?

      Usuń
    15. Masz ewidentne skłonności do gmatwania spraw, które już wydają się być proste ;)

      Radku, jak Cię ktoś pobije, no dobra, nie Ciebie a mnie, jasne, że przez jakiś czas ten fakt będę rozpamiętywał. To chyba zrozumiałe, ale tak jak zniknie siniak pod okiem, jak zniknie w końcu trauma po pobiciu, tak samo dzieje się z gwałtem, pod warunkiem, że nikt nie będzie mi wmawiał, że straciłem godność swojego „ja”. Nie klucz, bo akurat cały czas mówimy o godności skrzywdzonej osoby. Sam powyżej czynisz mi taki zarzut: „Uważasz najwyraźniej, że osoba którą ktoś prześladuje, gwałci, czy zmusza do czegoś, nie ponosi uszczerbku na swej godności, tylko dlatego, że nie jest w stanie przeciwdziałać skutecznie przemocy”. Dałem Ci do zrozumienia, że problem trzeba rozpatrywać dwojako, raz z punktu widzenia ofiary, drugi, z punktu widzenia otoczenia. I choć ten drugi ma wpływ na pierwszy (a nie odwrotnie), to jednak różnica jest istotna, choć łączy je jedno, i tu się będę upierał, kulturowość danego środowiska.
      Użyłem Kościoła jako pytanie retoryczne, a nie przypisywałem go Tobie.

      Najbardziej zaś mieszasz w sprawie aborcji. „Tymczasem na 1000 ciąż u dziewcząt między 12 a 14 rokiem życia, około 800 kończy się aborcją. I o czym to świadczy?” (sic!?) Co to jest za liczba 1000 ciąż? I jakich aborcji? I dlaczego tylko między 12 a 14 rokiem życia? Czy z tak podanej informacji da się wyciągnąć jakieś wnioski? Jeśli już ma to o czymś świadczyć, to o pewnym rozsądku – dziewczynki w tym wieku, w dzisiejszych czasach, nie mają predyspozycji do bycia matką. Ani nie są w stanie zapewnić im właściwego utrzymania (same potrzebują opieki socjalnej rodziców), ani nie są przygotowane psychicznie do roli matki (same są wciąż wychowywane i kształcone).

      Usuń
    16. Wydaje mi się, że nie ma się o co dalej sprzeczać, bo wyczerpaliśmy wszystkie argumenty. :)

      Może i mieszam, .
      Te cyferki nazywają się statystyką. Odpowiadają poniekąd po prostu na pytanie o korelację edukacji seksualnej i antykoncepcji w krajach wysoko rozwiniętych - trudno po prostu jednoznacznie stwierdzić, czy ma ona sens i wpływ, skoro kwalifikacja aborcji uległa zmianie.
      No jasne, do roli matki nie są przygotowane, ale przygotowane do współżycia z facetem i płodzenia dzieci, których nikt nie chce już są? To jest moim zdaniem problem, którego nie rozwiązuje edukacja seksualna.

      Usuń
    17. Nie podałeś jakiego kraju (krajów) ta statystyka dotyczy, i w jakim okresie czasu ją przeprowadzono. Mnie taka forma informacji o niczym nie mówi. O niczym, poza tym, że wydaje się manipulacją, bo nie wiemy do jakiej ilości 12-14 latek ten tysiąc się odnosi. Rodzi się też pytanie o porównanie do innego okresu, choć tu nie podałeś żadnego. Więc jeśli chcesz mnie przekonać, że to tragedia, to ja proszę o bardziej szczegółowe dane.
      Podam Ci klasyczny przykład niejasności takiej informacji z Wikipedii: „Ryzyko śmierci z powodu aborcji w USA jest 12,5 razy mniejsze niż w przypadku urodzenia żywego”. Czy z tego ma wynikać, że bezpieczniej jest poddać się aborcji, niż urodzić żywe dziecko w normalny sposób? Chyba sam rozumiesz, że coś tu jest nie w porządku, choć taka informacja może być prawdziwa.

      Nawiasem mówiąc, skąd wiesz, że te niedoszłe matki były edukowane seksualnie?

      Usuń
    18. Cały czas temat dotyczy Francji. Nie mogę tego przeczytać w całości, ale w tym artykule chyba są podobne dane dotyczące roku 2007:
      https://wyborcza.pl/1,75399,13667724,Aborcja_we_Francji_za_darmo.html

      A tu masz kolejny artykuł:

      https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2020-10-08/francja-zgromadzenie-narodowe-przedluza-mozliwosc-aborcji-do-14-tygodni/

      wedle którego "W 2019 r. przeprowadzono we Francji ponad 232 tys. aborcji. Jest to liczba najwyższa od 30 lat" - więc jak się ma do tych danych Twój raport doprawdy nie wiem.

      To jak to, urodziły się w kraju gdzie jest powszechny dostęp do środków antykoncepcyjnych i edukacji seksualnej i nagle twierdzisz że mogły być nieedukowane? To w takim razie ponawiam pytanie - dla kogo tam jest ta edukacja i co ona daje?

      Usuń
    19. Masz problem:
      Aborcja we Francji nie jest na życzenie, jest możliwa tylko za zgodą lekarza, od 2019 roku do 14 tygodnia ciąży. Po 14-tygodniu za zgodą zespołu minimum 2 lekarzy.
      Masz jeszcze większy problem:
      Szacunkowy odsetek ciąż u nastolatek w wieku 15-19 lat (na 1000 kobiet) w latach 2015-2020, dane ONZ:
      Polska: 10,5
      Francja: 4,7 (edukacja seksualna istnieje od 1973 roku, przy czym od 2003 roku obejmuje zakres pozabiologiczny)
      (za: https://www.tygodnikprzeglad.pl/o-edukacji-seksualnej-bez-sciemy/)

      Inna statystyka. Liczba aborcji na 1000 żywych urodzeń, dane WHO, 2015 r.
      Francja – 268
      W. Brytania – 255
      Węgry – 340
      Rumunia – 378, więc ta Francja wcale nie wypada najgorzej.
      (tamże, ale nie ma w zestawieniu Polski. Z innych danych w 2018 roku to 3 takie aborcje, trzeba jednak wziąć tu pod uwagę fakt, że we Francji nie ma turystyki aborcyjnej, którą polskie statystyki nie ujmują).

      Co do liczby 232 tys. aborcji. Powinieneś wiedzieć, że Francuzek jest dwa razy więcej niż w Polsce.

      Usuń
    20. Jeszcze coś takiego:
      „W Polsce skala zjawiska nielegalnych aborcji nie jest znana. Szacunkowe dane zależą od tego, jaka organizacja je zbiera. Organizacje pro-choice (m.in. Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny) szacują, że w Polsce rocznie wykonuje się ok. 100-200 tys. aborcji, z czego 10-15% przeprowadzanych jest za granicą (przede wszystkim w Niemczech i Austrii, ale również Wielkiej Brytanii i Słowacji)”.

      Źródło:https://ideologia.pl/aborcja-w-polsce-i-na-swiecie-fakty-i-liczby/

      Usuń
    21. A ładnie to tak znów kombinować? Otóż nie doczytałeś, że nie jest na życzenie, ale dopiero powyżej 12 tygodnia. I kto tu ma problem? :)

      A ja akurat, jakbyś nie zauważył mówiłem o przedziale wiekowym 12-14 - to raz. Dwa, nie chodziło mi o ciążę tylko o aborcję - więc pojawia się pytanie - skoro mamy we Francji swobodny i darmowy dostęp do środków wczesnoporonnych, rozszerzony ostatnio na dzieci od 12 roku życia - to jak można prowadzić wiarygodnie takie statystyki, skoro w przypadku ich użycia, nikt nie rejestruje ani ciąży, ani faktu aborcji? Jak w ogóle można porównywać do Polski, gdzie tzw. aborcja farmakologiczna jest nielegalna? Warto o tym pomyśleć, powołując się na dane, bo jak widzisz, w praktyce z nich skorzystać nie możemy.

      Co do danych podanych niżej - jednak FRancja nie wypada aż tak dobrze, zważywszy, że Rumunia, Węgry i Wlk. Brytania szczycą się największym udziałem urodzeń przez kobiety poniżej 19 lat w Europie.

      Usuń
    22. Daj link do tych badań z których wynika, że odsetek ciąż u nastolatek w wieku 15-19 lat (na 1000 kobiet) w latach 2015-2020, wynosił w Polsce 10,5, bo to chyba niemożliwe. W żadnym w sprawdzanym przeze mnie roku nie przekraczał cząstkowo 5,5, więc skąd oni wzięli tę liczbę?

      Usuń
    23. Znów muszę Cię sprostować ;)
      Opieram się na tym tekście: „Zmiany wprowadzane do francuskiego prawa w ustawie bioetycznej nie zakładają wprowadzenia ani aborcji w każdym czasie, ani na życzenie. Jaki jest obecnie stan prawny we Francji dotyczący aborcji? W każdym przypadku należy skonsultować się z lekarzem. Można przeprowadzić aborcję po wyrażeniu takiej woli do 12. tygodnia ciąży. Powyżej 12. tygodnia można przerwać ciążę tylko po stwierdzeniu przez zespół dwóch lekarzy, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż nienarodzone dziecko będzie obciążone szczególnie ciężką, nieuleczalną chorobą lub gdy kontynuacja ciąży poważnie zagraża zdrowiu kobiety” i proszę, przeczytaj uważnie.
      (https://konkret24.tvn24.pl/swiat,109/nie-we-francji-nie-wprowadzono-aborcji-na-zyczenie-do-dziewiatego-miesiaca-ciazy,1027797.html)

      Wiem o czym pisałeś, tylko śmiem zauważyć, że do tej pory nie podałeś mi informacji, skąd te dane i co niby mają ukazać

      Mimo wszystko Francja dużo lepiej wypada niż Polska z tą dzietnością.

      Link masz przecież podany bezpośrednio pod tymi danymi w nawiasie. Chodzi o dane ONZ a nie jakiegoś rocznika.

      Usuń
    24. Ale co dokładnie sprostowałeś? Czy zdanie " Można przeprowadzić aborcję po wyrażeniu takiej woli do 12. tygodnia ciąży." nie oznacza to aborcji na życzenie?

      Trudno, wypada mi się pogodzić z tym, że nie potrafię tego wytłumaczyć jaśniej.

      Pod podanym linkiem nie ma akurat tych danych na które powołujesz się w pierwszym komentarzu.

      Usuń
    25. Ciężarna kobieta wolę może mieć, ale jej zasadność musi potwierdzić lekarz. Jeden lekarz. Po 14 tygodniu dwóch.

      Jak to nie ma? Od razu po pierwszym akapicie i po czerwonym tytule. Jeszcze raz:
      https://www.tygodnikprzeglad.pl/o-edukacji-seksualnej-bez-sciemy/

      Ty mi nic nie tłumacz, Ty mi podaj skąd te dane zaczerpnąłeś.

      Usuń
    26. Nic nie musi uzasadniać, mało tego, Francuzkom ten zabieg Hollande ufundował całkiem darmo. Warto weryfikować źródła, a nie opierać się na jednym artykule, gdzie nie jest zbyt klarownie wyjaśnione, bo raczej trudno jest przeprowadzić aborcję bez konsultacji z lekarzem, natomiast nie musi on wyrażać na nią zgody.

      A dobra sprawdziłem ten link. No więc przeczytaj sobie tutaj:
      http://kontrrewolucja.net/rodzina/francja-poszerza-prawo-do-aborcji-farmakologicznej-i-antykoncepcji-12-letnie-dzieci-nie-beda-musialy-informowac-rodzicow

      Ten przepis o dostępie do środków wczesnoporonnych wprowadzono w 2016 roku. Zerknijmy co było wcześniej. Rok 2009 - dane z raportu Europejskiej Organizacji Zdrowia.
      https://obgyn.onlinelibrary.wiley.com/doi/full/10.1111/aogs.12253

      Jak masz ochotę jest to przedostatnia kolumna w tabeli - liczba ciąż i odsetek aborcji.

      Francja - chlubne czwarte miejsce za UK, Rumunią i Bułgarią - 47849 ciąż, 25.2 osetek aborcji na 1000 ciąż,

      Jak masz nieco wyobraźni, to zgadnij czemu ten czynnik spadł, po tym jak dano w 2016 młodzieży dostęp do farmakologicznej aborcji, za darmo i bez ograniczeń. Tłumaczyłem Ci to zresztą, ale z jakichś powodów nie przyjmujesz tych faktów do wiadomości.




      Usuń
    27. Radku, muszę szpetnie zakląć – sacrebleu! Czym Ty mnie karmisz?! Ledwie na blogu PKanalii była mowa o języku w sprawie aborcji, a Ty mi fundujesz tekst jakiegoś fanatyka, w dodatku niepodpisanego. Mam prawo nie wierzyć żadnemu słowu, skoro czytam, że „bezpłatny dostęp do antykoncepcji i aborcji bez wiedzy rodziców jest w praktyce wspieraniem pedofilii”, czy: „Ponadto we Francji istnieje ogromna swoboda w mordowaniu nienarodzonych dzieci”. Takich tekstów nie powstydziłaby się nawet Aisab.

      Natomiast dzięki za angielski artykuł. Niemniej zrozumiałem tabelkę. Aborcja nastolatek na określoną liczbę żywych porodów w wieku 15 – 19 lat. Po pierwsze, dane pochodzą z 2009 r. i w żadnym przypadku nie ma wartości 800 na 1000 (80 proc). Po drugie, jak policzyłem Francja jest na siódmym miejscu, a nie czwartym a z tym wynikiem jest poniżej średniej. Ciekawa jest też sprawa Polski, Irlandii i Malty.

      Wiesz, wciskanie mi teorii, że tabletka „dzień po” jest aborcją sobie daruj. Natomiast spojrzenie na środki wczesnoporonne jest też kwestią czysto ideologiczną. Równie dobrze możesz mi tłumaczyć, że każda antykoncepcja to morderstwo. Nawet kondomy.

      Usuń
    28. Ty nie przeklinaj, tylko czytaj tam o tym, co tam jest istotne - bo akurat pomimo antyaborcyjnego tonu jest przytoczona argumentacja władz francuskich dlaczego wprowadzono takie rozwiązanie.

      A ja gdzieś podawałem coś o 800 na 1000??? Bo wybacz, nie wiem do czego się Twój komentarz odnosi.

      To sobie poczytaj dobrze na ten temat bo jest to ogólnie przyjęte pojęcie w medycynie a nie żadna "teoria". "Tabletki wczesnoporonne działają już po implantacji komórki jajowej w macicy, czyli usuwają istniejącą ciążę." Usunięcie istniejącej ciąży nazywamy aborcją.

      O tu masz artykuł, wyszukałem Ci taką stronę żebyś nie marudził że jest pro life.

      http://aborcyjnydreamteam.pl/2020/03/bezpieczna-aborcja-w-twoich-rekach/

      Usuń
    29. Jeśli ktoś plecie ideologiczne bzdury, nie będę rozbierał tekstu na części pierwsze. Jeśli ktoś pisze: „Nieograniczony dostęp do antykoncepcji i pigułek wczesnoporonnych na koszt podatnika...” to z miejsca wiem z kim mam do czynienia. Równie dobrze mógłbym napisać, że na koszt podatnika pasie się kler i rząd, i byłby to tekst daleko mniej ideologiczny niż ten, który mi zaoferowałeś.

      „Tymczasem na 1000 ciąż u dziewcząt między 12 a 14 rokiem życia, około 800 kończy się aborcją” [20-XI godz. 15:33] (jak mniemam to z tego artykułu)

      Tak a propos, bardziej odpowiednim (fachowym) wyrażeniem dotyczącym przerwania ciąży jest słowo terminacja, ale skoro przyjęło się aborcja, nie będę zawracał Wisły kijem. Natomiast użycie tabletki wczesno poronnej powinno się nazywać – sztucznym poronieniem.

      Oczywiście, że porównanie tabletki „dzień po” do tabletek wczesnoporonnych to skrajnie „nacjonalistyczna” teoria. Ale przyjrzyjmy się tej aborcji z powodu środków wczesnoporonnych (do 12 tygodnia ciąży). Musisz jednak najpierw odstawić na bok słowa „morderstwo” czy „zabijanie”, przynajmniej na chwilę. Czy ona się różni od normalnej aborcji? Otóż zdecydowanie. Jest to wywołanie takiego samego działania jak przy poronieniu we wczesnym etapie ciąży. A takich naturalnych poronień bywa od 15 do 50 procent wszystkich ciąż (wg różnych danych), niektóre kobiety nawet nie są ich świadome. Wiem, co mi zarzucisz. Naturalne to nie to samo, co celowe działanie. I tu zaczyna się ideologia. Nie musisz się ze mną zgadzać, ale zapytam: skoro natura może, dlaczego nie człowiek, który jest integralną częścią tej natury? Na wszelki wypadek proponuję nie zaczynać polemiki w tym temacie. Nie mam zamiaru Cię do niczego przekonywać, ani Ty mnie ideologią nie przekonasz. Możemy, co najwyżej przedyskutować aspekt moralny korzystania z tabletek wczesnoporonnych, tyle, że i tu, jak mniemam, dzieli nas przepaść.

      Usuń
    30. We Francji się ten kler pasie?

      No tak, ale halo - to przecież nie dotyczy przedziału wiekowego, który znajduje się w statystykach - czyli 15 - 20, tylko niższego, 12-14, więc nie wiem po co sobie to do nich odnosiłeś. :)

      Ale ja nie używam słów ani zabijanie, ani morderstwo - choć akurat to pierwsze słowo jest adekwatne z tym co się robi z zarodkiem, zażywając te tabletki. Zabija się go właśnie, chyba nie zaprzeczysz? Poza tym nie wiem po co ten wykład - naturalne poronienia występują i później, ale nie noszą nazwy aborcji. Pytanie "skoro natura może" jest z gatunku dziwnych - natura może bowiem wiele, rzeczy, których człowiek nie naśladuje - powoduje umieranie nie tylko w okresie prenatalnym.
      .
      Nie wiem czy przepaść. Myślę że ta łatwość, szybkość ogólnodostępność nie doprowadzi do zmian na lepsze. To odsuwanie problemu, z których ciąża jest tylko jakimś tam elementem. Gdzieś obok czai się problem chorób wenerycznych - Tu masz artykuł, z którego wynika że zachorowalność wzrosła trzykrotnie, ale jak widać panaceum jest używanie gumek a nie ograniczenie ilości partnerów, ale przecież jak to powiedziałeś "ideologią Cię nie przekonam... :D

      https://www.fakt.pl/kobieta/zdrowie-i-fitness/kampania-spoleczna-na-rzecz-stosowania-prezerwatyw-we-francji/vzkjc5y

      Usuń
    31. A ten faciol płaci podatki we Francji, że tak ubolewa iż są przeznaczane na tabletki wczesnoporonne?

      Palnąłeś mi zmyślonymi danymi, aby mi udowodnić, jaki ten Zachód jest zgniły, bo dwunastolatki zamiast rodzić poddają się aborcji, a w dodatku poza tymi 800 aborcjami stosuje się tabletki wczesnoporonne. No Sodomia ;)))

      Tabletka wczesnoporonna wywołuje poronienie, więc jeśli chcesz mówić o zabójstwie, to wszystkie kobiety, które poroniły są zabójczyniami. Człowiek, jako część natury też powoduje śmierć, w końcu od tego zaczęliśmy – śmierć w obronie dziewictwa. A ile chorób powoduje śmierć? Klasyka to onkologia, czy teraz pandemia. I właściwie nie ma różnicy, gdyby nie..., gdyby nie moralność.

      Piszesz: „Myślę że ta łatwość, szybkość ogólnodostępność nie doprowadzi do zmian na lepsze” i tu już różnimy się w ocenie. Mogę Ci zarzucić w tym miejscu, że propagujesz profesję „usłużnych babć, czy znachorek, wieszaków itp.” w zamian, bo problem niechcianych ciąż nigdy nie zniknie. Nawet gdyby moralność chrześcijańska owładnęła całą ludzkość. Jest gorzej, bo ta moralność zakazuje wszelkiej antykoncepcji. Tak, istnieje problem chorób wenerycznych, tylko choćbyś zaklinał rzeczywistość, on też nie zginie, bo marzeniem ściętej głowy jest przypuszczać, że nagle wszyscy będą cnotliwy i ograniczą seks tylko do seksu małżeńskego, co też nie daje żadnej gwarancji. I choć to zabrzmi obrazoburczo, znów zwalę winę na Kościół, szczególnie ten za pontyfikatu JP II, kiedy to włożył maksimum wysiłku przeciw stosowaniu prezerwatyw, szczególnie w krajach trzeciego świata. Tymczasem ich działanie jest porównywalne do stosowania maseczek w dobie dzisiejszej pandemii. Może nie są w stanie wyeliminować chorób wenerycznych, ale mogłyby mocno ograniczyć ich rozprzestrzenianie.

      Usuń
    32. Jego się spytaj, skoro nagle zainteresowało Cię gdzie on płaci podatki. :)

      To sobie poczytaj czarno na białym:

      W uzasadnieniu rozszerzenia programu darmowej antykoncepcji na dziewczęta poniżej 15 roku życia, rząd poinformował pod koniec 2019 roku, że „co roku we Francji niemal 1000 dziewcząt zachodzi w ciążę między 12 a 14 rokiem życia, a 770 spośród tych ciąż kończy się aborcją ".

      https://www.rp.pl/Zdrowie-/308309932-Francja-darmowa-antykoncepcja-dla-nastolatek-ponizej-15-roku-zycia.html

      Tu też się powołują na zmyślone dane? Wprawdzie nie 800, a 770 ale tam też napisałem że prawie, a nie że dokładnie tyle. Dalej jest że ta liczba spada - ale dlaczego spada? Nie dlatego że de facto jest mniej niechcianych ciąż, tylko dlatego, że te dziewczyny w 2016 roku uzyskały nieograniczony i niekontrolowany dostęp do środków wczesnoporonnych i nikt tak naprawdę nie wie jaka jest skala zjawiska. Jaśniej się tego wyłuszczyć nie da, a zamiast odnieść się do tego faktu zalewasz mnie argumentami, które nijak się nie mają do tej kwestii.

      ??? Nie wiem co na to odpowiedzieć, bo nie zrozumiałem tego argumentu i niejasny jest mi tok rozumowania, który Cię doprowadził do takich konkluzji... Wynika z tego, że dla Ciebie jest wszystko jedno, czy ktoś umrze na raka, czy wskutek pchnięcia nożem. Zażycie tabletki wywołuje obumarcie zarodka, czyli łykając ją zabija go kobieta a nie natura. Powinno to być logiczne, ale jak widzę nie jest...

      Tak się składa, że nie jestem zwolennikiem ani moralności opierającej się na nie stosowaniu środków antykoncepcyjnych, ani nie mam parcia na to, żeby wszyscy się stosowali do zasad w oparciu o jakąś religię. Zwracam tylko nieśmiało uwagę, że następuje przegięcie w drugą stronę - co nie jest dla ludzkości zdrowe, a zluzowanie praw aborcyjnych nie jest rozwiązaniem tego problemu, raczej jest nią na krótką metę.

      Usuń
    33. A Ty rozumiesz kontekst tego fragmentu? Po pierwsze, te dane dotyczą aborcji w okresie, gdy nie było dostępnej i darmowej tabletki wczesnoporonnej, po drugie, dalej nie wiemy, jaka jest populacja dziewcząt w wieku 12 – 14 lat, mowa tylko o tych, które zaszły w ciążę i jest ich dokładnie tysiąc. Po trzecie, o czym już pisałem, ta wielkość aborcji wynika z prostego faktu, że dziewczynki w tym wieku nie nadają się do roli matki, chyba, że przyjmiemy ideologię islamu.

      Radku, nie w 2016 roku, a w 2020, dokładni 28 sierpnia. Ale zajmijmy się tymi po 15 roku życia (tu faktycznie od 2016 roku), bo tu możemy mówić o tym, że odsetek wykonanych aborcji (jako zabiegów medycznych) spadł dzięki używaniu tabletek wczesnoporonnych. I znów dwa aspekty. Pierwszy to ideologiczne podejście do aborcji, ściślej, Twoje porównanie zażywania tabletek wczesnoporonnych do aborcji zabiegowej. Raczej na pewno nie dojdziemy do porozumienia, tym bardziej, że nie sposób rozróżnić ile tych pierwszych dokonało się z pomocą tabletki „dzień po” a ile faktycznie za sprawą tych środków, które na miano wczesnoporonnych zasługują. Po drugie, skoro sam piszesz, że „nikt tak naprawdę nie wie jaka jest skala zjawiska”, to o czym my dyskutujemy? To tak jakby w naszych, polskich warunkach spierać się o liczbę aborcji nielegalnych.

      Nie, nie jest mi wszystko jedno, kto na co i z jakich powodów umiera, ja tylko twierdzę, że każdą śmierć można traktować jako śmierć naturalną. Weźmy inny, bardziej adekwatny przykład. Odłączenie aparatury podtrzymującej życie. Patrząc na to jak na sztuczne poronienie, musiałbyś uznać, że to zabójstwo, tymczasem sprawa nie jest tak jednoznaczna, jakby się mogła wydawać.

      Rozumiem Twój dylemat, choć go nie podzielam. Może daj szanse medycynie, aż wymyśli tani i skuteczny środek zapobiegania ciąży, który nie będzie budził wątpliwości natury moralnej? Oczywiście będzie to możliwe, gdy i antykoncepcja przestanie być na cenzurowanym przez wpływową ideologię chrześcijańską ;)

      Usuń
    34. Od 2013 mają dostęp do darmowej antykoncepcji, a dane ogłoszono w 2019, więc jakiego innego Twoim zdaniem dotyczą okresu? Poza tym pomyliła Ci się ich bezpłatność z tym, że dostawało się je na receptę a nie na ładne oczy. I co Ci da wiedza o populacji tych dziewcząt, zmieni nagle skalę zjawiska?

      Uff, przecież to Ci próbuję tłumaczyć. Nie spadł odsetek wykonywanych aborcji, a rejestrowanych w statystykach - od 2016 roku wśród dziewcząt powyżej 15 roku życia. A ponieważ w statystykach bruździły im dzieci w wieku 12 lat - rozszerzono program i na nie - taki jest sens mojej wypowiedzi. Zresztą skoro uważasz, że dwunastolatka zażywająca bez ograniczeń tabletki wczesnoporonne i usuwająca ciążę, bez pytania z kim to dziecko ma, jest takim doskonałym pomysłem i wszystko jest w porządku, to ja gratuluję Ci podejścia i się spytam po co w ogóle piętnuje się pedofilię?
      Aborcja może być zabiegowa albo farmakologiczna - ale nie zmienia to faktu, że jest aborcją i jej skutek jest dokładnie taki sam, obojętnie jak się jej dokonuje (choć jeszcze niedawno Ty uważałeś to za teorię :))
      O czym dyskutujemy? Przypomnę - podałeś dane, wedle których we Francji był niższy odsetek aborcji niż w Polsce, a ja Ci właśnie udowodniłem, że te dane w świetle ich prawa są o dupę potłuc i Francja problemu aborcji niechcianych ciąż nie rozwiązała, a go obeszła.

      Może trzymajmy się jednak definicji przyjętej przez medycynę sądową, a nie wymyślonej przez Ciebie?

      Nie jest problemem samo zapobieganie ciąży, tylko to, że w ciążę zachodzą dzieci - bywa że nawet nie wiedzą z którym z partnerów. Że coraz wcześniej następuje inicjacja seksualna - co jak widać generuje coraz więcej problemów. Produkcja leków, powodujących, że te dzieci nie będą zachodzić w ciążę nie jest rozwiązaniem - tylko przywrócenie jakichś zasad moralnych.

      Usuń
    35. Znów chcesz mnie zrobić w „kuku” jak to określiła Ania ;)
      Przeczytaj sobie jeszcze raz artykuł, który mi wskazałeś jako ostatni. Otóż, wynika z niego jasno, że 12-latki mogły korzystać z badań lekarskich, tabletek wczesno poronnych wcześniej, tyle, że odpłatnie. Co z tego wynika? Ano to, że Twoja teza o zmniejszeniu statystyk to „spiskowa teoria dziejów”. Dalej te 1000 dziewcząt zajdzie w ciąże i 770 jej się pozbędzie, choć część z nich uniknie zabiegu medycznego, bo tu chodzi o aborcję powyżej 14 tygodnia ciąży. Rozumiesz? Nic się nie zmieni poza faktem, że zamiast po 14 tygodniu, dojdzie do niej wcześniej. Dla Ciebie to nie ma znaczenia, dla innych ma, skoro ciąża po tym okresie jest dozwolona tylko w konkretnych przypadkach.

      Przemawia przez Ciebie ortodoksyjny radykał w tym stwierdzeniu „bruździły w statystykach” ;) Piszesz: „skoro uważasz, że dwunastolatka zażywająca bez ograniczeń tabletki wczesnoporonne i usuwająca ciążę, bez pytania z kim to dziecko ma, jest takim doskonałym pomysłem i wszystko jest w porządku, to ja gratuluję Ci podejścia” i znów nie potrafisz uciec od imputowania mi czegoś, o czym nie wspomniałem. To gdzie ja napisałem, że dwunastoletnia ciężarna jest ok? Stwierdzam tylko fakt, że takie zjawisko istnieje i coś trzeba z tym zrobić, ponieważ nie da mu się bezwzględnie zapobiec.
      I dalej: „Francja problemu aborcji niechcianych ciąż nie rozwiązała, a go obeszła”, więc ja tradycyjnie zapytam, co robi Polska? Ano Polska godzi się na aborcję nielegalną, która w ogóle nie jest rejestrowana, i jeśli uważasz, że to jest lepsze rozwiązanie, to ja mam większe powodu Ci pogratulować takiego podejścia.

      No właśnie, dlaczego nie trzymamy się definicji medycyny sądowej, która mówi o terminacji ciąży, a nie o aborcji?

      „coraz wcześniej następuje inicjacja seksualna” i tuś mnie dosłownie zastrzelił ;))) Uwierzysz mi, że kiedyś zaślubiano dzieci młodsze niż dwunastoletnie w majestacie ołtarza? Gdzie więc masz te zasady moralne?

      Usuń
    36. Sam się robisz w kuku i coraz trudniej mi wyłowić sens z Twoich wypowiedzi, bo już ci się myli dostępność z odpłatnością. Otóż nie, nie wynika z artykułu jasno, że korzystały odpłatnie. Wynika jasno tylko, że w tym celu musiały się konsultować z lekarzem, a teraz nie muszą nikomu się nawet przyznawać że są w ciąży. Poza tym trzeba naprawdę zawiłym tokiem rozumowania się kierować, żeby uznać, że nieograniczony dostęp do środków wczesnoporonnych, którego nie da się de facto kontrolować - bo nie wiesz w jakim celu są podejmowane i co kto z nimi robi, nie ma wpływu na statystyki ciąż wśród nastolatek. Kuriozalny wniosek, przebijający najwymyślniejsze teorie spiskowe. :) Skąd niby będziesz wiedział że "dalej te 1000 dziewcząt zajdzie w ciąże i 770 jej się pozbędzie", skoro dane będziesz miał tylko o zabiegach, a aborcja farmakologiczna stanie się formą antykoncepcji? Może ich nawet zajść dwa razy więcej niż do tej pory i guzik będziesz wiedział, jeżeli każda łyknie sobie pigułkę.

      Tak, masz w 100% rację, jestem ortodoksyjnym radykałem, bo uważam że 12 lat to troszkę przymało na aktywność seksualną... Mówisz że coś Ci imputuję, ale tak naprawdę to zgadzasz się, że rozwiązaniem tej sytuacji jest niekontrolowane karmienie młodzieży tabletkami wczesnoporonnymi. Naprawdę gratuluję takiej metody "zapobiegania". Słowa "Polska godzi się na aborcję nielegalną, która w ogóle nie jest rejestrowana", to czysta demagogia, rodem z debilnych ulotek aborcyjnych, o takiej samej wartości jak bredzenia Ordo iuris.

      Od kiedy terminacja ciąży jest wyrażeniem z zakresu medycyny sądowej? I czym się różni zwrot terminacja ciąży od aborcji? Niczym - tylko niektórzy używają go w przypadku przerwania ciąży w przypadku nieodwracalnych wad płodu, odróżniając od aborcji na życzenie, ale nie rozmawiamy o takim przypadku.

      Tak, w Europie 100 lat temu. Ale historia kołem się toczy, znów się zaślubia, i takie małżeństwa znów są u nas w ramach ubogacenia kulturowego. Poza tym zaślubiało się z jednym partnerem i nie było potrzeby aborcji, a teraz taka małolata może mieć co dzień innego partnera i stertę dropsów na zagrychę. Postęp, panie zastrzelony. :)

      Usuń
    37. Tam jest takie zdanie: „Osoby niepełnoletnie poniżej 15 roku życia NIE BĘDĄ MUSIAŁY JUŻ PŁACIĆ za konsultacje lekarskie, badania, leki oraz środki antykoncepcyjne”, więc mi to nie odwracaj kota ogonem.
      A ja zapytam, po co Ci ta wiedza ile nastolatek łyka pigułki? Pracę doktorską będziesz pisał? Naprawdę nie chcesz zrozumieć, że to nie o statystykę chodzi, a o zapobieganie aborcji po 14 tygodniu ciąży. Zarówno obostrzonej jak i bardziej niebezpiecznej.

      Nie wiem czy 12 lat to przymało, skoro one zachodzą w ciążę. I żaden zakaz tu nie pomógł. Tym bardziej, że we Francji właściwie trudno mówić o zakazie seksu z małolatami (nie ja to prawo tworzyłem). Zakazany jest seks z małoletnimi przy użyciu siły i wbrew woli małolaty. Możesz się przyłączyć do grupy protestujących przeciw temu prawu ;) Oni tam nie są zbyt liczni, i każdy się przyda...

      Teraz nie chce mi się szukać, ale czytałem raport prokuratury w sprawie podejrzenia o nielegalną aborcję w którymś z warszawskich szpitali. Wiem tylko, że prokuratura odstąpiła od śledztwa, bo wszystko było legalne. W tym raporcie ani razu nie użyto określenia aborcja, za każdym razem było odniesienie do terminacji ciąży.

      A już prawie zapomniałem o tej nowomowie „dropsy” ;)))

      Usuń
    38. Słusznie, mój błąd, w końcu i mnie się to popieprzyło, bo tylko te piętnastolatki miały za darmo. :)

      Ale skąd ta magiczna liczba 14 tygodnia? Nie, nie chodziło o to że ma to być aborcja po 14 tygodniu, tylko w ogóle aborcja zabiegowa - a poradzono sobie w ten sposób z wskaźnikiem statystycznym a rząd odtrąbił sukces, którego nie ma - powtarzam chyba po raz setny ale pewnie wciąż bezskutecznie, że liczba aborcji spadła, bo aborcji farmakologicznej nie ujmuje już się w statystykach jako aborcję.

      Wprowadzenie w 1975 ogólnego dostępu do aborcji również nie pomogło. :) Tym bardziej mnie zastanawia, kiedy tam w ogóle zniosą kary za akty pedofilne, bo na co one komu potrzebne?

      I cóż z tego wynika? Że nie dokonano tam w związku z powyższym aborcji?
      Mnie się ta nowomowa podoba - bo fajnie kwituje udostępnianie dzieciakom środków poronnych...

      Usuń
    39. Drugi trymestr ciąży zaczyna się do 14 tygodnia.
      Ty znowu z tym trąbieniem. Nic nie odtrąbił, tylko wykalkulował i jasno przedstawił sprawę. Bez obwijania w bawełnę. Tam nie ma w rządzie ludzi pokroju Kai Godek.

      O to musisz już ich zapytać osobiście. Ja takich planów nie znam. Radku, możemy się z takim podejściem do sprawy nie zgadzać, ale to akurat nie nasz problem. Francuzi z tym żyją, i żadne furgonetki po Paryżu nie jeżdżą.

      Przecież wiem, że Ci się podoba ;)

      Usuń
  9. Jak ktoś pisze o radę do gazety, to chyba ma tyle odwagi, by powiedzieć prawdę partnerowi. A może tak mi się wydaje tylko.

    Wypowiadanie się na Tik-Toku o ważnych sprawach to dla mnie jest obciach. Myślałem, że wypowiedzi niektórych znanych osób na Twitterze już wyczerpały ,,studnię żenady". Jak widać jeszcze sporo przede mną do nadrabiania.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, przez GW jesteś traktowany niemal jak anonimowy, więc to w jakimś stopniu jest zabezpieczeniem przed wykorzystywaniem czyichś zwierzeń. Takiej gwarancji nie da Ci na wpół obca osoba, a nawet całkiem bliska. Coś wiem na ten temat ;)

      Co do opinii o Tik-Toku pełna zgoda.

      Odwzajemniam pozdrowienia.

      Usuń
    2. Ale zawsze jakiś szczegół może człowieka zdradzić w gazecie. z drugiej strony jak niektórzy mają jakieś problemy to może faktycznie lepiej jak napiszą do gazety, by odpowiedział im specjalista.

      Z mediów społecznościowych mam tylko Facebook`a. Reszta może dla mnie nie istnieć. Bo jednak jak patrzy się na te wszystkie nowe wymysły, to można pomyśleć, gdzie jest myślenie, dokąd zmierzamy i takie tam.

      Usuń
  10. Czysta szklanka księdza Piatkowskiego - a jak to się ma do kielichów mszalnych?
    W Australii sprawa wyglada jescze gorzej, w wielu kościołach komunia podawana jest w dwóch postaciach.
    Zatem wiele osób pije wino w jednego kielicha (gwałt zbiorowy?). Osoba podająca ten kielich, po każdym podaniu przeciera go serwetką i przekręca o 1/6. Podobno to gwarantuje eksterminacje wszystkich bakterii.
    Oczywiście w czasach Covid-19 wina się nie podaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie sądzę, aby porównanie ks. Piątkowskiego szło aż tak daleko ;) On wszak nie nawiązuje do bł. Kózkówny. Ale może być coś na rzeczy. Niemniej i tak mnie zdumiałeś. Wydawało mi się, że katolicyzm całkowicie odszedł od spożywania ofiary z wina, więc mówisz chyba o jakimś kościele protestanckim. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego traktowałem Ciebie jako katolika ;) Właściwie to zupełnie się teraz pogubiłem...

      Usuń
    2. No nie odszedł ten katolicyzm od spożywania ofiary z wina przez laikat, ale jest to zarezerwowane na specjalne okazje jak np. ślub, kiedy młodzi przyjmują komunię pod dwiema postaciami. Co prawda nie piją wina z kielicha, ale kapłan podchodzi do nich z kielichem i opłatkiem, macza opłatek w winie i podaje młodym. :)
      Wydaje mi się też, że podobnie było z zakonnicą, która "odnawiała" swoje śluby zakonne w swojej parafii przy pierwszym pobycie bezpośrednio po ślubach wieczystych wobec bliskich i parafian, możliwe, bo dokładnie nie pamiętam, że w takiej samej "2-postaci" komunię przyjęli jej rodzice.

      Usuń
    3. Pewnie masz rację Mario, ale przyznasz, że to spożywanie wina w ujęciu ogólnym, nie jest powszechnie stosowane ;)
      Ja tego nie oceniam, ani nie próbuję wnikać w jego sens, stwierdzam tylko fakt.

      Usuń
    4. Absolutny katolik i kościół też katolicki.
      Komunia w postaci wina jest bardzo uzyteczna. Mamy parafiankę uczuloną na produkty mączne.
      Ona przyjmuje komunię tylko w postaci wina.
      Inna sprawa, że przecież ksiądz przed podaniem opłatka mówi: oto ciało Chrystusa - nie wiem jak katolik może być na to uczulony?
      Wyznam, że z tego powodu nie przyjmuję komunii w kościele katolickim. W protestanckich, które czasem odwiedzam, nie ma takich oporów.

      Usuń
    5. Mimo trzydziestu paru lat bycia praktykującym katolikiem nigdy nie miałem okazji napić się mszalnego wina. A Kościół katolicki podobno jest jeden ;)

      Ja się dziwię, dlaczego katolik nie jest uczulony na kanibalizm?

      Usuń
  11. Skoro istnieje celibat powinny żyć (z księdzem, czy przy księdzu) dziewice. Czy Kózkówna na pewno obroniła cnotę - bo piszą jedynie, że broniąc jej została zamordowana?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy obroniła? Tego nie wiadomo, wiadomo, że jej nie straciła.
      Księża mają zastępy sióstr zakonnych.

      Usuń
    2. "Księża mają zastępy sióstr zakonnych."
      I pewni Ci się z tego DeLu zwierzają, a może nawet spowiadają? :))
      No i po co w takim razie znosić ten celibat? :)
      Skoro w małżeństwie legalnie można mieć tylko jedną żonę, a w "celibacie" zastępy panien?

      Usuń
    3. Małżeństwo jest też konsumpcją (seksualności). Celibat jest zaprzeczeniem tej konsumpcji, więc i znaczenie zastępów jest tu bez znaczenia. ;) Wielkość tej wspólnoty nijak się przekłada na współżycie małżeńskie.

      Kurcze, od dwóch tygodni czeka w kolejce notka o zakonnicach i nie było jeszcze okazji jej wstawić. ;) Zawsze jest coś bardziej na czasie. A teraz warto byłoby poruszyć temat polexitu. Może w niedzielę, jeśli nie „wybuchnie” jakaś inna sensacja.

      Usuń
    4. No to przecież pierwszy napisałeś o tych "księżych zastępach"... :))
      Ale dobrze, że się trochę zmitygowałeś. L)

      Usuń
    5. Dobrze, żeś trochę odpuścił na "katolickim blogu". Bo Cię tam podpuszczali i obrażali. Aż mi Cię trochę było szkoda. :(
      Niech się sami dowartościowują jeśli potrafią. ;)

      Usuń
    6. Pisząc o „zastępach” nie miałem na myśl konsumpcji, a cnotę. Zastępy cnotliwych zakonnic ;)
      Ale masz rację, trochę to niejednoznacznie zabrzmiało.

      Mnie trudno obrazić, mowa o „katolickim blogu”. Im oni mnie bardziej obrażają, tym mam większą pewność, że trafiłem wyjątkowo celnie ;) Choć przyznaję, określenie „tchórz” podniosło mi ciśnienie. Tak sobie myślę, że dla niekoniecznie „cnotliwego” relaksu, przy nadarzającej się okazji, znów dam znać o sobie ;)))

      Usuń
    7. Podoba mi się podejście Marii: skoro są "zastępy sióstr zakonnych, to po co znosić celibat" - chyba że ma się inne upodobania...

      Usuń
    8. To, co zakazane zawsze lepiej smakuje...

      Usuń
  12. Przepraszam, że włączam się do dyskusji. Maria (komentująca wyżej) ma rację, problem nie leży w obszarze błony dziewiczej, i nie jest to też tylko kwestia psychiki. Myślę, że pytająca miała obawę przed wyjawieniem tajemnicy, m.in. dlatego, że to by mogło obniżyć jej "ranking" w oczach partnera. I tu jest "pies pogrzebany, a błona dziewicza rozerwana". Społeczeństwo dzieli się nie tylko na "prawych i lewych", ale i na tych mniej, lub bardziej ucywilizowanych.
    Podobny zresztą problem mają mężczyźni (nawet jednego podejrzewam o to, mieszka na Żoliborzu), którzy nie mając doświadczenia z kobietami, nazywani są pogardliwie "prawiczkami". Nie muszę też chyba dodawać, że w tym kontekście, to co dla jednych jest zaletą, dla innych może być wadą. Reasumując - podejrzewam, że GW chciała tym tekstem włożyć kij do mrowiska, albo tam, gdzie czeka nieużywana jeszcze błona dziewicza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kontekście całego artykułu rzeczywiście nie chodzi o samą cnotę. Czy to jest „kij w mrowisko”? Nie jestem pewien, prędzej uznam, że to jedna z metod podkręcenia czytalności GW. W jednym z komentarzy wspomniałem, że mam mieszane uczucia do takich metod, ale skoro w GW jest magazyn dla kobiet, nic mi właściwie do tego.
      Natomiast dla tej pani chyba jednak wszystko obraca się dziś (pewnie dopiero dziś) w obrębie błony dziewiczej. Wszak problem „jak to powiedzieć” dotyczy właśnie tego aspektu i z niego wynika.

      PS. Nie wiem jak to wyrazić, ale spróbuję. Miło mi, że mnie czytasz, i zapewniam, że nie jest to czcze gadanie. Ale by zachować uczciwość, muszę Ci uzmysłowić, że swego czasu śmiertelnie się na mnie obraziłeś. Fakt, na innym blogu. Jeśli o mnie chodzi, jestem gotów puścić w niepamięć tamten incydent.

      Usuń
    2. Co do sedna sprawy to pełna zgoda, mamy taki sam pogląd.
      Natomiast zaskoczyłeś mnie "PS-em". Pomimo ponad 23 lat blogowania chyba nie należę do obrażalskich, ale fakt ... z wieloma osobami (tutaj masz aż siedmioro takich komentatorów) nie utrzymuję kontaktu. W większości to pewnie nieporozumienia, ale jednak ... Jeżeli już na kogoś się obrażam to konflikt drenuję do końca, czasami coś się wyjaśnia, czasami zaciemnia, jak to w życiu. A tutaj ... nie pamiętam, może coś przypomnisz, jeżeli uznasz, że to ważne? Być może też ktoś się podszywa pode mnie ...

      Usuń
    3. Jeszcze raz zaznaczę, że nie mam zamiaru reaktywować sporu, dlatego nic o sporze. Przypomnę jednak pewną Twoją opinię z innego bloga: „Drogi nasze rozeszły się, gdy zrozumiałem, że Asmodeuszowi chodzi głównie o "kręcenie licznikiem wejść" i robi to bardzo inteligentnie”. A ma ona (opinia) już trzy lata. I co z tym rozejściem zrobić, przy czym dodam, że nie o przeprosiny tu chodzi, bo ja urazy nie chowam?

      Usuń
    4. Dzięki za wyjaśnienie. Faktycznie tak było, ale ja się nie obraziłem tylko uznałem, że z kimś, kto nazywa mnie faszystą i nie potrafiąc tego udowodnić ani wycofać się, toczy wielotygodniowe spory, nie ma sensu dalej dyskutować.

      Usuń
  13. Temat jest ciekawy, ale mało prawdopodobny. Seksualność tak często jest związana z poczuciem własnej wartości, że nie wierzę, aby problem jaki ma ta pani był powszechny, a nawet realny w tym przypadku (aż dostrzegam tutaj wydumanie copywritera). Osoby, które do wieku lat 50 nie miały partnera, zazwyczaj zdążą dorobić do tego tak piętrową ideologię (przecież nie może być tak, że do tej pory nikt jej nie chciał, tego nie można dopuścić do psychiki), że pierwszy związek seksualny w wieku lat 50 jest bardzo, ale to bardzo wątpliwy. Dla mnie te dwa wątki - unikanie seksu do pięćdziesiątki, a potem nagłe trajlowanie o tym, a nawet pytanie o poradę w gazecie jest zbyt sprzeczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednym na pewno się zgodzę. To nie jest powszechny problem, nazwałbym go marginesem marginesów. Zauważ, że moja notka ma charakter prześmiewczy, po prostu wyłapałem „perełkę”, nie jedyną zresztą, która wywołała moje zdumienie. Natomiast Anabell, jedna z komentujących pisze, że jej 45-letnia koleżanka miała podobny dylemat, rozwiązany bez ogłoszenia tego światu za pomocą mediów, co dowodzi, że ta sytuacja wcale nie musi być zmyślona.

      Usuń
  14. Czy szachetny Wielebny chciałby się napić ze szklanki od 50 lat nie mytej lecz za to pełnej??? Pytanie poniekąd teoretyczne, bo zakładam, że Wielebny na tego bloga nie wchodzi... Może pija z...musztardówki?
    Z Panem Blogiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szlachetny Wielebny nie odmawiał napitku nawet z brudnej musztardówki, jeśli to był spirytus. Ale te czasy już dawno i bezpowrotnie minęły. Teraz preferują delikatny aromat świeżo zaparzonej kawy ze śmietanką i to z porcelanowej filiżanki, o którą można lekko zadzwonić łyżeczką, niczym dzwony kościelne z wezwaniem na mszę ;)

      Usuń