sobota, 17 kwietnia 2021

Ognisko Światła i Miłości, czyli mistyczni zboczeńcy

 

  Filozof, prof. Skrzydlewski na antenie Radia Maryja: „Dzisiejsze „bezbożnictwo”, nie tylko nakazuje lekceważyć ludzi pobożnych, ale ich separować, aby nie mogli w żaden sposób oddziaływać na społeczeństwo”. Ja się przyłączę do tego bezbożnictwa. Mówi Wam coś nazwisko: Marta Robin? Katolicy pewnie znają ją bardzo dobrze. Francuska mistyczka, która przez kilkadziesiąt lat odżywiała się li tylko Eucharystią, stygmatyczka, która każdy piątek przeżywała fizycznie mękę Jezusa, ślepa i praktycznie nieopuszczająca łóżka.  Nadano jej tytuł Czcigodna Sługa Boża Kościoła katolickiego. Od 1986 toczy się jej proces beatyfikacyjny, a papież Franciszek w 2014 roku promulgował dekret o heroiczności jej cnót1. Jej historię poznałem w okresie, gdy często zaglądałem na portal Fronda, gdzie niemal cyklicznie opisywano jej świętość. Była inicjatorką religijnego ruchu „Ognisk Światła i Miłości”. W Polsce istnieją takie dwa: w Olszy i Kaliszanach.

Okładka książki wydawnictwa WAM. Swoim nadzwyczajnym apostolstwem Marta Robin fascynowała wierzących, ateistów i agnostyków, którzy odwiedzali ją w jej domu, gdzie leżała ...

  Dziś trafiłem na bulwersujący artykuł, a ponieważ zawsze mówię – sprawdzam – znalazłem i drugi. Oba na poważnych portalach katolickich. Rzecz ma się tak: w 1988 r. biskup francuskiej Walencji Didier-Léon Marchand zlecił belgijskiemu karmelicie De Meester badanie kanoniczne pism, które pozostały po Marcie Robin. Zakonnik rozpoczął pracę z bardzo pozytywnym nastawieniem względem założycielki „Ognisk Światła i Miłości”. Był uznanym specjalistą od mistyki kobiecej. Miał do przeanalizowania, bagatelka – 4 tys. stron tekstu podyktowanego skrybom. Konkluzje karmelity da się streścić do trzech słów: Marta Robin kłamała! Dodać trzeba, że we wszystkim:
- jej teksty okazały się plagiatami;
- duchową drogą Marty, to mityczna konstrukcja oparta na doświadczeniach opisanych gdzie indziej;
- paraliż i ślepota mistyczki były w dużym stopniu udawane;
- opisy jej ekstaz i zapisy spontanicznych modlitw Marty były często przygotowywane przez innych.
- Marta manipulowała też swoimi kierownikami duchowymi. Posuwała się nawet do tego, by używać cudzej krwi do symulowania ran na ciele
2.
W 1996 roku o. Koen De Meester, jako jedyny z 28 powołanych przez Watykan ekspertów, zgłosił swoje oficjalne votum separatum wobec rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Marty Robin na szczeblu watykańskim. Bez skutku. Watykańska machina produkowania błogosławionych i świętych wciąż działa na rzecz „heroiczności cnót” tej mistyczki.

  Myślicie, że to koniec? Otóż niezupełnie. Powiedziałbym wręcz, że to dopiero początek. Z osobą tej mistyczki był ściśle związany niejaki ks. Georges Finet – współzałożyciel i długoletni moderator „Ognisk Światła i Miłości”. Kiedy ogłoszono, że tenże Finet w latach 1945-1983 dopuszczał się niestosownych czynów podczas spowiedzi na co najmniej 26 dziewczętach, które w chwili molestowania miały od 10 do 14 lat, zadano pytanie: jak Marta Robin, która podziwiana była powszechnie za swój „dar rozeznawania”, mogła nie rozpoznać, że jej najbliższy współpracownik był pedofilem?

  To jednak też nie koniec. Z Martą Robin było związane pewne gorono mistyków. To wręcz jej uczniowie. Kilku wymienię: Jean Vanier, bracia Thomasa i Marie-Dominique Philippe, Thierry de Roucy, Mansour Labaky – a to podobno nie koniec listy. Co ich łączy? Otóż byli twórcami grup charyzmatycznych, gdzie dopuszczali się seksualnych deprawacji, takich, jakie opisywałem w notce „Nowe trendy religijności”. Czytam: „Kuria Rzymska była zaślepiona sukcesem nowych wspólnot. Jan Paweł II widział w ich założycielach „zwiastunów nowej ewangelizacji”. Dlatego wszelkie skargi kierowane do Rzymu były odrzucane, nie traktowano ich poważnie. Nawet ci biskupi, którzy „jasno widzieli sytuację”, pozostawali bezsilni: podejmowano pewne próby ostrzeżenia wspólnot, ale spotykały się one z bardzo silnymi reakcjami obronnymi. Każda krytyka wspólnoty była dyskredytowana, a biskupi oskarżani o niezrozumienie charyzmatu założyciela, który otrzymał swoją misję wprost od Ducha Świętego. Atakowanie go było w istocie atakowaniem Chrystusa3. No comment.

  Dziś w Polsce Kościół straszy nas zgniłym Zachodem i ja myślę, że jest w tym trochę racji. Mamy bowiem do czynienia ze dość powszechnym zjawiskiem charyzmatycznych pomyleńców i zboczeńców, którzy dopuścili się nadużyć, a to nie ogranicza się tylko do Francji. Wystarczy wspomnieć Meksykanina Marciala Maciela (Legioniści Chrystusa), Niemców: Josepha Kentenicha (Ruch Szensztacki) i Werenfrieda von Strattena (Pomoc Kościołowi w Potrzebie), Peruwiańczyka Luisa Fernando Figariego (Sodalicio) czy Włocha Gino Burresiego, założyciela Sług Niepokalanego Serca Maryi. Tak sobie myślę, że to jeszcze nie koniec...

 

Przypisy:
1 - https://pl.wikipedia.org/wiki/Marta_Robin#Duchowe_dzie%C5%82o
2 - https://pl.aleteia.org/2020/10/13/marta-robin-oskarzona-o-mistyczne-oszustwo-analiza/
3 - https://wiez.pl/2021/04/16/jak-opatrznosciowi-mezowie-stali-sie-seksualnymi-drapiezcami/

 

 

24 komentarze:

  1. Polecam książkę Emmy Donoghue CUD, wprawdzie to beletrystyka, ale doskonale pokazuje, jak wygląda takie święte odżywianie się eucharystią, i kto czerpie z tego profity...
    Dziwie się poza tym, że KK jeszcze straszy i są tacy, co się tego straszenia boją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;) Ostrzę sobie zęby na polskie wydanie książki „Zdrada ojców” Céline Hoyeau.
      Mnie w zasadzie to straszenie nie dziwi. Mit „oblężonej twierdzy” sprawdzał się nie tylko w historii Kościoła.

      Usuń
  2. słyszałem kiedyś taki okrutny żart, że nie ma sparaliżowanych i ślepych, oni są po prostu leniwi, tym drugim to nawet patrzeć się już nie chce...
    cudza krew to cudza krew, ale skąd ona ją brała i w jakim trybie?...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żart jest faktycznie makabryczny, i nie zamierzam go powielać.
      Nawet w jej czasach pobieranie krwi nie stanowiło żadnego problemu.

      Usuń
    2. skojarzył mi się film Szulkina "Wojna światów"... tam jest scena, gdy okupujący Ziemię Marsjanie pobierają krew od Ziemian... stoi długa kolejka ludzi, dookoła kordon /kolaborującej/ policji z pałami, a przez megafon nadawane są instrukcje, gdzie kto ma iść na przemian ze zdaniem: "pamiętajcie, że krew oddajecie dobrowolnie!" :)

      Usuń
    3. Ja ten film widziałem, ale nigdy bym nie skojarzył z Martą Robin ;))

      Usuń
  3. Nie znam osoby, nie znam sprawy. Ale kiedyś czytałam o tych co odżywiają się światłem. Doświadczalnie sprawdziłam, że niestety odżywianie się światłem z lodówki nie daje absolutnie uczucia pozbawienia się głodu. No a odżywianie się światłem słonecznym też mi nie wyszło- widocznie zbyt duże zanieczyszczenie powietrza jest w mieście i owo światło słoneczne zatraca po drodze swe właściwości odżywcze. No to pozostanę jednak na swej diecie bezglutenowej i niemal bezlaktozowej;) No cóż, nie wszystkie choroby psychiczne dają się leczyć, nie jest łatwo przeprogramować mózg ludzki.
    Miłego;)
    P.S.
    Pławię się w bluesach, Mozarcie i Paganinim (na nowych głośnikach- cudo)-trochę muzy wrzuciłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo zamiast blaskiem słońca powinnaś się karmić tymi zanieczyszczeniami. One mają przynajmniej jakąś wagę ;))

      Już częściowo odsłuchałem i na pewno się odniosę ;) Szczególnie do tych głośników.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Nie znam tej postaci, z samych opisów "przeżyć" mistycznych trudno dociec czy i jakie miala zaburzenie osychiczne, natomiast rzekome odżywianie się wyłącznie eucharystią demaskuje każdego, kto ogłasza, że stosuje takie praktyki jak kłamcę. Nie da się długo żyć na tej diecie, bo tak działa ludzkie ciało. Potwierdzają to przypadki tysięcy anorektyków, których wyniszczenie jest opisane medycznie. Osoba żywiąca się WYŁĄCZNIE a to opłatkiem, czy to praną, kłamie, że tal to działa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie, sceptykowi nie trzeba tego tłumaczyć, ale przekonać wielbicieli tej mistyczki to tak, jak obrazić samą eucharystię. Pamiętam te obelgi w komentarzach pod adresem wątpiących. To dzięki nim mam bogaty repertuar oszczerstw i bluzgów do dyspozycji ;)

      Usuń
  5. Temat religijnych manipulatorów może i ciekawy, faktycznie daje to jakąś władzę nad ludźmi, czego dowodzi przykład typów wymienionych na końcu, ale szczerze mówiąc frapuje mnie i nieco rozczarowuje co innego. :) Jaki sens jest w przepisywaniu całych zdań z artykułów, które napisał ktoś inny i dodawanie im tylko prowokującego tytułu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, mógłbym zamiast treści wstawiać same linki – dla mnie byłoby to dużo prostsze. Zastanawiam się tylko, kto by to czytał po za mną? Nawet Ty, bo Ty tylko sprawdzasz, gdzie coś zmanipulowałem ;)) Aby nie było, nie mam nic przeciw. Ale obiecuję, w następnej notce zero przepisywania, no, prawie zero i pewnie tylko jeden raz. Jeden raz na jakiś czas.

      Niczego Ci nie wypominając, bo mnie to nie przeszkadza, sam zrobiłeś podobnie w ostatniej notce. A notka o książce „Afryka, czarownice i religie”? Jeszcze lepsza „Żertwa - Antologia horroru słowiańskiego”, też nie wypominając, bo mnie się też zdarza – z błędem w tytule. Okładka książki i dwa zdania... Twój styl i nic mi do tego. Ważne, że chcesz coś pisać.

      Usuń
    2. Wiesz, w moich notkach cytaty mają to do siebie że podaję je w cudzysłowie i wstawiam je jako przyczynek do polemiki z nimi, albo w przypadku gdy wypowiedź pokrywa się z tym co sam myślę. Ty w zasadzie zamieściłeś oprócz tego kompilację cudzych wniosków - to jest słabe, a nie samo wykorzystanie cudzych wypowiedzi. Słabe, bo nie bawi mnie dyskusja z ludźmi, którzy je napisali.

      Ile miałeś cytatów w notce o Afryce? Jeden na cały tekst. A już w ogóle nie rozumiem odwołania do Żertwy - naprawdę inny szyk słów tak Cię podekscytował? :D

      Usuń
    3. Zapytam nieśmiało, czy ktoś Cię zmusza do dyskusji z ludźmi, którzy Cię nie bawią?
      Ktoś napisał Marta Robin kłamie. Jeśli ja napiszę Marta Robin kłamała – uważasz, że to nie jest mój pogląd? Ciekawe.

      Jeśli już, z książki są dwa cytaty. Ale nie o to chodzi. Napisałeś streszczenie książki, czyli dokładnie to, co ja robię z artykułami. I o ile mój czytelnik po mojej notce nie będzie chciał studiować tych streszczonych artykułów, jest ok. Ale miałbym pretensje, gdyś mi streścił książkę, którą chciałbym przeczytać. To tak jakbyś mi opowiedział film z jego puentą.
      Zaś co do Żertwy. Nie, nie chodzi o przestawienie słów, wspomniałem o błędzie. Wysil się, i sam go znajdź. Jak nie dasz rady... to podpowiem ;)

      Usuń
    4. Daj spokój z tą nieśmiałością, za długo się znamy.
      Streszczenie artykułu brzmi uczciwiej, ale nie jest na pewno dokładnie tym co ja napisałem, bo ja wnioski wysnułem sam, a nie przepisałem z innej recenzji, i ta różnica powinna dać Ci do myślenia.

      Usuń
    5. To może inaczej. Artykuły mają to do siebie, że są zwięzłe i właściwie inaczej ich treści opisać się nie da. Nie widzę też powodu, dla którego miałbym je pisać na nowo w zupełnie innym stylu i używając zupełnie innego słownictwa. Musiałbym o nich nie pisywać wcale poza adnotacją, że trzeba koniecznie przeczytać. Ciekawe ilu by się skusiło, bo ja mam wątpliwości, czy ktokolwiek. Wybieram z nich to, z czym w pełni się zgadzam. Albo się nie zgadzam i dopiero wtedy dodając własną opinię. Zaś dosłowne cytaty zaznaczam dokładnie tak jak Ty.

      Z Twoim opisem książek jest inny problem. Zdradzasz treść streszczeniem. Gdybyś napisał tylko recenzję posiłkując się krótkimi fragmentami, które mają zachęcić do lektury, to ja bym Ci przyklasnął. A tak czuję się jak facet napalony na film, któremu dziewczyna opowiada zakończenie (kto zabił), bo ona już film widziała wcześniej.

      W tytule Twoje słowo „horror” ma tylko dwie litery „r”. Literówka, której albo nikt nie zauważył, albo wstydził się ją wskazać.

      Usuń
    6. W zasadzie w ogóle nie ma powodu ich przepisywać. :) Ale spoko, masz na to ochotę więc przepisuj, w sumie Marta Robin też lubiła sobie popisać.

      Zdradzam treść streszczeniem? Jaja se teraz robisz, bo chyba nie masz się do czego przyczepić w zamian. A co to kryminał jest i powiedziałem kto jest mordercą? To publicystyka, ile treści mogłem zdradzić ze 152 stron który liczy sobie książka? Sobie przypomnij swoją recenzję dzienniczków Faustyny, też można było postawić zarzut, że zdradziłeś całą treść.

      A z hororem fakt, tu posypuję głowę popiołem - dzięki, sam tego nie zauważyłem.

      Usuń
    7. "Ale obiecuję, w następnej notce zero przepisywania, no, prawie zero i pewnie tylko jeden raz. Jeden raz na jakiś czas."

      DeLu lajk za to zdanie! Obietnica majstersztyk! Której w żadnym razie nie da się nie spełnić! :))

      Usuń
    8. Radku:

      I to mi się podoba „pisz, co chcesz” ;) Nie porównuj mnie do Marty Robin, on nie napisała ani słowa, miała swoich skrybów. Niemal jak Jezus w Ewangeliach ;))

      Wiesz, na streszczeniach, wstyd się przyznać, połowę lektur obowiązkowych w podstawówce zaliczyłem. A te lektury miały dużo więcej niż 150 stron.

      Nie posypuj głowy. Nie tylko Tobie literówki się zdarzają.

      Usuń
    9. Mario, da się, dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych ;))

      Usuń
    10. A fakt, przepisać tyż trza chcieć i umić.

      I też miałeś pretensje do autorów streszczeń, że je napisali?

      Usuń
    11. Dziś mam pretensje. Ominęła mnie lektura ważnych książek. I przeraża mnie dziś w necie ilość streszczeń książek.

      Usuń
  6. Spór o, jakiekolwiek, zasady i zdarzenia "religijne" jest bezprzedmiotowy. Jak można przez wieki toczyć dysputy, tworzyć zasady, mity i kreować świętych na podstawie tylko i wyłącznie wiary w coś czego nie ma i nigdy nie było. No, jeszcze można sobie wymyślić kilkanaście bóstw i bogów ku uciesze "wiernych" i własnej kasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież słyszałem określenie "Wielka Tajemnica wiary". Nikt tajemnicy nie ogarnie...

      Usuń